Długo na to czekali

Przed dzisiejszym (15.00) meczem imienników z Chorzowa i Zdzieszowic przypominają się dwie historie. Obie związane z nie tak dawnymi, bo toczonymi w tej dekadzie bojami między tymi zespołami w Pucharze Polski.
„Zdzichy” były wtedy II-ligowcem, „Niebiescy” – oczywiście przedstawicielami ekstraklasy.

Zaczynaj pan!

22 września 2010 roku, 1/16 finału PP, do której zdzieszowiczanie dotarli dzięki wyeliminowaniu GKS-u Katowice. Chorzowianie wygrywają 3:1, dwa gole strzela Maciej Jankowski, a gdy „młyn” gospodarzy skanduje „Ruch, Ruch, HKS” – kibice „Niebieskich” śmieją się i biją brawo. Oba te kluby w przeszłości były związane z członem HKS. Chorzów – wiadomo, Hajducki Klub Sportowy. Zdzieszowice – oczywiście nie Hajducki, a Hutniczy.
21 marca 2012 roku, ćwierćfinał PP. Godzina 20.30, zawodnicy stoją w tunelu, oczekując jeszcze na sygnał TVP Sport, by wystartowała transmisja i można było wyjść na boisko.

– Panie, zaczynaj pan, bo ja jutro na rano do roboty wstaję – mówi do sędziego stoper „Zdzichów”, zawodowy strażak Tomasz Drąg. Dziś – niestety – już świętej pamięci. Zgromadzeni wtedy naprzeciwko zaprawieni ligowcy, Lewczuk, Stawarczyk, Grzyb czy Niedzielan, solidarnie i z sympatią wybuchli śmiechem, a atmosfera się rozładowała. Niedzielan strzelił 2 gole, „Niebiescy” wygrali rewanż 2:1, ale trochę strachu się najedli. W Zdzieszowicach pokonali co prawda II-ligowca 4:1, lecz długo przegrywali.

Coś wyjątkowego

Teraz dwóm Ruchom przychodzi walczyć o punkty na poziomie rozgrywkowym nr 4. Mecz ten ma swoją wagę – kibice „Niebieskich” zakończyli trwający od początku sezonu bojkot, dlatego po raz pierwszy w III lidze przy Cichej zasiądzie kilka tysięcy widzów.

Klub wprowadził do sprzedaży specjalne „czteropaki”, obejmujące bilety na pozostałe tegoroczne domowe spotkania – ze „Zdzichami”, Polonią Bytom, Śląskiem II Wrocław i LZS-em Starowice Dolne. Po raz pierwszy od naprawdę niepamiętnych czasów spłaceni co do złotówki są piłkarze i trenerzy.

– Powrót kibiców to dla nas duża ulga i radość. Długo na to czekaliśmy. Mam nadzieję, że wspólnie będziemy osiągać wyniki na miarę tego klubu. Dla wielu chłopaków mecz przy pełnych trybunach będzie czymś wyjątkowym, bo niedawno dołączyli do drużyny i nigdy wcześniej nie mieli okazji grać przy tej publiczności. Raz, na wyjeździe w Bielsku, poczuli tę atmosferę i byli zachwyceni. Było wtedy widać po grze, że doping nas bardzo poniósł. Wygraliśmy z Rekordem 3:0, to był jeden z najlepszych naszych występów w sezonie. Liczę, że to samo będziemy mogli powiedzieć w sobotę,a atmosfera nam w tym pomoże – mówi Tomasz Foszmańczyk, kapitan chorzowskiego zespołu.

Do szatni dotarły pomyślne wieści nie tylko organizacyjno-finansowe, ale też kadrowo-medyczne, bo okazało się, że bramkarz Kamil Lech nie będzie musiał poddawać się artroskopii kolana i już za dwa tygodnie powinien wznowić treningi.

To ich nie sparaliżuje

W roli „papierowego” faworyta wystąpią jednak dziś nie chorzowianie, a zdzieszowiczanie. To oni są wiceliderem tabeli.

– Bardzo się cieszymy, że na tym meczu ma być tak liczna publika – podkreśla Łukasz Ganowicz, trener „Zdzichów”. – Nieczęsto w trzeciej lidze gra się z taką firmą i przy takiej frekwencji. Jestem przekonany, że nas to nie sparaliżuje, a tylko da kopa do jeszcze lepszej gry. Rozmawiam z chłopakami, widzę ich nastawienie, mam w szatni grupę charakternych osób. Nie jesteśmy rozleniwieni, zwłaszcza że tydzień temu na nasze głowy wylał się kubeł zimnej wody, bo wskutek fatalnej pierwszej połowy przegraliśmy z Lechią Zielona Góra. Jedziemy do Chorzowa nie tyle z chęcią sprawienia niespodzianki, co nastawieniem na realizację konkretnego celu w meczu z III-ligowym rywalem.