Dobra seria wspięła „Białą gwiazdę”

Pięć kolejnych zwycięstw pozwoliło Wiśle nie tylko awansować do strefy barażowej, ale zmniejszyć do sześciu punktów stratę do drugiego miejsca.


Świetnie spisujący się w bramce Konrad Jałocha sprawił, że sobotnie spotkanie Wisły Kraków z GKS-em Tychy trzymało w napięciu do ostatnich sekund. Gospodarze mozolnie kruszyli tyski mur i znów dopięli swego. Kropkę nad „i” postawił Luis Fernandez, po którym przy wykonywaniu rzutu karnego w szóstej doliczonej minucie nie było widać, jak wielka ciąży na nim odpowiedzialność. Takiej serii zwycięstw Wisła nie miała od trzech lat, gdy na przełomie 2019 i 2020 roku, pod wodzą Artura Skowronka, wygrała pięć meczów w ekstraklasie.

Szczęście sprzyja lepszym

Wiadomo, że zwłaszcza w piłce nożnej statystyki nie zawsze przekładają się na końcowy wynik. Czasem drużyna z jednym celnym strzałem potrafi wygrać mecz, a zespół mający ogromną przewagę schodzi z boiska pokonany. Najważniejsze są zdobyte bramki i w sobotę Wisła była o jedną lepsza. W liczbach krakowianie totalnie zdominowali zespół Dominika Nowaka. Oddali cztery razy więcej strzałów (28:7), w tym 13 celnych (rywal zaledwie dwa). Podopieczni Radosława Sobolewskiego przeprowadzili ponad dwukrotnie więcej groźnych ataków (71:31). Mieli też 11 rzutów rożnych, a rywal ani jednego!

– Mecz był pod naszą całkowitą kontrolą w każdym aspekcie: fizycznym, taktycznym, jakości piłkarskiej. Oddaliśmy naprawdę dużo strzałów, ale niestety nie chciało wpaść. Jednak cierpliwość i charakter zostały nagrodzone w końcówce spotkania. To byłaby historia, gdybym po takim spotkaniu musiał się tłumaczyć, że nie zgarnęliśmy kompletu punktów – mówi szkoleniowiec „Białej gwiazdy”. – Ktoś może powiedzieć, że mieliśmy szczęście. Nie, to po raz kolejny był charakter. Walczymy do końca, w pełni skoncentrowani, zdeterminowani, ze świadomością tego, co mamy zrobić – podkreśla „Sobol”.

Rywala na początku drugiej połowy napoczął prawy obrońca Bartosz Jaroch. 28-latek strzela gole tylko na stadionie w Krakowie. Ten był jego trzecim, ale po raz pierwszy przyczynił się do zwycięstwa. – Widać niezłą grę, bo potrafimy zdominować rywala, ale musimy być bardziej skuteczni, by wygrywać kolejne mecze. To nasze piąte zwycięstwo, ale patrzymy na nie, jakby było pierwszym, bo jeszcze nic nie mamy, nic nie wygraliśmy. Cały czas musimy gonić czołówkę, walczyć do końca – podkreśla wychowanek Polonii Przemyśl.

Za plecami ŁKS-u i Ruchu

Wisła rozpoczynała przerwę zimową z czterema punktami straty do strefy barażowej i dziesięcioma do drugiego miejsca, które daje bezpośredni awans do ekstraklasy. Po pięciu wiosennych kolejkach krakowianie awansowali z dziesiątej lokaty na czwartą. Ugruntowali miejsce w ścisłej czołówce i patrzą na wyprzedzające ich drużyny Łódzkiego Klubu Sportowego i Ruchu Chorzów, do których tracą dziś osiem i sześć punktów. To dużo, ale jeżeli nadal będą wygrywać, rywale zaczną odczuwać ich oddech na plecach. W niedzielę w Gliwicach dojdzie do bezpośredniego starcia czołowych drużyn i jedna z nich, lub obie, stracą punkty. Spadkowicz z ekstraklasy chce patrzeć przede wszystkim na siebie.

W piątek zagra w Bełchatowie ze Skrą Częstochowa, której forma zwyżkuje i przełożyła się na dwa z rzędu zwycięstwa z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Zagłębiem Sosnowiec. – To są „mecze pułapki” – zapowiada rywalizację ze Skrą Michał Żyro. – Trzeba być skoncentrowanym i zmotywowanym oraz jak najszybciej rozpoczynać je golem. W każdym spotkaniu mamy większe posiadanie i w ostatnich minutach przeciwnicy „siadają” fizycznie – zwraca uwagę.


Na zdjęciu: Alan Uryga (z lewej) po raz pierwszy od marca 2022 roku znalazł się w kadrze i po meczu świętował z drużyną kolejną wygraną.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus