Bundesliga. Gdzie oni się podziali?

Takie pytanie można sobie zadawać patrząc na skład wystawiany przez Union Berlin. Rzadko jest w nim Tymoteusz Puchacz, a w ogóle nie ma tam Pawła Wszołka.


Latem polska kolonia w stolicy Niemiec rozrosła się. Do występujących w Hercie Krzysztofa Piątka i Denisa Jastrzembskiego dołączyli Puchacz z Wszołkiem, którzy podjęli się walki o skład w – dawnej – wschodniej części miasta. Sytuacja z byłym legionistą była jednak jasna od początku.

Bez fajerwerków

Wszołek bowiem nie poszedł do Unionu grać regularnie. Nikt nie robił sobie złudzeń (a jeśli robił, to nie powinien), że 29-latek będzie w Berlinie kimś więcej niż tylko tanim poszerzeniem kadry. Na Starą Leśniczówkę trafił za darmo, nie zarabia kroci, nie robi kłopotu z braku gry. Na prawym wahadle – bo takim systemem z reguły gra zespół trenera Urscha Fischera

– Wszołek miał ewentualnie odciążać kapitana drużyny, 35-letniego Christophera Trimmela. Okazało się jednak, że przed nim w hierarchii jest jeszcze Norweg Julian Ryerson, przez co Polaka stać było jak na razie tylko na dwukrotne załapanie się do kadry meczowej (na 13 spotkań we wszystkich rozgrywkach). Nikt nie spodziewał się po Wszołku fajerwerków, ale debiut wypadałoby w końcu zaliczyć.

Z Puchaczem historia była zgoła inna. Zgodnie podkreślano, że transfer do Unionu powinien mu dobrze zrobić, bo i będzie miał szansę grać w europejskich pucharach, i nie trafi od razu do zbyt mocnego klubu, i zagra u trenera, u którego wybieganie jest kluczowe. A jak wiadomo, „Puszka” biegać akurat potrafi. Sęk w tym, że lista jego mocnych stron… na bieganiu i wydolności się kończy. Zbyt niski stopień zrozumienia taktyki trenera Fischera oraz surowość techniczna powodują, że Puchacz ma o grę w zespole coraz trudniej.

Przegrana rywalizacja

Nie jest z nim tak źle, jak ze Wszołkiem, ale dobrze też nie ma. Na 13 meczów 22-latek zagrał w 4 – dwa razy w eliminacjach do Ligi Konferencji i w obu spotkaniach fazy grupowej tychże rozgrywek. Pierwsze trzy razy wychodził w pierwszym składzie, w debiucie zanotował nawet asystę, ale nigdy nie dograł meczu do końca. Jego ostatni występ – przeciwko Maccabi Haifa 30 września – to wejścia z ławki rezerwowych w 78 minucie.

Puchacz również ciągle czeka na swój debiut w Bundeslidze, gdzie jak na razie… tylko dwa razy znalazł się w kadrze meczowej. Wiele dyskusji wzbudzał fakt, że reprezentant Polski zamiast wspierać zespół z trybun albo poświęcać ten czas na dodatkowe treningi ze sztabem, wracał na weekendy do Poznania, gdzie – za zgodą Unionu – ćwiczył z własnym trenerem. Praktyka nietypowa, ale z jakiegoś powodu Niemcy się na nią godzili.

Na razie Puchacz przegrywa rywalizację z 30-letnim Nico Giesselmannem, a więc piłkarzem, który bynajmniej do bundesligowego topu na swojej pozycji nie należy. On jednak lepiej rozumie grę Unionu i przede wszystkim jest solidniejszy w obronie.

„Żelaźni” są świadomi niedociągnięć „Puszki” w grze defensywnej, w związku z czym trener Fischer w momencie przechodzenia na system z czwórką obrońców na lewej flance woli ustawić 30-letniego Niemca. Także z tego powodu Union przed samym końcem letniego okienka ściągnął do siebie na szybko doświadczonego Bastiana Oczipkę z Schalke, nominalnego lewego obrońcę, który potrafi grać w trójce i jako stoper, i jako wahadłowy. Puchacza zaś czeka ogrom pracy.


Na zdjęciu: Tymoteusz Puchacz gra w reprezentacji Polski, w klubie nie.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus