Brąz na wyciągniecie ręki

Wygrana z Wybrzeżem, ale także niespodziewana porażka Azotów Głogowie sprawiły, że Górnik Zabrze jest 3. miejsca.


Ten, kto ma nerwy ze stali, a przy tym lubi oglądać piłkę ręczną na wysokim poziomie, powinien cześciej oglądać mecze Górnika. Jego zawodnicy zawsze bowiem gwarantują emocje do ostatniej syreny. Nie inaczej było w niedzielę w hali przy Wolności, gdzie przyjechało gdańskie Wybrzeże. – Ostatnia porażka z Chrobrym mocno nas podrażniła. Jeśli chcemy się jeszcze liczyć w walce o brązowy medal, musimy stąd wywieźć punkty – powiedział trener ekipy znad Bałtyku, [Mariusz Jurkiewicz]. Świadom skali trudności tego spotkania był szkoleniowiec miejscowych, Patrick Liljestrand. – To młoda i żądna sukcesu drużyna. Chcąc kontynuować zwycięską serię i przybliżyć się do brązowego medalu, od początku musimy być bardzo czujni – przestrzegał doświadczony Szwed, który wreszcie mógł wystawić w miarę optymalny skład. Do gry po chorobach wrócili Damian Przytuła i Dmytro Ilczenko, a po kontuzji barku Krzysztof Łyżwa, choć wszechstronny rozgrywający na parkiet nie wybiegł. Odpowiedź na pytanie, ile dla Górnika znaczą pierwsi z wymienionych, można znaleźć w statystykach, co wcale nie znaczy, że tylko ten duet zasłużył na pochwałę. Dobrze prezentowała się większość zabrzan, lecz zanim złapali właściwy rytm, upłynęło sporo czasu.

W pierwszych fragmentach „spotkania pod szczytem” lepiej prezentowali się goście; byli szybsi, zwrotniejsi i przede wszystkim skuteczniejsi. Funkcję motoru napędowego pełnił Jakub Będzikowski, trzykrotnie z rzędu pokonując Piotra Wyszomirskiego. Niesieni dopingiem zabrzanie zdołali jednak obudzić się z letargu, łapiąc kontakt po trafieniu Patryka Mauera. Gdy w 14 minucie Sebastian Kaczor wyrównał na 8:8, mecz niejako zaczął się od początku. I tak jak po pierwszym gwizdku lepiej wyglądali przyjezdni. Odskakując na 3 bramki zmusili rywali do pogoni, która ponownie okazała się udana.

Remis po premierowej odsłonie zapowiadał jeszcze większe emocje. – Wiemy, że Górnik na nas ruszy, ale jeśli będziemy konsekwentni, jesteśmy w stanie sięgnąć po zwycięstwo – przekonywał w przerwie Będzikowski. Przewidywania gdańskiego środkowego okazały się słuszne, ale na wypracowanie dwubramkowej przewagi zabrzanie długo musieli pracować. Poprawili jednak grę w obronie, dając sobie okazje do kontrataków. Dwa z nich sfinalizował Miljan Ivanović, a kolejne gole dorzucili Przytuła, Mauer i Dmytro Artmenko. Zajęło to „górnikom” 4 minuty, dało prowadzenie 24:19 oraz zmusiło szkoleniowca do… poproszenia o czas. – Dalej gramy cierpliwie i konsekwentnie – apelował Liljestrand, jakby przeczuwając, że w ciągu ostatnich 13 minut sporo się może wydarzyć i… się nie pomylił. Zryw przeciwników doprowadził bowiem do remisu i zapachniało rzutami karnymi. Przy stanie 29:29 błysnął jednak Przytuła. Najpierw wyprowadził na koło skrzydłowego Mauera, a następnie huknął z dystansu, zapewniając spokój. – Cieszy nas ta wygrana, ale jeszcze nie wieszamy sobie brązowych medali. Teraz czeka nas wizyta w Puławach i najważniejszy jest mecz z Azotami – podkreślił Damian Przytuła, nie wiedząc jeszcze, że najgroźniejsi rywale jego drużyny przegrali w Głogowie. 12 punktów przewagi to spory kapitał.


Górnik Zabrze – Torus Wybrzeże Gdańsk 32:30 (15:15)

GÓRNIK: Wyszomirski, Kazimier – Mauer 4, Tokuda 5, Krawczyk 2, Ilczenko 5, Przytuła 8, Artmenko 3, Baczko, Wąsowski, Ivanović 2, Kaczor 3, Dudkowski. [Kary:] 6 min. Trener Patrik LILJESTRAND.

WYBRZEŻE: Wałach, Poźniak – Kosmala 6, Milicević 2, Będzikowski 7, Zmavc 3, Pieczonka 1, Papaj 4/4, Powarzyński 2, Papina 1, Jachlewski 2, Stępień 1, Woźniak 1.[Kary:] 4 min. Trener Mariusz JURKIEWICZ.


Na zdjęciu: Damian Przytuła (w środku) wrócił do zdrowia i wysokiej dyspozycji.

Fot. Górnik Zabrze