Bez rozgrzewki. Probierz u Filipiaka – takie prawo bogatego

Kiedy przy ul. Kałuży w Krakowie zawarto kilkanaście dni temu porozumienie – jak zwał, tak zwał – którego istotą było powierzenie funkcji wiceprezesa Cracovii Michałowi Probierzowi, niemal natychmiast nasunęło mi się skojarzenie z zawarciem 10-letniego kontraktu na trenowanie tego klubu przez Wojciecha Stawowego. Bodaj po miesiącu Stawowy trenerem już nie był, a kontrakt diabli wzięli. Wystarczyło, że wyniki nie były takie, jakich oczekiwał profesor Filipiak. Ciekawe jest to, że Stawowy definitywnie wypadł z trenerskiej karuzeli. Profesor na prezesowskiej trwa, choć różnie z Cracovią przez te minione lata bywało. Cóż, takie prawo bogatego.

Teraz oczywiście mamy inną odmianę dealu pomiędzy prezesem a trenerem. Ani chybi zrodzoną z faktu wzrastania przez zespół Cracovii w siłę i jego pięcia się w górę ligowej tabeli. Można zatem domniemywać, że deal ma swoje podłoże w entuzjazmie właściciela klubu, wywołanym przez ostatnie wyniki. Niewykluczone też, że wzmocnionym przez prorocze słowa Michała Probierza wypowiedziane kilka miesięcy temu w związku z ciężkimi milionami euro, które trzeba będzie niebawem płacić za Krzysztofa Piątka. Jak wiadomo, słowo stało się ciałem, przez co autorytet trenera z Łagiewnik przeniósł się na jeszcze wyższe poziomy.

Komentując swego czasu objęcie rządów przy Kałuży przez Probierza, napisałem, że może to być akt desperacji prezesa wobec wcześniejszych, wieloletnich i usilnych starań o wzmocnienie pozycji Cracovii na polskim rynku piłkarskim. Pozycji paradoksalnie słabej (włączając w to degradację), jeśli rzucić ją na tło ponoszonych co roku nakładów i wszelkiego rodzaju innych wysiłków, by dobrze życzącym temu klubowi „żyło się lepiej”.

Nikt jednak przez te lata nie umiał postawić dobrej diagnozy, dlaczego w klubie teoretycznie dobrze ułożonym, zorganizowanym, uchodzącym wręcz za wzór dla innych, nie udało się osiągnąć sukcesu. Być może, Filipiak wyszedł z założenia, że zrobić to może już tylko Probierz, który po udanych latach w Jagiellonii miał zyskać nadzwyczajny – decydencki – status w Śląsku Wrocław albo… wyjechać za granicę. Właściciel Comarchu zdecydował się przebić wszystkie alternatywne oferty. Rzecz jasna, z wszelkimi ryzykami wiążącymi się z takim… aktem desperacji, w tym (w wypadku niepowodzenia) z ryzykiem położenia na to wszystko lagi. Mówiąc wprost – daniem sobie spokoju z klubem i w ogóle z piłką nożną. Notabene w tym uczuciu mogły go utwierdzać relatywnie słabe, już za kadencji Probierza, wyniki drużyny, konflikty z kibicami (tzw. kibicami?), a generalnie poczucie jałowości tych wszystkich wysiłków.

Filipiak prezesem, Probierz wiceprezesem… Dla znających temat, tych dwóch panów, a i podstawy psychologii, jest to zestaw gwarantujący w bliższej czy dalszej przyszłości… konflikt. U jego źródeł może lec ego zarówno profesora, jak i trenera, w obu przypadkach mocno rozbuchane czy rozdęte. Oczywiście, znacznie silniejsza jest tu pozycja właściciela. To on rozdaje karty i wysyła przelewy. Aczkolwiek nie można nie zwrócić uwagi na to, że Probierz pracuje u Filipiaka już od czerwca 2017 roku. Czyli relatywnie długo, co może świadczyć o wzajemnym szacunku obu panów, docenianiu tego, co każdy z nich robi dla Cracovii i chyba nasilającym się przekonaniu, że gwałtowność działań niekoniecznie służy osiąganiu zamierzonych celów.

Ale tym bardziej trzeba być ciekawym dalszego ciągu – a w sumie trwałości – tego nowego układu kierowniczego przy Kałuży. Zachowując wszelkie proporcje, Probierz zdaje się zyskiwać status, jaki mają, zwłaszcza w lidze angielskiej, menedżerowie, którzy zajmują się nie codzienną treningową orką, lecz szerzej rozumianą strategią klubu, wykraczającą poza wczorajszą porażkę, dzisiejszy remis, jutrzejsze zwycięstwo. Czyli status bardzo mocnego człowieka, z którym zderzenie, czy też pójście na udry, z założenia nie może być przyjemne. Również dla… przełożonych.

 

Na zdjęciu: Michał Probierz, trener Cracovii