Bezdomny Ruch. Włodarze Chorzowa, jak wam nie wstyd?

Komentarz „Sportu” o czarnych dniach na Cichej 6, z której Ruch wyprowadza się do Gliwic i nie wiadomo, kiedy znów będzie mógł rozgrywać tam ligowe mecze.


Stadion przy Cichej w ostatnich latach był świadkiem wielu smutnych obrazków. Zadymy z Górnikiem Łęczna na pożegnanie ekstraklasy. Porażki 0:6 z Pogonią Siedlce, zwiastującej problemy i kolejną degradację. Łez Tomasza Foszmańczyka po remisie z Błękitnymi Stargard i spadku z drugiej ligi. Ale widok ściętego masztu oświetleniowego, legendarnej 55-letniej „świeczki” , którego byłem świadkiem w środowy wieczór, wywoływał u kogoś śledzącego na co dzień losy Ruchu chyba jeszcze większą gulę w gardle.

Nie ma wątpliwości, że okres 10 dni od decyzji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o zamknięciu obiektu aż do ścięcia „świeczki” to czarne 10 dni. A 25 stycznia – to smutna data w historii nie tylko klubu, nie tylko stadionu, ale całego Chorzowa. Wycięta została część jego charakterystycznego krajobrazu. Nie dlatego, że idzie nowe – tylko dlatego, że upada stare.

Nastawmy się na rok w Gliwicach

Takiego poruszenia wśród części sympatyków Ruchu nie pamiętam. Część tej społeczności od dawna czuła złość, mówiąc o niedoszłej budowie nowego stadionu. Tyle że inaczej reagujesz, gdy nie dostajesz czegoś nowego – nawet jeśli ci to wcześniej obiecano – a inaczej, gdy zabierają ci coś, co już miałeś. Skazanie 14-krotnego mistrza Polski na grę w Gliwicach to coś niebywałego – zwłaszcza w momencie, gdy powinno być dokładnie odwrotnie; gdy wszyscy wokół klubu powinni zjednoczyć się w obliczu takiej szansy powrotu do ekstraklasy, jaka może się długo nie powtórzyć klubowi bardzo biednemu jak na warunki pierwszej ligi. Ruch na pewno będzie przez kibiców rywali wyśmiewany, nazywany bezdomnym. Skoro już teraz z miasta płynie przekaz, że jest wola, by instalacja nowego oświetlenia skończyła się w lipcu, to należy potraktować to za skrajnie optymistyczny scenariusz. Kibice, z którymi rozmawiałem w środę podczas sparingów w Kamieniu, raczej nie mają złudzeń: „w Gliwicach spędzimy pewnie cały ten rok”. Projekty, przetargi, odwołania, zbyt wysokie oferty – na taki serial teraz się nastawiają.

Co robi dobry gospodarz?

Nigdy nie byłem przekonany, czy Chorzów stać na nowy stadion. Kiedyś być może tak, teraz sądzę, że jednak nie, dlatego jeśli prezydent Andrzej Kotala mógł zbierać za coś cięgi od kibiców, to złamanie danego słowa, bo przecież nie to, że teraz w kasie samorządu może brakować pieniędzy. Ale pieniędzmi i ich deficytem, złym PiS-em, malejącymi wpływami z pitu, Kaczyńskim, KPO, Polskim Ładem i czym tam jeszcze naprawdę nie wszystko da się tłumaczyć. A już na pewno nie organizacyjne niechlujstwo, krótkowzroczność, brak wyobraźni.

O pewnych problemach ze „świeczkami” wiadomo było wszem i wobec. Co powinien zrobić dobry gospodarz? Odpowiednio się do tego tematu przygotować, wysondować rynek, rozpisać przetarg, poprowadzić właściwą komunikację w mediach, wreszcie – przystąpić do prac i wymiany jupiterów, najlepiej już kolejnej doby po zakończeniu sezonu. Jeśli trzeba – porozmawiać z PZPN, poprosić w imieniu czy za pośrednictwem Ruchu o rozegranie pierwszych pięciu, siedmiu, może i dziesięciu kolejek na wyjazdach, do czasu zakończenia robót. Ani włodarze Chorzowa, ani MORiS-u, nie zachowali się jednak po gospodarsku, pozwalając, by problem jupiterów do rozwiązania zastał ich nagle. Na trzy i pół tygodnia przed rozpoczęciem rozgrywek. Widzę w tym nie żadną teorię spiskową w postaci celowego wbicia odradzającemu się Ruchowi noża w plecy, a po prostu skrajną niekompetencję.

Miasto, na którego głównym deptaku straszą puste witryny, lombardy i banki, dopuściło do utraty największej regularnie odbywającej się na swoim terenie imprezy masowej. MORiS dopuścił do zamknięcia największego obiektu, jaki ma w swoich zasobach. Tak włodarze Chorzowa zadbali o swoje wielkie dziedzictwo. Dawni mistrzowie, legendy Ruchu, przewracają się od 10 dni w grobach.

Czy będą dymisje?

Nie chcę już być złośliwy i wypominać, że w momencie tej katastrofy dyrektor MORiS-u Alina Zawada przebywała na urlopie, a na portalach, w telewizjach i gazetach wypowiadał się jej zastępca. Odkładam ten fakt na bok. Ale – bez wskazywania konkretnych winnych – ta skrajna niekompetencja naraziła budżet samorządu na zbędne wydatki, skutkując teraz koniecznością wydania kwoty sięgającej siedmiu cyfr (jednorazowy wynajem stadionu w Gliwicach, za co płacić będzie miasto, to około 100 tys. zł). No, a nowe jupitery przy Cichej tak czy inaczej kiedyś postawić trzeba. Jeśli nikt nie zostanie za to rozliczony, jeśli nie będzie żadnej dymisji, otrzymamy jedynie niezbity dowód na to, że mamy do czynienia z zabetonowanym zakładem pracy chronionej.

Nasuwa się też refleksja, że skoro podobne rzeczy dzieją się wokół tak mimo wszystko eksponowanej, medialnej kwestii jak Ruch i stadion, to co dzieje się w cieniu, w miejskich labiryntach, znajdujących się poza zasięgiem wzroku zwykłych mieszkańców? Zostawmy to działające na wyobraźnię pytanie bez odpowiedzi.

Polityczny kapitał mimo wszystko

Prezydent Andrzej Kotala chyba stracił już resztki instynktu samozachowawczego w tak niefortunnych dla siebie tematach okołopiłkarskich, skoro daje się jeszcze fotografować na Stadionie Śląskim z jego szefem Janem Widerą, rzekomo walcząc o obiekt zastępczy dla Ruchu. Wplątuje w to jeszcze bogu ducha winnego prezesa Seweryna Siemianowskiego, podczas gdy wszem i wobec wiadomym jest, że gra w „Kotle Czarownic” to po prostu impreza nie na chorzowską kieszeń. Mimo to Kotala próbuje zbijać polityczny kapitał, a miasto z lubością podkreśla, że sfinansuje Ruchowi wynajem zastępczego obiektu. Zamiast z godnością milczeć, relacjonuje tekstowo w internecie wycinkę „świeczki” niemal na bieżąco, a rzecznik magistratu obwieszcza mediom, że „Niebiescy” będą grali w Gliwicach na długo, nim ci rzeczywiście sfinalizowali umowy i zamierzali informować o tym oficjalnie.

Naprawdę nie zdziwiłbym się, gdyby Cicha została z powrotem oddana do użytku wiosną przyszłego roku. Akurat przed wyborami, w których – co miał wedle niosących się po Chorzowie plotek zakomunikować na klubie Koalicji Obywatelskiej – Andrzej Kotala zamierza ostatecznie wystartować. Pomińmy już taką oczywistość, że oddelegowanie Ruchu poza granice Chorzowa to niemal całkowite uzależnienie jego bytu od łaski prezydenta i radnych. Jeśli tylko przykręcą kurek ze środkami na wynajem zastępczego obiektu, klub będzie miał gigantyczne problemy.

Kibice, gdzie wasi radni?

Milczy dziś opozycja, której chciałem nawet po zamknięciu stadionu oddać głos, ale najwyraźniej nie była zainteresowana. Zresztą, w Chorzowie ta opozycja – w postaci PiS-u – istnieje tylko teoretycznie. Rada Miasta to osobny temat. Nie ma dziś jednego radnego, który ze zwykłej ciekawości zająłby się tematem „świeczek”, zadał kilka trudnych pytań, starał się dociec, czy rzeczywiście pęknięcie u podstawy masztu pojawiło się tak nagle, od razu wywołując bezpośrednie zagrożenie życia i wymagając postawienia rzeczywistości „Niebieskich” na głowie.

Na myśl przychodzą różne spostrzeżenia. Po pierwsze, skoro w gronie 24 radnych nie ma żadnego tak po ludzku zatroskanego losem Ruchu, to może ten Ruch wcale nie taki istotny dla Chorzowa. Po drugie, pokazuje to też pewną słabość tego „niebieskiego” środowiska, które nie było w stanie zadbać o choćby jednego swojego przedstawiciela w radzie miasta, nikogo do niej nie wprowadziło. O to kibice mogą mieć pretensje wyłącznie do siebie. Kibice Ruchu są silni, ale jak widać elektorat stanowiony przez tych zameldowanych w Chorzowie i ich wewnętrzne zorganizowanie – niekoniecznie.

Klub czy muzeum?

Można zapytać, że skoro Chorzów nie potrafił zadbać o stadion, o Ruch – to o co potrafi zadbać? Nie chcę patrzeć na miasto wyłącznie przez pryzmat piłki, tak się nie da i tak nie można, samorząd ma multum nieporównywalnie ważniejszych zadań, ale pod rozwagę rzucę porównanie z wybudowanym niedawno – fakt faktem, że przy dużym udziale środków zewnętrznych – Muzeum Hutnictwa. Ono na 2023 rok uzyskać ma dotację 4,2 miliona złotych. Ruch – 2 miliony złotych. Można zastanowić się, czy są to właściwe proporcje w momencie, gdy miasto raczej żyje od pierwszego do pierwszego niż rozkwita z grubym portfelem w tylnej kieszeni?

Co jest ważniejsze dla mieszkańców Chorzowa – Muzeum Hutnictwa czy Ruch? Jak wypadłyby wyniki takiej sondy wśród zwykłych chorzowian, a jak wśród urzędników, dla których muzeum mogło jawić się jako przechowalnia kilku etatów nawet w chwili, gdy jeszcze na dobre nie ruszyło? Aha, a miejskie biblioteki uzyskać mają roczną dotację 3,8 mln zł. Czyli widać, że w zakresie wydatków na kulturę (której częścią jest też kultura fizyczna) Ruch jest daleko za piedestałem. Środków na wynajem stadionu w Gliwicach nie wliczam, skoro tu miasto jest samo sobie winne.

W nowy stadion nikt nie uwierzy

Przy okazji wycinki „świeczek” znów przebąkuje się naturalnie o budowie nowego stadionu; że niby można by na nim wykorzystać to oświetlenie, które w najbliższych (kilku? kilkunastu?) miesiącach ma powstać przy Cichej. Bartosz Horodecki, prezes stowarzyszenia kibiców „Wielki Ruch”, słuchając radnych na ostatnim ubiegłorocznym posiedzeniu Komisji Kultury i Sportu skwitował, że im mniejsze jest prawdopodobieństwo budowy stadionu i im mniej miasto stać, w tym większym stopniu zgadzają się, że należy budować i to etapowo. Nawet jeśli teraz chorzowscy włodarze mieliby w tej materii dobrą wolę – o zasadności wykorzystywania w tym celu projektu sprzed dekady przez litość nie rozmawiajmy – to i tak nikt im nie uwierzy. A chęć etapowej budowy powodowałaby obawy, że coś zostanie rozwalone i w Chorzowie dojdzie do powtórki z Bytomia, gdzie zdewastowano Olimpijską i tyle ją kibice widzieli.

Na razie wiem jedno: ci, którzy są odpowiedzialni, że w Chorzowie nie ma dziś miejsca dla Ruchu, powinni czuć dyskomfort. Powinni wiedzieć, że zawalili. A na meczach, rozgrywanych przez „Niebieskich” w Gliwicach, powinni się pojawiać tylko za pośrednictwem swoich nazwisk na rozwieszanych przez kibiców transparentach.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus