Dla Ślęzy Wrocław trzynastka była szczęśliwa

Rozmowa z Jackiem Opałką, drugim trenerem Ślęzy Wrocław.


Po wyjazdowym zwycięstwie z Pniówkiem 74 Pawłowice Ślęza Wrocław awansowała w tabeli na 2 miejsce i traci 10 punktów do lidera, rezerw Zagłębia Lubin. W ostatnim meczu wrocławian prowadził trener Jacek Opałka, który zastępował chorego Grzegorza Kowalskiego.

Kluczowy moment ostatniego meczu z Pniówkiem?

Jacek OPAŁKA: – Moim zdaniem punktem zwrotnym w tym meczu – jeżeli można go rozpatrywać w tych kategoriach – był rzut karny obroniony przez naszego bramkarza, Pawła Budzyńskiego. Zazwyczaj jest to moment, który daje energię jednym, a drugim podcina przysłowiowe skrzydła.

Pojedynek z Pniówkiem był trzynastym z rzędu meczem Ślęzy bez porażki. Po raz ostatni zeszliście z boiska pokonani 23 października ubiegłego roku, przegrywając 0:2 na wyjeździe z Polonią Bytom. Ta znakomita seria dobitnie świadczy o potencjale, jaki drzemie w waszym zespole? Zimą oddaliście do Ruchu Chorzów swojego najlepszego snajpera, Piotra Stępnia, a mimo to nie spuściliście z tonu.

Jacek OPAŁKA: – Jak się okazało, trzynastka nie była pechowa (śmiech). To prawda, Piotrek Stępień przeszedł po rundzie jesiennej do Ruchu, ale my jesteśmy klubem, który wyróżniających się zawodników nie trzyma u siebie na siłę. Chcemy, by piłkarze dzięki grze u nas promowali się i grali w wyższych ligach. Przypomnę, że wcześniej u nas wypromował się Szymek Lewkot, który teraz jest zawodnikiem Śląska. Co do potencjału naszych zawodników, trafił pan w sedno. W zasadzie od kilku lat jesteśmy klubem z czołówki 3 ligi.

To czego brakuje, żeby awansować szczebel wyżej?

Jacek OPAŁKA: – No widzi pan… To są rzeczy, które do końca trudno zdefiniować. To są detale, drobiazgi. Gdy analizujemy poszczególne mecze, w których straciliśmy punkty, to mówiąc kolokwialnie wydawało się, że były to mecze, w których nie wolno było stracić punktów. A jednak je straciliśmy. Z drugiej strony potrafiliśmy się postawić tym zespołom, które były nad nami w tabeli. Mam nadzieję, że z czasem te detale poprawimy i na tyle one zrobią różnicę, że w końcu może uda się nam awansować do wyższej ligi.

Tak z ręką na sercu, można jeszcze dogonić w tabeli rezerwy Zagłębia Lubin? Do zakończenia wyścigu zostało jeszcze 7 kolejek…

Jacek OPAŁKA: – Jak szczerze, to szczerze. Przepraszam, że to powiem – z pełnym szacunkiem dla rywali – Zagłębie nie bardzo ma z kim przegrać. Nam też się nie udało, zremisowaliśmy w Lubinie 2:2. Powiem, bez przesady i fałszywej skromności, po meczu stojącym na bardzo wysokim poziomie. Nie zmienia to faktu, że podział punktów zachował status quo w tabeli. Tracimy do nich 10 punktów, co będzie bardzo trudno zniwelować.

Matematycznie takie szanse jeszcze są…

Jacek OPAŁKA: – Matematycznie tak, ale realnie znikome, by nie powiedzieć żadne. Dlatego przyjeżdżamy na każdy mecz po to, by wygrać. Wiemy, że każdy mecz jest trudny, nawet z teoretycznie słabszym przeciwnikiem, Każde punkty trzeba po prostu wyrwać. Proszę zauważyć, że w tym sezonie nie było wielu meczów, w których doszło do totalnej deklasacji.

Wam się udało wygrać trzy mecze 6:0. W takich rozmiarach wygraliście z Cariną Gubin, Karkonoszami Jelenia Góra i Piastem Żmigród.

Jacek OPAŁKA: – Tak, to prawda, ale powiem panu, że z perspektywy czasu wynik nie oddawał przebiegu spotkań. Te drużyny chciały i próbowały grać w piłkę, z ich strony to wyglądało bardzo solidnie. Byliśmy w tych spotkaniach bardzo skuteczni, a jak pan widział, ze skutecznością nie zawsze jest tak kolorowo. I tak, jakbyśmy chcieli. Wpływ na to ma również brak Piotrka Stępnia, o którym wspominaliśmy wcześniej. Ale ci chłopcy, którzy wychodzą na boisko, grają bez kompleksów, z wiarą i przekonaniem, że się uda. Solidnie i ciężko pracują na treningach, więc możemy się cieszyć, że to wygląda tak, jak wygląda.


Na zdjęciu: Trener Jacek Opałka poprowadził Ślęzę do zwycięstwa w wyjazdowym spotkaniu z Pniówkiem Pawłowice.

Fot. slezawroclaw.pl/W. Fryt