Dlaczego zawsze on?

„Ci Amerykanie wcale nie są tacy źli. Najpierw napadną, a później przeproszą. A mnie za te czterdzieści lat nik, k…, nie przeprosił” – oto części legendarnego monologu Bohdana Smolenia, wybitnego polskiego artysty kabaretowego, która skojarzyła się z tym, co stało się w piątek wieczorem w Białymstoku, podczas i po meczu, w którym Jagiellonia mierzyła się z Lechią Gdańsk. Napad wydarzył się w doliczonym czasie gry, a jego sprawcą był Sławomir Peszko. Skrzydłowy „biało-zielonych” zaatakował ostro Arvydasa Novikovasa i sędzia spotkania, Łukasz Szczech, nie miał wyjścia i usunął uczestnika rosyjskiego mundialu z boiska. Przeprosiny pojawiły się następnego dnia.

Po co to było?

– Frustracja, którą przeżywałem po fatalnych MŚ oraz krytyka, jaka na mnie spadła przez ostatnie tygodnie, wpłynęła na mnie bardziej, niż myślałem. Chciałem szybko wrócić do gry w Lechii, a okazało się, że nie jestem gotowy emocjonalnie. Niektórzy odbiorą to jako zwykły wpis, jednak bardzo przeżywam to, co zrobiłem – napisał w oświadczeniu na Instagramie, Sławomir Peszko. – W szczególności chciałbym przeprosić Arvydasa Novikovasa, całą Jagiellonię Białystok, całą Lechię Gdańsk i wszystkich, których zawiodłem – czytamy w dalszej części tego wpisu. Jednocześnie piłkarz podkreślił, że liczy się z konsekwencjami i obiecał, że będzie nad sobą pracował, aby takie sytuacje nigdy się nie powtarzały. Reasumując wina jest bezsprzeczna. Zawodnik złożył samokrytykę i poniesie karę. Ale trudno jest się opędzić od pytania, po co to było? Przecież jego drużyna prowadziła 1:0, do końca spotkania pozostawało kilkanaście sekund, a całe zdarzenie miało miejsce daleko od bramki jego zespołu. Po feralnym faulu w sieci pojawiło się mnóstwo komentarzy. Sam Novikovas najpierw powiedział, że gdyby był trenerem, to wyrzuciłby Peszkę z drużyny. Później jednak litewski pomocnik oświadczył, że nie ma żalu do piłkarza Lechii, chociaż zdaniem jego, a także szeroko komentujących całą sytuację, faul był… zemstą za nieprzychylny wpis, który podczas mundialu zamieścił w internecie piłkarz Jagiellonii.

Nasz własny „Balotelli”

Novikovas skomentował jeden z postów na profilu Lotto Ekstralasy przed meczem reprezentacji Polski z Kolumbią. „W niedzielę mundialowy debiut Sławomira Peszki?” Litwin odpowiedział. „Gdyby to był Frankowski, to tak, ale kiedy jest ten facet, to nie ma szans”. Te słowa miały podobno rozzłościć reprezentanta Polski do tego stopnia, że ten poszukał wendetty w trakcie ligowego spotkania. Jak było naprawdę? W tej chwili nie ma to już raczej większego znaczenia. Bardziej niepokojący jest fakt, że 44-krotny reprezentant Polski, uczestnik ME i MŚ, a także gracz, który ma za sobą występy w Bundeslidze, co jakiś czas nie daje o sobie zapomnieć właśnie w podobny sposób. Zostawmy już pozaboiskowe ekscesy z udziałem Peszki, a tych kilka w trakcie jego kariery było. O ile w poprzednim sezonie skrzydłowy Lechii był w miarę grzeczny, o tyle w sezonie 2016/17 zaszalał w sposób negatywny w trakcie dwóch ligowych meczów. W starciu przeciwko Lechowi Poznań uderzył łokciem Tomasza Kędziorę, czym wywołał niemałą awanturę. A w ostatniej kolejce skosił Vadisa Odjidję-Ofoę, osłabiając swój zespół w kluczowym momencie walki nawet o mistrzostwo Polski. Trudno w takiej sytuacji nie postawić sobie pytania, parafrazując niegdysiejszy napis na koszulce innego piłkarza lubiącego przyciągać kłopoty, czyli Mario Balotellego. Dlaczego zawsze on?