Bez rozgrzewki: Gdzie się pan podział, panie Kurzawa?

Trochę lat się ma – licznik bije bezlitośnie i marna pociecha, że każdemu – ale nie mogę sobie przypomnieć takiej sytuacji, jak ta z Rafałem Kurzawą. Było nie było, reprezentantem Polski i nic to, że takim świeżo upieczonym. Przed kilkoma tygodniami skończył się mu kontrakt w Górniku Zabrze, a jeszcze wcześniej oficjalnie się z nim pożegnał i wyjechał „na kadrę”. Nikt nie zaprzeczy, że Kurzawa był odkryciem sezonu 2017/18. Nikt tak nie asystował w ekstraklasie jak on, nikt tak pięknie i celnie nie podawał z lewej nogi, a potwierdzeniem jego możliwości był rzut wolny w trakcie meczu z Japonią na mundialu, kiedy to piłka spadła wprost na nogę Jana Bednarka. Ale nikt też nie zaprzeczy, że był to dopiero pierwszy tak udany rok piłkarza, który – o czym niekoniecznie się teraz pamięta – na Śląsku spędził już 8 lat, grając to tu, to tam.

No więc właściwie po raz pierwszy zabłysnął, po czym zapragnął zmiany klimatu. Trudno mu to mieć za złe. Piłkarz, jeśli jest chciany, wędruje za większymi wyzwaniami i oczywiście większymi pieniędzmi. Tym bardziej taki piłkarz, który nie może o sobie powiedzieć, że zabezpieczył sobie i rodzinie byt, a który nie jest już młodzieniaszkiem.

Ale jego przyszłość – przynajmniej z dzisiejszej perspektywy – jest co najmniej zagadkowa. Rutynowo bywa tak, że zawodnik dostaje dwie, trzy, pięć ofert od kontrahentów, z których wybiera tę swoim zdaniem najlepszą, i przystępuje do pracy. W przypadku pana Rafała niewiele jednak wiadomo: kto właściwie mu złożył propozycję gry; czy może najlepiej płacące w polskiej lidze Lech lub Legia (grona bardziej szczodrych trudno też wykluczyć Cracovię, Jagiellonię, Zagłębie Lubin), a może klub zagraniczny? Wszystko to było – i jest – niejasne, nieczytelne, zamglone. A w sumie – nietypowe, pozwalające wręcz sformułować tezę, że albo sam zawodnik nie wie, na co się zdecydować, albo tak… mącą mu w głowie menedżerowie.

Biorąc pod uwagę fakt, że zbliża się koniec lipca, że jego koledzy z polskiej ligi już są na finiszu przygotowań do sezonu, a potencjalni koledzy z klubów zagranicznych – na pewno jednak nie z tzw. topowych – już są w blokach startowych do przygotowań lub nawet mają za sobą pierwsze ich dni, ta cisza wokół Kurzawy jest co najmniej niepokojąca. Chyba że dzieje się coś, o czym nie mam bladego pojęcia, w związku z tym proszę tych, którzy cokolwiek wiedzą, żeby poinformowali złakniony wiedzy naród…

Chodzi i o interes samego piłkarza, i chociażby kadry, którą przejął Jerzy Brzęczek. Można przypuszczać, że nowy selekcjoner, buszując – co wydaje się oczywiste i wręcz kluczowe – po nazwiskach obecnych i przyszłych kadrowiczów, Kurzawę bierze pod uwagę. Bez wątpienia zatem jest zainteresowany, gdzie i z kim zawodnik ten pracuje bądź będzie pracować, jak będzie aklimatyzować się w nowym środowisku i jaka mu w nim rola będzie pisana.

Powtórzę: piłkarz ten ma dopiero jeden sezon za sobą, o którym można powiedzieć, że był udany i satysfakcjonujący, tymczasem piłkarza klasowego cechuje w tym względzie „wielosezonowa powtarzalność”. Kurzawa ma to dopiero przed sobą. Tym bardziej to zawieszenie w próżni jest takie nienaturalne; oby nie okazało się szkodliwe.