„Pepe” gotowy na derby

– Jestem gotowy do gry! – melduje Piotr Ćwielong, który wrócił już do zdrowia po bardzo długiej przerwie spowodowanej problemami z łydką i ścięgnem Achillesa. 32-letni pomocnik w ubiegłotygodniowym meczu z Chrobrym Głogów (1:0) znalazł się w „osiemnastce” po raz pierwszy od kwietnia. Na boisko jeszcze nie wybiegł.

„Czwórka” się odezwała

Kolejna szansa na to – dziś. – Był plan, że wejdę w Głogowie na zmianę. Wynik był dobry, ale niski, a nasz trener zdawał sobie sprawę, że Chrobry przyciśnie i raczej nie będziemy grać ofensywnie, a defensywnie, dlatego mi odpuścił. Oczywiście, do nikogo nie mam pretensji, bo jestem świadomy swojej dyspozycji i tego, że nie jestem w stanie wybiegać całego meczu – przyznaje „Pepe”. Wydawało się, że do walki o punkty na zapleczu ekstraklasy wróci szybciej. Na początku listopada wziął nawet udział w meczu IV-ligowych rezerw z GKS-em Radziechowy-Wieprz. Wywalczył rzut karny, którego osobiście zamienił na gola. Potem przyplątał mu się jednak uraz.

– Naciągnąłem mięsień czworogłowy. Tak to niestety bywa, że po dłuższej przerwie wracasz do cięższego treningu i naciągasz „dwójkę” albo „czwórkę”, która akurat odezwała się u mnie na treningu. Podczas meczu czułem się w porządku, Swoje trzeba było wybiegać, ale wiadomo, że rezerwy to inna specyfika, inny wysiłek. Intensywność jest trochę mniejsza niż na szczeblu centralnym. Dobrze było pograć 90 minut, ale w pierwszej lidze? Z tym byłoby obecnie ciężej, mógłbym nie wytrzymać. Wydaje mi się, że jestem gotowy na jakieś 60 minut – ocenia Piotr Ćwielong. I… już wybiega myślami do zimowego okresu przygotowawczego. – Zacznę go, gdy tylko skończy się liga. Wiem, ile mi brakuje. Gdy chłopaki rozjadą się na urlopy, będą odpoczywać, mnie czekają treningi. Czasu do stycznia wbrew pozorom nie ma wiele. Wierzę, że gdy przepracuję ten dodatkowy miesiąc, to będę lepiej przygotowany do wiosennego grania – przekonuje doświadczony pomocnik.

Chłopięce marzenie

Jego koledzy w ostatnich tygodniach wreszcie zaczęli spisywać się na miarę oczekiwań. Po fatalnej – najdłuższej w XXI wieku – serii (dziesięciu) meczów bez wygranej, odnieśli dwa zwycięstwa: z Chrobrym i Odrą Opole, prezentując przy tym dobry futbol. – Przed startem rundy rewanżowej powiedzieliśmy sobie, że chcemy zakończyć ten rok czterema zwycięstwami. Na razie mamy dwa, teraz gramy u siebie i nie może być innego celu niż podtrzymanie tej passy. Ze zbyt wieloma rywalami traciliśmy tej jesieni punkty. Teraz pora na złapanie serii. Wiosną przekonaliśmy się, że jak ją złapiesz, to potem idziesz za ciosem i się nie zatrzymujesz. Obyśmy zaliczyli teraz trzeci kolejny występ bez straty punkty – przyznaje „Pepe”. Dzisiejszy mecz nosi dla Ćwielonga znamiona szczególnego. – Niektórym chłopakom w naszej szatni może wydawać się, że to spotkanie jak każde inne. Dla mnie jednak – jako chłopaka z Chorzowa – nigdy tak nie było. GKS Katowice nigdy nie był moim ulubionym klubem. Cieszę się, że do Tychów przyjadą kibice z Katowic, bo będzie fajna atmosfera, a to zmobilizuje też naszych tyskich kibiców. Pamiętam, że kiedyś moim marzeniem było zagrać na Bukowej, strzelić gola, ale to nigdy się nie zdarzyło – uśmiecha się Ćwielong.

Czas stanął w miejscu

Wystąpić na Bukowej nie było mu dane, czemu… trudno się dziwić. W sezonie 2007/08 – pierwszym dla „Gieksy” po powrocie do pierwszej ligi, zwanej jeszcze wtedy drugą – „Pepe” debiutował w ekstraklasie. Łącznie rozegrał w niej 163 mecze, strzelił 25 goli, zdobył trzy mistrzostwa Polski (ze Śląskiem Wrocław oraz dwa z Wisłą Kraków), zaliczył jeden występ w kadrze, spędził też trzy lata w Niemczech. W 2017 roku, po półroczu w Magdeburgu, wrócił do Polski, podpisał kontrakt w Tychach, od blisko roku nie gra z powodu kontuzji, znalazł się w sztabie szkoleniowym kadry najmłodszych roczników podokręgu Katowice. Czas biegł szybko, a w miejscu stał tylko w Katowicach, które wciąż pozostają na zapleczu ekstraklasy.

Jesienią ub. roku tyszanie pokonali katowiczan 1:0, a jedyną bramkę zdobył – z rzutu karnego – właśnie Ćwielong. – To był najniższy wymiar kary, stworzyliśmy wtedy wiele sytuacji. Teraz też chciałbym coś strzelić. Szanuję każdy klub, ale wiadomo, skąd jestem. Trafienie do siatki „Gieksy” czy Górnika zawsze dawało mi wiele radości i satysfakcji – przyznaje rodowity chorzowianin.