Drzazgi patent na Wisłę

Autor gola, którym uratował punkt bielskiej drużyny w Krakowie, nie potrafi wytłumaczyć dlaczego zespół spod Klimczoka rozegrał dwie tak różne połowy.


Krzysztof Drzazga, 27-letni ofensywny gracz Podbeskidzia, bieżący sezon rozpoczynał w wyjściowym składzie drużyny spod Klimczoka. Po dwóch rozegranych meczach zniknął jednak z podstawowego ustawienia, w którym następnie… pojawiał się i znikał. Czasami, jeszcze przed zmianą na stanowisku trenera w drużynie spod Klimczoka, grywał od początku. By kolejny mecz rozpocząć na ławce rezerwowych.

Gdy szkoleniowcem bielskiego zespołu został Dariusz Żuraw, Drzazga tylko raz – w meczu z ŁKS-em Łódź – pojawił się na placu gry od początku spotkania. W ostatnim meczu, przeciwko krakowskiej Wiśle, wszedł na boisko dopiero w 83. minucie gry, ale gdyby nie jego pojawienie się na boisku, to Podbeskidzie mecz przy Reymonta by przegrało.

Dla tego zawodnika występ przeciwko Wiśle był szczególny. To właśnie w barwach „Białej gwiazdy” Drzazga rozegrał wszystkie ze swoich 41 spotkań w ekstraklasie i zdobył dla krakowskiego klubu pięć bramek. Tym razem znów trafił przy Reymonta, ale w barwach przeciwnej drużyny. – Musze przyznać, że łezka w oku delikatnie się zakręciła – powiedział po spotkaniu były gracz Wisły.

– W Krakowie jest taka historia, że byli zawodnicy Wisły często w meczach przeciwko tej drużynie zdobywają bramki. Jestem zadowolony z tego powodu, że dałem punkt drużynie. Swój okres spędzony w Wiśle Kraków na pewno wspominam bardzo dobrze. „Biała gwiazda” zawsze będzie w moim sercu. Ale teraz jestem zawodnikiem Podbeskidzia i koncentruję się wyłącznie na tym- podkreślił po meczu 27-latek, który punkt wywalczony w starciu z Wisłą szanuje. Choć, jak zresztą inni gracze Podbeskidzia, żałował, że nie udało się tego meczu wygrać.

– Z jednej strony punkt wywalczony w starciu przy Reymonta należy po prostu szanować, ale z drugiej strony jesteśmy po prostu źli, że nie udało się wygrać. Prowadziliśmy do przerwy i tę pierwszą połowę zagraliśmy naprawdę super. Nasza drużyna nie dała praktycznie Wiśle nawet procenta szans. Zabrakło nam jednak bramki na 2:0 i zamknięcia tego spotkania. Ale to jest już taki teren – powiedział Drzazga.

Rzeczywiście wspominane przez ofensywnego gracza starcie miało różne oblicza. Przed przerwą to Podbeskidzie było stroną ewidentnie dominującą w tym meczu. Druga połowa należała jednak do gospodarzy, mimo iż grali oni w osłabieniu. Co zatem stało się w przerwie sobotniego spotkania? – Trudno powiedzieć, co stało się w szatni. Nie było mnie w niej w przerwie, bo mieliśmy rozgrzewkę. To naprawdę jest bardzo ciężkie do oceny.

Wyszliśmy na boisko w pierwszej połowie i graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Szybko jednak po przerwie straciliśmy gola na 1:1… Nie wiem, chyba uciekła nam koncentracja. Na pewno zespół z Krakowa ma w składzie takie indywidualności, które w pojedynkę potrafią wygrać mecz. Dlatego też zdarzyło się w tym spotkaniu, że nawet prowadzili, choć grali przecież w osłabieniu. Na pewno cieszy to, że do ostatnich minut walczyliśmy chociaż o ten punkt i pokazaliśmy charakter.

Z tego powodu cieszy, że ten remis udało się wywalczyć – to raz jeszcze były gracz Podbeskidzia, który w Krakowie strzelił swojego pierwszego gola w oficjalnym meczu bielskiego zespołu. Wcześniej, jeszcze podczas letnich przygotowań, udało się Drzazdze zdobyć gola w sparingu, a rywalem bielskiej drużyny była… Wisła Kraków. Jak zatem widać piłkarz ten ma patent na swojego byłego pracodawcę.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus