Francuz chce rozpocząć nowy rozdział

Fajnie tu macie, tylko jak na lato, to trochę zimno – śmieje się Cheick Alan Diarra, gdy pytamy go o pierwsze wrażenia z pobytu w Tychach. 25-letni Francuz w ubiegłym tygodniu przyleciał na testy do GKS-u, których zwieńczeniem będzie występ w sobotnim sparingu z Łódzkim Klubem Sportowym. Po nim zapadnie decyzja, czy Diarra zostanie w Polsce na dłużej. – Klub wygląda od środka naprawdę dobrze. Stadion jest piękny, podobają mi się treningi – mówi nam Diarra.

Kręta droga

Skoro o treningach – to nie można nie wspomnieć o osobie Ryszarda Tarasiewicza. Szkoleniowiec drużyny z Tychów jeszcze podczas swej piłkarskiej kariery spędził trochę czasu w klubach znad Sekwany. – Wcześniej wiedziałem o tym. Mieliśmy już okazję razem porozmawiać. Oczywiście, po francusku! Podpytując innych zawodników, słyszałem o trenerze praktycznie same dobre rzeczy i sam powoli przekonuję się, że jest to prawda – przyznaje 25-latek, którego piłkarska droga do naszego kraju była, jak się można domyślać, bardzo kręta.

– Pierwsze zapytania z Polski miałem już zimą, ale nie okazało się to jeszcze nic poważnego. Tak naprawdę działo się to już za późno, bo w końcówce okna transferowego – opowiada rosły Francuz, który ostatni rok miał praktycznie stracony.

Zagrał zaledwie w jednym meczu – w eliminacjach Ligi Europy, w barwach mołdawskiej Dacii Kiszynów.
– Chciałem odejść, ale klub mi na to nie pozwolił, dlatego musiałem poczekać, aż wygaśnie mi kontrakt. Dlaczego wolałem opuścić Mołdawię? Bo miałem lepsze oferty. Gdy przychodziłem do Dacii, zaznaczyłem, że zrobiłem to, by się odbudować, a potem pójść gdzieś indziej. Prezes obiecał mi, że właśnie tak będzie, ale wyszło inaczej… Propozycji pojawiło się naprawdę sporo. Najkonkretniejsza była z francuskiej drugiej ligi, dlatego trudno się dziwić, że byłem zdecydowany na odejście. Nie chodziło nawet o to, że Dacia żądała za mnie pieniędzy. Wcale nie. Po prostu zablokowała mnie i to było najgorsze. Prezes nie zamierzał szukać żadnego kompromisu. Słyszałem, że już wcześniej w tym klubie zdarzały się takie historie, ale wierzyłem w słowa prezesa. To był mój błąd. Skoro nie było możliwości odejścia, to jasną rzeczą jest, że postanowiłem zostać w Kiszyniowie i grać, ale nie zostało mi to już umożliwione – opowiada nam Diarra.

Mogli się go obawiać

W Mołdawii występował więc de facto tylko w sezonie 2016/17. W dwóch klubach: nim trafił do Kiszyniowa, grał też w Dinamo-Auto Tiraspol. W 29 meczach tamtejszej ekstraklasy strzelił 10 goli.

– Gdy pytasz, czy byłem gwiazdą tej ligi, mogę się tylko głośno zaśmiać, ale… Inni zawodnicy, inne drużyny, miały prawo się mnie obawiać, bo prezentowałem określone umiejętności i zdobywałem bramki – zaznacza. Nim znalazł się w Mołdawii, kopał piłkę w… Rumunii. Nietypowy przebieg przygody z piłką, jak na Francuza i wychowanka Olympique Lyon…

– Nietypowy? Fakt, każdy tak mówi. Jako junior grałem w Dijon. Miałem 18 lat i wciąż byłem zawodnikiem bez profesjonalnego kontraktu. Klub chciał poczekać jeszcze rok, ja nie byłem tak cierpliwy. Pojawiła się możliwość wyjazdu do Rumunii i z niej skorzystałem. Wbrew pozorom, grało tam i gra nadal sporo francuskich zawodników – zwraca uwagę Diarra. Z jego przenosinami do Kraju Drakuli też wiążą się jednak spore perypetie. – Najpierw podpisałem kontrakt w ekstraklasie, ale zrodził się spory konflikt między moim francuskim menedżerem, a dyrektorem tego klubu. Długa historia, bardzo dla mnie niesmaczna – przyznaje. Ostatecznie, zamiast w Petrolulu Pioesti, wylądował w Otelul Galati, gdzie rozegrał 10 meczów. Znacznie lepsze statystyki wypracował rok później w Mołdawii.

Prawa noga, lewe skrzydło

Ostatnie miesiące spędził w ojczyźnie. Gościnnie trenował z zespołem Certeil, na co dzień występującym w trzeciej lidze. – O kontrakcie nawet nie rozmawialiśmy. Po prostu starałem się utrzymać swoją formę. Tego lata miałem zapytania z kilku klubów, ale każdy chciał mnie najpierw przetestować. Trudno się dziwić. Skoro nie grasz przez pół roku, nikt nie podpisze z tobą umowy, zanim cię wcześniej nie zobaczy w akcji. Nie czuję, bym był w złej formie, bo przecież pozostawałem w treningu. Potrzebuję znowu złapać rytm boiskowej rywalizacji, ale to coś, co wraca szybko. Myślę, że jestem w stanie wnieść do GKS-u coś pozytywnego i wierzę, że w Tychach zacznę nowy rozdział – przyznaje Diarra, który jest uniwersalnym ofensywnym zawodnikiem. Choć jego lepszą nogą jest prawa, w Mołdawii występował na lewym skrzydle. – Tam czuję się nieco lepiej. Mogę też grać w ataku, ale wolę bok pomocy – zaznacza dobrze zbudowany (185 cm wzrostu) Francuz.