Bundesliga. Optymizm przed spadkiem

Huk spadającego z Bundesligi Schalke to jedno z głośniejszych wydarzeń niemieckiej piłki ostatnich lat. W Gelsenkirchen już się z tym pogodzono, choć humory są tam… nie najgorsze.


Matematyczne szanse oczywiście nadal istnieją, bo do miejsca barażowego „Koenigsblauen” tracą 11, a do bezpiecznego 12 punktów, które musieliby zniwelować w ostatnich 9 kolejkach. Nie widać jednak żadnych sportowych przebłysków ku temu, aby pod wodzą piątego w tym sezonie trenera, Dimitriosa Grammozisa, coś miało się zmienić.

Po raz trzeci

Nikt nie próbuje koloryzować rzeczywistości, bo w S04 wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że spadek jest scenariuszem praktycznie przyklepanym. Głowy ludzi związanych z klubem, ale także kibiców, krążą już po 2. Bundeslidze, z której wrócić wcale nie jest łatwo – co pokazuje choćby przykład HSV, które gra tam już trzeci sezon. W klubie potrzebny jest ktoś, kto posprząta cały ten bałagan, a Ralf Rangnick wydaje się osobą do tego stworzoną.

62-latek to postać łącząca świat dyrektorów i trenerów, słynąca z wizjonerskiego podejścia i wielkich projektów, głównie w Hoffenheim i Red Bullu. Rangnick w Schalke pracował dwukrotnie jako szkoleniowiec: w latach 2004-2005, gdzie jego zwolnienie zostało potem nazwane przez klubowych działaczy błędem, oraz w 2011 roku, kiedy po pół roku sam zrezygnował, chcąc odpocząć. S04 jest mu bliskim klubem, a bardzo chcieli go w nim sami kibice.

Lobby zadziałało

Kilka dni temu wspominaliśmy o petycji mającej zachęcić klub do rozmów z Rangnickiem, pod którą podpisały się tysiące fanów. Dużo istotniejsza była jednak grupa sympatyzujących z Schalke ludzi ze świata polityki i biznesu, którzy na własną rękę skontaktowali się z 62-latkiem, zachęcając go do przyjścia do Gelsenkirchen – na co on sam ma być bardzo chętny.

Takie działania skrytykował prezes rady nadzorczej S04 Jens Buchta, nazywając to działaniem na szkodą klubu, bo większość działaczy w niej zasiadających była początkowo przeciwna zatrudnieniu niemieckiego managera. Rangnick to osoba niezwykle fachowa, ale przy tym trudna we współżyciu i preferująca niemalże nieograniczoną własną władzę – a to panom w garniturach niespecjalnie się podobało.

Koniec końców Schalke się jednak do 62-latka zwróciło, a Buchta przyznał, że odbył z nim profesjonalne i pełne zaufania rozmowy, omawiając warunki ewentualnej współpracy. Strony zgodziły się na dalsze negocjacje, a więc przedsięwzięcie mające na celu sprowadzenie Rangnicka do klubu jest naprawdę bliskie realizacji.

Kwestią dyskusyjną pozostaną oczywiście pieniądze i nie chodzi tu bynajmniej o zarobki samego managera – ten ma zarabiać milion, a potem 2,75 mln euro rocznie przez pięć lat umowy – a o pieniądze na działanie.

Wysokie kontrakty

Nie jest bowiem tajemnicą, że Schalke jest biedne i zadłużone. Wspomniani „lobbyści” chcą jednak zainwestować w klub niemałe kwoty, lecz od słów do czynów jeszcze daleka droga. Pozostaje także kwestia piłkarzy, których klub nie będzie chciał sprzedawać, tym bardziej że ich kontrakty obowiązują również w 2. Bundeslidze.

Sęk w tym, że ten, kto podpisywał z nimi umowy, nie pomyślał, aby wpisać w nie klauzule obniżające pensje po spadku. Zawodnicy Schalke nie zarabiają mało i to powoduje teraz spore problemy. Rangnick wydaje się jednak osobą idealną do ogarnięcia tego bałaganu.


Na zdjęciu: Ralf Rangnick to osoba w niemieckim futbolu doskonale znana i niezwykle ceniona za swoją fachowość i profesjonalizm.

Fot. PressFocus