Brożek: Strajk? Nie, póki ja tu jestem!

Mateusz MIGA: Meczem z Zagłębiem Lubin Wisła wróciła do gry z wielkim rozmachem.]

Paweł BROŻEK: – Już do przerwy mogliśmy strzelić ze 3-4 gole. To była Wisła z początku sezonu, gdy grała z polotem i stwarzała siebie dużo sytuacji do zdobycia gola. W trakcie meczu to się zacięło, straciliśmy dwie przypadkowe bramki, a ten karny dla rywali też nie wiadomo skąd się wziął. Tak samo jak nasza trzecia bramka… Dużo się działo, a prawda jest taka, że mogliśmy do przerwy zamknąć ten mecz wysokim prowadzeniem.

Trener podjął ryzyko, bo wszedł pan na boisko za Vullneta Bashę.

Paweł BROŻEK: – To nie do końca tak było, bo pierwotnie miałem wejść za Zdenka. Basha jednak miał delikatny uraz, ktoś kopnął go chyba w łydkę i trener nie chciał ryzykować pogłębienia kontuzji. W końcowym rozrachunku wyszło dobrze, bo to był dobry moment na podjęcie ryzyka. Graliśmy u siebie, a zostało raptem parę minut, by strzelić zwycięską bramkę.

Gdy piłka wpadła do siatki zapewne poczuł pan ulgę. Bez goli pański powrót do Wisły byłby pewnie oceniany negatywnie.

Paweł BROŻEK: – Nadal jest we mnie ambicja. Gdyby nie było tej iskry, pewnie nie przyjeżdżałbym tutaj na treningi, tylko siedział w domu, odpoczywał i chodził na siłownię. Chcę udowodnić, nie tylko ludziom dookoła, ale przede wszystkim sobie, że nadal potrafię zrobić coś na boisku.

Te gole wciąż smakują tak samo?

Paweł BROŻEK: – Oczywiście, że tak. Bramki zawsze będą cieszyć. Wiadomo, że to nie było takie trafienie jak to w meczu z Lechem. Ono już na zawsze zostanie w mojej hierarchii na najwyższym miejscu. Ale każdy kolejny gol to wielka radość, nawet w wieku 35 lat… Mówią o mnie emeryt, a ja wcale tak się nie czuję. Dziś wiek piłkarza uległ wydłużeniu. Czuję się dobrze. Na pewno nie na tyle lat, ile mam.

Od pańskiego pierwszego gola w ekstraklasie minęło 17 lat. Da się porównać tamtą ligę z dzisiejszą?

Paweł BROŻEK: – Jest zupełnie inna. W tamtym okresie dominowały dwa zespoły, a reszta biła się o trzecie miejsce. Dziś każdy może wygrać z każdym. Niedawno zremisowaliśmy z Zagłębiem Sosnowiec, które było skazywane na pożarcie, a akurat złapali lepszy okres. A potem przegrali dwa kolejne spotkania. Liga jest nieobliczalna. Wygrywamy w Poznaniu, remisujemy w Warszawie z Legią po bardzo dobrym spotkaniu, a potem przydarzają na się słabsze mecze, jak te z Zagłębiem Sosnowiec czy z Piastem. W Gliwicach rywal zdominował nas od pierwszej do ostatniej minuty.

A nie jest tak, że meczami z Lechem czy Legią zawiesiliście sobie poprzeczkę zbyt wysoko?

Paweł BROŻEK: – Czy ja wiem? Te mecze to zawsze były klasyki i trudno, żeby Wisła podchodziła do tych spotkań inaczej niż w przeszłości. W niektórych meczach odstawaliśmy natomiast od rywali pod względem fizycznym i tu był problem. Gdy ten zespół jest dobrze przygotowany, potrafimy pokazać wysokie umiejętności. Tak jak w meczach z Legią, Lechem, czy ostatnio w pierwszej połowie spotkania z Zagłębiem Lubin.

W meczu z Zagłębiem widać było, że nadrobiliście tę lekką zadyszkę fizyczną.

Paweł BROŻEK: – O to chodzi. Mieliśmy czas, by trochę popracować. Wiadomo, że kadra Wisły nie jest zbyt szeroka i zmęczenie będzie się nakładało. Trener dawał ostatnio odpocząć niektórym zawodnikom jak Martinowi czy Zdenkowi. Gramy praktycznie w czternastu, piętnastu, a przed nami jest jeszcze parę spotkań.

Kadrę może niedługo poszerzyć Jakub Błaszczykowski. Będzie to projekt bardzo trudny do zrealizowania, ale już poczyniono pewne kroki.

Paweł BROŻEK: – Przygotujemy mu wstążkę na powitanie, niech przecina. Taki piłkarz zawsze jest potrzebny. Bardzo dobry zawodnik i świetny człowiek, który swoją osobowością i nazwiskiem na pewno pomoże Wiśle. Przede wszystkim na boisku.

Pan wracając do Wisły powiedział, że robi to ze względu na kłopoty klubu, który nie mógł pozwolić sobie na innego napastnika. Nietypowe podejście, bo zazwyczaj zawodnicy słysząc o kłopotach, szukają szczęścia gdzie indziej.

Paweł BROŻEK: – Każdy wie, jaki jest mój stosunek do Wisły, więc pozostawmy to bez odpowiedzi. Zawsze podchodziłem do tego w ten sposób, że Wisła to mój dom.

Hart tego zespołu jest imponujący. W meczu z Zagłębiem Lubin wyglądaliście jakbyście walczyli o życie.

Paweł BROŻEK: – Mamy paru zawodników, którzy spędzili w tym klubie kilka dobrych lat i oni też potrafią przygotować zespół pod względem mentalnym. I sztab trenerski, który spadł Wiśle z nieba. To wielki atut tego klubu, że ma w zespole i w sztabie ludzi, którzy wiedzą, czym dla nich jest Wisła Kraków.

W niejednym klubie taka sytuacja finansowa doprowadziła by do tego, że piłkarze ogłosiliby strajk.

Paweł BROŻEK: – Istnieje taka możliwość. Natomiast mam nadzieję, że takich rzeczy nie dożyję. Taki strajk tylko by pogorszył i tak już średnią sytuację Wisły. Nie wydaje mi się, by do takiej sytuacji doszło, przynajmniej póki ja tutaj jestem.

A więc to też wymaga sporo pracy od was, starszych zawodników. Musicie pracować nad młodzieżą, by podeszli do tematu spokojnie?

Paweł BROŻEK: – No tak. Ale wiadomo, że to jest ich praca i, jak każdy inny człowiek, oczekują za nią wynagrodzenia. Oczywiście, czasem można poczekać… Niedawno padły pewne deklaracje i zespół chciałby, aby zostały one spełnione.

Jest czasem tak, że siadacie w szatni i ktoś narzeka, że ma do zapłaty ratę kredytu a nie ma pieniędzy?

Paweł BROŻEK: – Każdy ma jakieś problemy. To jest normalne.

Stworzyliście niedawno listę najbardziej potrzebujących i podobno wpisali się na nią wszyscy.

Paweł BROŻEK: – No… nie wszyscy.

Ostatnio wokół pana jest sporo kontrowersji. Karny z Zagłębiem Sosnowiec, teraz gol w końcówce meczu z Zagłębiem Lubin.

Paweł BROŻEK: – Karny był ewidentny, przestańmy już o tym rozmawiać. Jak słyszałem Piotrka Polczaka, który mówił, że nie było karnego, to nie pozostało nic tylko się roześmiać. Natomiast w meczu z Zagłębiem Lubin była ręka. Moja bramka nie powinna zostać uznana. Tak czułem już w trakcie meczu, ale myślałem, że troszkę inaczej to wyglądało. Wydawało mi się, że piłka bardziej mi spadła po ręce i że miałem ją przy ciele. Później oglądałem to na powtórkach i tak naprawdę tylko jedna z nich rozstrzyga sytuację – ewidentnie widać, że przy przyjęciu piłki pomagam sobie ręką. W trakcie meczu nie masz czasu tego analizować – masz ułamek sekundy, musisz skupić się na bramkarzu, patrzeć co robi, i oddać odpowiedni strzał.

Jest pan człowiekiem, który oszukał system VAR.

Paweł BROŻEK: – Tak, ale tylko raz. Karny był ewidentny, zresztą porozmawiam sobie o tym z Piotrkiem Polczakiem przy okazji piątkowego sparingu.

 

Na zdjęciu: Paweł Brożek był już niemal na piłkarskiej emeryturze.