Fajdek: Jestem ogniem zapalnym

Napisał pan książkę „Petarda”. Po co? Ona ma pokazać lekką atletykę od nieznanej strony?

Paweł FAJDEK: – To nie jest książka o lekkiej atletyce. O samym sporcie jest w niej mało. To książka o mnie i ludziach, którzy mnie otaczają. Ich anegdoty na mój temat, opis zdarzeń – to wszystko wzbogaciło tę publikację. Chciałem pokazać, że jestem prawdziwą osobą, a nie pozerem, który tylko kreuje się na kogoś kim nie jest. Pamiętajmy o tym, że trening to część dnia, a nie cały dzień. Jest w naszym życiu miejsce na różne, śmieszne akcje. Są dni wolne – także w trakcie zgrupowań. Można wtedy zrobić ognisko, wycieczkę, kawał komuś. Jestem ogniem zapalnym. Gdzie się nie pojawię, staram się, żeby było śmiesznie i żeby ludzie się dobrze bawili.

Pojawia się pan na targach książki, spotkaniach promocyjnych. Jak się pan czuje w nowej roli?

Paweł FAJDEK: – Dla mnie to forma rozrywki, a dla innych praca. To kolejny epizod w życiu, z którego parę śmiesznych historii zapamiętamy. Było sporo śmiechu przy podpisywaniu 1200 egzemplarzy książki w Krakowie. Byłoby o czym mówić. Będzie to dobry materiał do następnej części. To nie jest moje ostatnie słowo. Będą jeszcze dwie książki. Ostatnia po igrzyskach w Tokio.

Trzeba poczekać, żeby na igrzyskach olimpijskich w Tokio rzucić 85 metrów?

Paweł FAJDEK: – Chociażby. Nie ukrywajmy, że są to fajniejsze zawody niż mistrzostwa Europy do bicia rekordów Polski czy świata.

Macie już z trenerką plan przygotowań do sezonu 2019?

Paweł FAJDEK: – Nie ma wielkich zmian. Chodzi tylko o to, żeby w przyszłym roku w odpowiednim momencie zrobić sobie przerwę. Zazwyczaj najwyższa forma musiała wypaść w sierpniu. Teraz w tym okresie będziemy mogli zrobić sobie dwa tygodnie urlopu i mieć wakacje jak zwykły Kowalski. Potem znów będzie podbicie formy pod start w mistrzostwach świata w październiku. Nie jest to rzecz trudna do wykonania.

Irytuje pana, jako już doświadczonego zawodnika, że rzutu młotem nie ma na Diamentowej Lidze?

Paweł FAJDEK: – Były próby wywarcia nacisku na IAAF przez dużo starszych zawodników, którzy już skończyli z tym sportem. Bardzo często na drugi dzień po Diamentowej Lidze na tym samym stadionie jest mecz piłkarski. Jeżeli my niszczymy murawę, to wszyscy są niezadowoleni. Dlatego nie jesteśmy chciani. Na szczęście w Polsce mamy dwa świetne mityngi – duże memoriały Kusocińskiego i Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim, gdzie nasza konkurencja jest jednym z najważniejszych punktów. W Polsce liczą się sporty, w którym mamy gwiazdy i medalistów, a tacy są w rzucie młotem.

W Katarze podczas mistrzostw świata trzykrotny złoty medalista tej imprezy może chyba znów celować tylko w najwyższy stopień podium?

Paweł FAJDEK: – To już jest walka o jeszcze mocniejsze zapisanie się w historii. Pamiętajmy o tym, że my bez medali nie zarabiamy pieniędzy. Każdy medal jest dla mnie kluczowy, bo krążki zapewniają mi finansowy byt oraz komfort życia. Dla mnie nie tyle ważne jest zdobycie po raz czwarty tytułu mistrza świata, co życie na poziomie. Dopóki będę zdrowy i będę rzucał daleko, to moje myśli sięgały będą złotych medali. To mnie nakręca. Nigdy nie myślałem trenując o byciu wiecznie drugim. Chcę być zawsze pierwszy. Gdy tak nie jest, to jestem wiecznie niezadowolony.

 

Rozmawiał Tomasz Więcławski