Dziczek: Muszę poprawić statystyki

Krzysztof BROMMER: W Białymstoku zdobył pan dopiero drugą bramkę w ekstraklasie, ale wszystkich bardziej zdziwiło to, że gol padł po rzucie rożnym i główce…

Patryk DZICZEK: – Gerard Badia zagrał idealną piłkę na dalszy słupek, ja zamykałem akcję. Jak widziałem lecącą piłkę to wiedziałem, że bramkarz Jagiellonii jej nie sięgnie. Zostało mi tylko dołożyć głowę i zdobyć bramkę. Cieszę się, ale nie będę ukrywał, że chciałbym, aby moje statystyki były coraz lepsze i strzelać jeszcze więcej goli oraz zaliczał asyst. Wymagam tego od siebie. Oczywiście w tej chęci gonienia za liczbami nie zapominam, że najważniejsza jest drużyna i zwycięstwa. Razem przegrywamy i razem wygrywamy. To liczy się najbardziej, potem mogę zajmować się indywidualnymi kwestiami.

Statystyki mogły być lepsze w tym samym meczu, bo miał pan świetną sytuację na 2:1 dla Piasta i gdy jeden z piłkarzy Jagiellonii wybił piłkę niemal z linii bramkowej, długo trzymał się pan za głowę.

Patryk DZICZEK: – Minęły ledwie 3 czy 4 minuty od wyrównującego gola i miałem świetną szansę. Kuba Czerwiński idealnie zgrał mi piłkę, myślę, że oddałem dobry strzał, bramkarz nie zdążyłby jej odbić, ale obrońca ją wybił. Przed bramką Jagiellonii było wielu piłkarzy, więc trudno było wybrać dobry kierunek strzału. Szkoda.

To był kluczowy moment ostatniego meczu?

Patryk DZICZEK: – Myślę, że tak, bo byliśmy bliżej zwycięstwa. W tamtym momencie atakowaliśmy, mieliśmy jeszcze kilka innych okazji, ale ich nie wykorzystaliśmy. A potem… straciliśmy gola w 94 minucie meczu. To boli, bo walczymy cały mecz, chcemy wygrać za wszelką cenę i nic z tego. Ten punkt także byłby niezły, ale mówi się trudno.

Można powiedzieć, że rozegraliście w tym sezonie 5 dobrych spotkań, ale dwa ostatnie zakończyły się porażkami. Sfera mentalna została przez to naruszona?

Patryk DZICZEK: – Na pewno musimy wyeliminować błędy, bo do poprawy wciąż jest wiele. Uważam, że robimy postępy, a końcówka tego meczu to był po prostu wielki pech. Zamknęliśmy temat Jagiellonii i dobrze, że mecz z Cracovią jest już w piątek, bo chcemy się zrewanżować. Po meczu w Białymstoku były nerwy, bo nikt nie lubi przegrywać w takich okolicznościach. Musieliśmy to sobie poukładać w głowach i trzeba grać swoje. Nie ma co się załamywać.

W ostatnim meczu pierwszy raz grał pan w tym sezonie nie z Tomaszem Jodłowcem, a z Tomem Hateley’em. Trzeba się było jakoś przestawić?

Patryk DZICZEK: – Gdy się gra z jednym zawodnikiem u swego boku przez pewien czas to człowiek się przyzwyczaja do jego gry. Od Tomka można się sporo nauczyć. Wypadł z powodu kontuzji i szansę dostał Tom, który gra trochę inaczej, ale z czasem wszystko zazwyczaj lepiej wychodzi i tak też jest w tym przypadku. Niezależnie z kim przyjdzie mi grać w najbliższym meczu to powinno to wyglądać lepiej. W piątek zostawimy serce na boisku i będzie dobrze!