Czarne chmury

Miedź Legnica do „strefy bezpieczeństwa” traci już siedem punktów.


Myślę, że piłkarze Miedzi Legnica doskonale zdają sobie sprawę z tego, w jak koszmarnej sytuacji się znaleźli. Najbardziej do wyobraźni przemawiają liczby, więc nimi się posłużę. W 24 meczach ligowych beniaminek ekstraklasy tylko cztery razy zgarnął całą pulę, siedem razy dzielił się punktami z przeciwnikami i aż trzynaście razy został karnie odesłany do kąta. Mało? No to brnijmy dalej, Żadna drużyna z PKO BP Ekstraklasy nie ma gorszego bilansu niż zespół znad Kaczawy, liczba straconych goli (39) jest porażająca i tylko bramkarze Lechii Gdańsk byli „dziurawieni” częściej niż Paweł Lenarcik, Mateusz Abramowicz i Stefanos Kapino. Apropos greckiego golkipera – w czterech spotkaniach ligowych skapitulował osiem razy, ani razu nie zachował czystego konta. Więc – przynajmniej na razie – nie jest wartością dodaną. W ostatnim, wstydliwym meczu z Lechią Gdańsk rywale tylko pięć razy strzelali w światło jego bramki i to w zupełności wystarczyło, by cztery razy wyciągał futbolówkę z siatki. Już zaczynałem się martwić, że dostanie skrzywienia kręgosłupa…

Skoro napomknąłem o potyczce w Trójmieście… Postawa obrońców mogła doprowadzić sztab szkoleniowy Miedzi do wylewu. Przy pierwszej straconej bramce, której autorem był Łukasz Zwoliński, defensorzy zielono-niebiesko-czerwonych kryli napastnika Lechii „na radar”, więc ten mógł spokojnie uderzać głową. Drugi gol dla gdańszczan? Owszem, Ilkay Durmus oddał kapitalny strzał, po którym piłki nie sposób było zatrzymać, ale wcześniej urodzony w Stuttgarcie Turek (ma również niemieckie obywatelstwo) wkręcił w ziemię Michaela Kostkę, że aż żal było patrzeć. W takich sytuacjach bardzo często mówi się, że obrońca przez dwa dni szukał potem wkrętów (korków) w trawie. Jednego z piłkarzy Miedzi sprowokowałem pytaniem, czy podobała mu się wycieczka do Gdańska? Odpowiedział krótko: „Nie ma o czym mówić”. To wielce znamienne…

Jednak martwi przede wszystkim to, że właściciel klubu Andrzej Dadełło nie wyciąga wniosków z przeszłości, było, nie było, niedalekiej. Przed czterema laty „sparzył się” ekstraklasą, angażując hurtowo obcokrajowców, głównie Hiszpanów. Teraz w kadrze „Miedzianki” jest aż czternastu (!) obcokrajowców! I co? I nic, bo cudzoziemcy nie gwarantują jakości i dobrych wyników, gdy są angażowani na łapu capu. Jeżeli włodarze Miedzi Legnica chcą mieć gwarancje, to powinni kupić lodówkę lub mikrofalówkę. W przypadku tego klubu ewidentnie zawodzi skauting. A może po prostu dyrektor sportowy Marek Ubych jest ślepym wykonawcą poleceń właściciela klubu?

Nie jestem uprzedzony do obcokrajowców, jak również do polskich piłkarzy. Ale czy borykający się nieustannie z problemami zdrowotnymi Andrzej Niewulis mógł być postrzegany jako ostoja defensywy? Ostatnimi czasy w Rakowie grał tyle, co kot napłakał, nie gwarantując odpowiedniego poziomu. O wiele solidniejsze wrażenie sprawia Nemanja Mijuszković.

Najlepiej – pod względem sportowym – spośród nowych nabytków wygląda pozyskany z Pogoni Szczecin Kamil Drygas. W „Dumie Pomorza” niespełna 32-letni pomocnik nie grał pierwszych skrzypiec, jesienią wystąpił w 12 meczach ekstraklasy, ale tylko raz wybiegł na boisko w podstawowej jedenastce. Teraz też wielu kręci nosem (nie tylko kibiców, ale również kolegów z szatni), bo „Drygi” ma rekordową pensję i podpisał kontrakt na 3,5 roku! Ale to taka fanaberia właściciela klubu, po pierwszym awansie do ekstraklasy, w 2018 roku, z ówczesnym trenerem Dominikiem Nowakiem podpisał pięcioletni kontrakt.

Trener Grzegorz Mokry doskonale zdaje sobie sprawę, że nad jego głową i drużyną gromadzą się czarne chmury. – Wiemy, jak ostatnia porażka z Lechią komplikuje nam życie – w przypływie szczerości wyznał 38-letni szkoleniowiec. Jego zespół do bezpiecznej strefy traci siedem punktów…


Na zdjęciu: Trudno w tej chwili powiedzieć, by nowy bramkarz Miedzi Stefanos Kapino był udaną inwestycją.

Fot. miedzlegnica.eu/B. Hamanowicz