Czesław Boguszewicz: Postawiłbym na Modera

Rozmowa z Czesławem Boguszewiczem, byłym reprezentantem Polski, potem trenerem i menedżerem.


Jak skomentuje pan środowy mecz z Finami i wysoką wygraną biało-czerwonych?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Finowie nie zagrali może w swoim najsilniejszym zestawieniu, bo brakowało dwóch, trzech podstawowych piłkarzy, to jednak resztę stanowili zawodnicy, którzy grają w klubach zagranicznych, lepszych niż liga fińska i którzy wywalczyli awans na Euro.

Niezależnie od wszystkiego nasz zespół zagrał bardzo dobrze. Było widać dużą chęć biegania, grania, pokazania się i uczestniczenia wielu zawodników w ofensywnych akcjach. Pozytywny wynik, pozytywna gra, który napawa optymizmem i pokazuje, że w naszej reprezentacji tkwią solidne rezerwy.

Świetnie zna pan fiński futbol. Przez 7 lat pracował pan w tym kraju jako szkoleniowiec. Proszę powiedzieć czy to my jesteśmy tacy mocni czy Finowie tacy słabi?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Powiem tak, może nie jesteśmy aż tak mocni, a o Finach można powiedzieć, że zagrali z nami słabe spotkanie. Obnażyliśmy ich w środowej potyczce z każdej strony. Przypomniały mi się czasy, kiedy wysoko wygrywaliśmy z nimi na przykład w Szczecinie [chodzi o wygraną 7:0 z października 1965 roku w eliminacjach MŚ – przyp. red.].

Czesław Boguszewicz (z lewej)

Można wrócić do tych czasów, a przecież od tego momentu upłynęło już kilkadziesiąt lat. Zagrali z nami słabszy mecz, może mieli też kiepski dzień. Może też dalej są zachłyśnięci swoim pierwszym awansem do dużej międzynarodowej imprezy. Co do nas, to zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, strzeliliśmy sporo bramek i pozostaje czekać na kolejny mecz czy mecze w takim wykonaniu, tyle że teraz już o punkty.

W meczu z Finlandią zadebiutowało kilku zawodników. Jakub Moder pierwszy raz wyszedł w podstawowym składzie. Występ któregoś z tych nowych graczy szczególnie pana przekonał?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Jakbym porównał Modera z Krychowiakiem, to bym zdecydowanie postawił na tego pierwszego. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przy takich ocenach można zrobić komuś krzywdę, bo w czasie tej pandemii to nie wiadomo, kto w jakiej sytuacji był przez ostatni czas czy trenował, czy był zawieszony i gdzieś sam musiał ćwiczyć. To ma wpływ na wszystkich i jest to taka nie wiadomo.

Do wszystkiego trzeba podejść ze spokojem. Na pewno jednak fajnie, że młodzi chłopcy, jak Karbownik pokazali się z tak dobrej strony i nikt z nich nie zawiódł na tle, to trzeba powiedzieć, bardzo słabego w środę przeciwnika.

W bramce pojawił się Drągowski. To zaskoczenie?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Tak. Skorupski tyle czasu przesiedział jako trzeci nasz bramkarz, a tymczasem teraz szansę dostał ktoś inny. Uszy Skorupskiemu po takiej decyzji musiały się chyba zwinąć w trąbkę. Bardziej chyba zasługiwał na to, żeby zagrać. Nie wiem jaki był zamysł trenerów, że postawili akurat na Drągowskiego. To jednak decyzja całego sztabu. Raz jeszcze jednak podkreślę, że trzeba pochwalić całą drużynę za zaangażowanie i chęć pokazania się.


Czytaj jeszcze: Okazja do eksperymentów

Przy tylu debiutantach, to każdy wychodził z siebie, żeby się wykazać, a pozostali – nie chcąc być gorszymi – też musieli gonić. Dobrze to wyglądało, szkoda tylko, że przeciwnik był bezpłciowy i nie zmusił naszych do jeszcze lepszej gry. Przy tak dysponowanym rywalu było zaś miejsce do popisu. Nasi to wykorzystali.

W niedzielę mecz z Włochami w Gdańsku. To spotkanie będzie miało chyba zupełnie inny przebieg, prawda?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Oczekuję przede wszystkim tego, że grając z orzełkiem na piersi, to musi być duże zaangażowanie. Do tego kolektywna gra, wymiana pozycji i gra z głową, bo na dużej intensywności nie da się biegać i grać na 120 proc. normy przez całe spotkanie, tym bardziej, że za chwilę czeka nas kolejna gra. Trzeba grać o zwycięstwo i do przodu. Liczę na dobry, czy bardzo dobry mecz, bo przecież mierzymy się z przeciwnikiem najwyższej europejskiej klasy.

Tak łatwo jak z fińską drużyną nie będzie, ale oczekiwania mamy. Na pewno zwycięstwo zostawiłoby korzystne wrażenie. To byłoby takie dobre wejście w końcówkę tego roku, bo przecież jeszcze tego grania w kolejnych tygodniach trochę nam zostało.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus