Dogorywanie

Pisze Tomasz Wirski

Jeżeli ktoś spodziewał się rewolucji w zespole katowickim już w tym meczu – w ramach „szukania nowej jakości” po rozgoryczeniu utratą szans na awans – musiał poczuć się rozczarowany. Ale „nowej twarzy” GKS-u być nie mogło, bo – wobec niedawnej czystki oraz absencji zdrowotnych i kartkowych – Jacek Paszulewicz zabrał do Grudziądza de facto wszystkich, których ma w tym momencie do dyspozycji w kadrze. Oczekiwanej przezeń walki o nowe kontrakty przy Bukowej w wykonaniu tych, którym się one kończą za nieco ponad miesiąc też być nie mogło, bo raczej niewielu z nich swą przyszłość z GieKSą jeszcze wiąże. Atmosfera wokół drużyny i w szatni robi swoje…
Obecny opiekun katowiczan znalazł się w niedzielę w mocno niekomfortowej mentalnie sytuacji nie tylko z tego powodu. Jesienią prowadził przecież zespół gospodarzy w pierwszej lidze; spadek Olimpii z pierwszej ligi – który po końcowym gwizdku stał się faktem – będzie więc figurować i w jego trenerskim CV.

Tylko wygrana gwarantowała grudziądzanom przedłużenie nadziei na pozostanie na zapleczu ekstraklasy. Zaczęli więc „z wysokiego C”, błyskawicznie obejmując prowadzenie. Maciej Wierzbicki najwyraźniej myślami był jeszcze przy kosztownych błędach w meczu z GKS-em Tychy, bo… po prostu sprezentował piłkę Filipowi Jazviciowi, który wpakował ją do pustej bramki. – Zdobycie 56 punktów, czyli wygranie dwóch ostatnich meczów, posłuży nam trochę na otarcie łez – mówił przed meczem opiekun gości. Ale w tym momencie byli od tego celu bardzo daleko…
Wierzbicki w dalszej części spotkania bronił już z wyczuciem i szczęśliwie, i z czasem zatarł fatalne wrażenie. Trudniej było o to katowiczanom w ofensywie: uderzenia głową Kamila Słabego i Lukasa Klemenza – w końcówce tej odsłony – efektu bramkowego nie przyniosły.

Po zmianie stron znów w paru przypadkach – okazje Mateja Podlogara czy Huberta Adamczyka – golkiper GieKSy ratował kolegom skórę. Po przeciwnej stronie boiska efekt przyniosła natomiast akcja rezerwowych: centrował Tomasz Foszmańczyk, a Wojciecha Małeckiego pokonał Dalibor Volas. Miejscowi jeszcze raz uwierzyli w swą szczęśliwą gwiazdę, gdy w końcówce – po drugiej żółtej kartce dla Adriana Frańczaka (arbiter uznał, że próbował wymusić rzut wolny) – przyszło im grać w liczebnej przewadze. Nie zdołali jednak zdobyć zwycięskiej bramki, a po końcowym gwizdku miejscowi fani pożegnali ich w mało wybredny sposób. Spotkało się to zresztą ze zdecydowaną odpowiedzią służb porządkowych: sektor „olimpijskiego młyna” utonął w gęstej chmurze gazowej…

 

Olimpia Grudziądz – GKS Katowice 1:1 (1:0)

1:0 – Jazvić, 7 min, 1:1 – Volas, 68 min

Olimpia: Małecki – Bielawski, Zitko, Wełna, Klimczak, Jazvić, Kurowski, Michalik, Martinez, Kaczmarek (77. Handzlik), Podlogar.

GKS: Wierzbicki – Frańczak, Kamiński, Klemenz, Słaby – Mandrysz, Kalinkowski (65. Foszmańczyk), Poczobut, Zejdler (46. Volas), Błąd (52. Słomka) – Prokić.

Kartki:   14. Klimczak, 36. Bielawski, 37. Wełna, 71. Kurowski, 80. Jazvić  – 22. Frańczak, 22. Wierzbicki, 45+1. Zejdler, 54. Słaby, 57. Volas, 62. Poczobut, 80. Klemenz. Czerwona:   87. Frańczak (druga żółta)