Chcemy zdecydowanej poprawy gry „biało-czerwonych”!

Od Paulo Sousy wszyscy oczekujemy zdecydowanej poprawy gry „biało-czerwonych”. On sam zdaje sobie sprawę, z kim przyjedzie mu pracować.


Paulo Sousa, nowy selekcjoner reprezentacji Polski, w pierwszej rozmowie opublikowanej na oficjalnej stronie internetowej PZPN-u nie wdał się – co było do przewidzenia – w najbardziej zajmujące nas szczegóły. Nie powiedział, że bramkarzem numer jeden będzie Wojciech Szczęsny, pierwszym wyborem na prawej obronie Tomasz Kędziora, a za destrukcję odpowiadać będą Grzegorz Krychowiak i Jacek Góralski.

Portugalczyk przyznał, że od Zbigniewa Bońka, który zatrudnił go na stanowisku do końca roku, dostał do poprowadzenia świetny projekt na obecny moment jego trenerskiej kariery, do którego jest bardzo pozytywnie nastawiony.

– Przede mną i moim sztabem szkoleniowym wspaniałe wyzwanie – powiedział szkoleniowiec, który skończy w tym roku 51 lat. Portugalczyk dodał, że sternik naszego związku oczekuje, czego zresztą oczekują wszyscy kibice, by reprezentacja Polski grała bardziej ofensywnie.

– Rozmawialiśmy o tym, ponieważ to cechowało moją grę w przeszłości, moje ambicje. Jeśli chodzi o jakość, uwielbiam widzieć, jak moi zawodnicy wykonują założenia, jakie przed nimi stawiam. Moim osobistym celem jest wygranie każdego meczu – podkreślił Paulo Sousa.

Wiemy, że potencjał jest

Można zatem przyjąć, że nasz zespół narodowy w najbliższych meczach – a przecież w marcu rozpoczynamy eliminacje katarskiego mundialu – postawi na atak.

Tego za kadencji Jerzego Brzęczka brakowało. Dość powiedzieć, że w 24 spotkaniach pod wodzą byłego już selekcjonera strzeliliśmy 36 goli, co daje średnią 1,5 gola na spotkanie. W 50 starciach pod wodzą Adama Nawałki zespół zdobył 99 bramek, czyli niemal dwie na mecz. Jeszcze bardziej sugestywna jest statystyka Roberta Lewandowskiego.

U Brzęczka strzelił 8 goli w 19 występach, czyli średnio 0,44 trafienia na spotkanie. U Nawałki „Lewy” zdobył 37 bramek w 40 meczach – średnio 0,92 na mecz. Różnica jest zatem kolosalna i w znacznej mierze wynika z taktyki, jaką często – szczególnie w meczach z mocniejszymi rywalami – obierał trener Brzęczek.

Przykładów nie trzeba daleko szukać. W zeszłym roku w czterech meczach Ligi Narodów z Włochami i Holandią, czyli zespołami ze światowego topu, Polska strzeliła jednego gola. Na przestrzeni 360 minut, czyli sześciu godzin, oddała – uwaga – siedem celnych strzałów na bramkę, czyli golkiperzy drużyn przeciwnych zatrudniani byli średnio co 51,5 minuty. Inna rzecz, ile z tych siedmiu uderzeń w światło bramki, może 3-4, były groźne.

Z takimi liczbami nie ma mowy, by podjąć walkę z czołowymi drużynami europejskimi, a przecież na każdym kroku podkreśla się, że reprezentacja Polski takiego potencjału nie miała od lat. I jest w stanie grać nawet z najlepszymi jak równy z równym.

Przesady w tym specjalnej nie ma. Jesteśmy bowiem w stanie bez problemu wystawić do gry jedenastkę złożoną wyłącznie z graczy regularnie grających w pięciu najlepszych ligach na „Starym kontynencie”. A precyzyjniej występujących w Premier League, Seria A i w Bundeslidze. No może dorzucając do tego grona wspomnianego Kędziorę z Dynama Kijów. Czy Arkadiusza Milika, który został niedawno graczem Marsylii.

Marzyć o zdobywaniu tytułów

Pierwsze zadanie, przed jakim stoi Paulo Sousa, jest zatem – na papierze – proste. Kolejne polega na zbudowaniu relacji z zespołem. Portugalczyk musi znaleźć wspólny język ze wszystkimi zawodnikami, choć nie sposób wyróżnić Roberta Lewandowskiego, kapitana drużyny narodowej. To przecież najlepszy piłkarz świata, który nie zatrzymuje się nawet na chwilę. – Chcę jak najszybciej zorganizować spotkanie z Lewandowskim – powiedział Paulo Sousa.

– Ponadto chciałbym zorganizować spotkanie na platformie cyfrowej z zawodnikami, którzy byli powoływani do zespołu. Będzie ich ok. 40. w miarę upływu czasu przedstawimy swoim zawodnikom nasz pomysł na grę – dodał selekcjoner reprezentacji Polski, który podkreślił, że od jakiegoś czasu obserwuje kandydatów do gry w jego zespole.

Dobierać piłkarzy Paulo Sousa będzie również pod kątem mentalnym. – Zawodnicy muszą rozumieć, co mają robić. To wielki honor reprezentować swój kraj, ale nie może to budzić w nikim strachu – przesądził Portugalczyk, który doskonale wie, co mówi, bo w czołowej europejskiej reprezentacji sam rozegrał 52 mecze. Mentalność zwycięzców, która również zamierza zaszczepić w zespole, też nie jest mu obca.

Paulo Sousa doskonale zdaje sobie sprawę, że wśród jego podopiecznych nie brakuje zawodników, którzy taką mentalność posiadają. – Na szczęście dla mnie i dla drużyny mamy takich piłkarzy, którzy posiadają w sobie cechy zwycięzców. Każdego dnia, w każdym meczu, w każdym sezonie. Tak, jak chociażby Robert Lewandowski, który jest do tego przyzwyczajony w Bayernie Monachium.

On chce wygrywać zawsze. To samo dotyczy Wojciecha Szczęsnego. W takich klubach, jak Juventus, który znam całkiem dobrze, gdyż we Włoszech spędziłem wiele lat. Cała kultura „Juve” polega na zwyciężaniu. I właśnie to chcemy widzieć w reprezentacji Polski. Nie tylko, aby każdy młody piłkarz śnił o grze w drużynie narodowej, ale żeby wszyscy zawodnicy marzyli o zdobywaniu tytułów. Z wielką energię, bez strachu, wierząc w siebie, w jakość, którą mamy – podkreślił Paulo Sousa.


Na zdjęciu: Robert Lewandowski wie, jak to jest, kiedy wygrywa się wszystko. Pozostali nasi reprezentanci muszą w to uwierzyć, a to już zadanie Paulo Sousy.

Fot. Pressfocus