Czy Marcin Robak zagra w rodzinnym mieście?

W jednym z najciekawszych meczów na pierwszoligowych boiskach, Miedź mierzy się u siebie z Widzewem.


Wednesday to po angielsku środa. Klub Sheffield Wednesday nazwę wziął stąd, że gracze spotykali się i trenowali w środy. Piątek z kolei to po angielsku Friday i ten element można dodać do nazwy Widzewa, bo po raz trzeci w tym sezonie drużynie z Łodzi przyjdzie grać w ten dzień tygodnia – tym razem z Miedzią w Legnicy. Również na piątek planowany był odwołany mecz z GKS Bełchatów.

Jak w futsalu

To będzie szczególny mecz dla Marcina Robaka, który w tym mieście się przecież urodził (29 listopada obchodził będzie 39 urodziny) i zaczynał grać w piłkę – akurat nie w Miedzi, a w mniejszym Konfeksie. Chciał być bramkarzem, ale był niski i szczupły. Trener nie chciał więc wstawiać go do bramki i wystawił do ataku. Już w pierwszym turnieju halowym trampkarzy został królem strzelców i… tak mu już zostało. Musiał jednak terminować aż trzy sezony w seniorskiej ekipie Konfeksu w lidze okręgowej, zanim trafił już jako 20-latek do Miedzi. W Łodzi traktują go jak swojego, chociaż w Widzewie gra dopiero czwarty rok (i to w dwóch ratach) w 18-letniej już karierze w dorosłym futbolu.

Nie wiadomo jednak czy Robak w piątkowym meczu zagra… Nie było go na boisku w ostatnim do tej pory meczu Widzewa 17 października w Łęcznej. Tłumaczono to przeziębieniem, ale okazało się, że było to coś więcej. Dokładnie nie wiadomo ilu piłkarzy Widzewa było zarażonych koronawirusem, tak jak i nikt nie wytłumaczył się z tego, że tę niedyspozycję Robaka próbowano początkowo ukryć. Pytany o szansę na jego występ w piątkowym meczu trener Enkeleid Dobi powiedział.

– Marcin jest głodny gry w Legnicy, ale zdrowie jest najważniejsze – podkreślił.

Po wykryciu pierwszych dwóch zakażeń (wyciekły nazwiska Robaka i Miłosza Mleczki) zespół przerwał treningi i poszedł na kwarantannę. Później liczba zakażonych nawet wzrosła – mówiło się o kolejnych sześciu, ale klub tego nie potwierdzał ani nie zaprzeczał.

– Wyglądamy jak drużyna futsalu – mówił trener Dobi, któremu w następnym tygodniu przyszło prowadzić zajęcia z 10-11 zawodnikami. Nie było mowy o rozegraniu meczów z GKS Bełchatów i z Legią o Puchar Polski. Mecz z GKS Bełchatów przełożono na 3 listopada, ale i wtedy spotkanie nie doszło do skutku, bo w przeddzień gotowych do gry było tylko 13 zawodników i jeden bramkarz. Akurat kilka dni wcześniej Patryk Wolański, który ostatnio był „trzecim” i nie miał szans na grę, przeszedł do B-klasowego Sokoła Lutomiersk.

Dopiero w środę zespół spotkał się na treningu w 20-osobowym składzie. Indywidualne zajęcia miał dochodzący do zdrowia po kontuzji Karol Czubak i on w Legnicy nie zagra na pewno, a pozostałym trener musi się jeszcze w piątek dokładnie przyglądać, by ocenić, komu starczy sił na grę po prawie trzytygodniowej przerwie.


Czytaj jeszcze: Nie ilość, ale jakość

Do domu w Legnicy (jeśli w ogóle przyjedzie na mecz) zajrzy też zapewne pracująca drugi sezon w Widzewie pani prezes Martyna Pajączek. Przez siedem lat kierowała legnickim klubem, doprowadzając Miedź do awansu do ekstraklasy, a sama utorowała sobie drogę do kariery w PZPN. Odeszła jednak w nienajlepszej atmosferze, którą na pewno podgrzała też wygrana przez Widzew rywalizację o transfer Marcina Robaka, którego już ubierano w zielono-niebieskie barwy Miedzi, ale on wolał czerwone widzewskie.

Wzięli Wichniarka

Sztab szkoleniowy Widzewa powiększył się ostatnio o Artura Wichniarka. Widzew musi mieć faktycznie dużą siłę przyciągania, skoro i on, grający w Łodzi zaledwie dwa sezony i to już ponad 20 lat temu, czuje się widzewiakiem, chętnie do Łodzi przyjeżdża, a teraz przyjął ofertę objęcie stanowiska szefa skautingu w klubie. Modni są teraz w naszych zespołach piłkarze z Hiszpanii, ale w Widzewie może się wkrótce pokazać paru młodych Niemców, bo akurat niemiecki rynek transferowy Wichniarek zna bardzo dobrze.