Futbol po śląsku pisany

Godać po ślonsku to nie gańba. Z okazji niedawno obchodzonego Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego warto połączyć język śląski z ubóstwianą w naszym regionie piłką nożną.


Tak to już niestety w życiu bywa, że nawet jakby człowiek chciał uniknąć politycznego bagienka, to i tak musi się w nim czasem zanurzyć. Wystarczy powiedzieć o języku śląskim zamiast o gwarze, a wiele osób podniesie lament, krzycząc, że Ślązacy nie mają prawa mówić o swoim języku.

Przestarzałe argumenty

Prawda jest jednak taka, że… jednej prawdy w całej tej dyskusji nie ma. Mówienie o gwarze jest w tym kontekście bardzo niefortunne, bo to trochę tak, jakbyśmy nazwali wielki lotniskowiec łódką. Wiadomo, że znajdą się zwolennicy i przeciwnicy konkretnego stanowiska, ale z biegiem ostatnich lat pojawia się coraz więcej stricte naukowych argumentów i opracowań promujących nazywanie śląskiego językiem.

Często powtarzana opinia lingwistycznego celebryty (nie ujmując rzecz jasna jego profesjonalizmowi) profesora Miodka – jakoby dialekt śląski (jako zbiór gwar śląskich) nie był językiem i że można go zapisywać wyłącznie w polskim systemem literowym – jest już po prostu nieaktualna.

Jego słowa mają 10 lat i przez te 10 lat wiele się zmieniło, a śląski, wbrew osądom profesora, został skodyfikowany i ciągle jest dopracowywany – jak zresztą widać w felietonie obok. Powstają liczne słowniki, elementarze czy podręczniki, powstają profesjonalne tłumaczenia książek, filmów, nawet spektakle teatralne w języku śląskim. To nie wymysły, to rzeczywistość. Zresztą prof. Miodek nie jest jedynym językoznawcą świata.

Regularnie naukowych argumentów za uznaniem śląskiego za język regionalny – do czego usilnie nie chcą dopuścić żadne polskie władze nie od kilku, ale od kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat – dostarcza chociażby dr hab. Henryk Jaroszewicz, którego artykuły można przeczytać np. na śląskim portalu wachtyrz.eu.

Adler i Jorguś

Ta drobna zmiana prawna byłaby wsparciem i pomogła w pielęgnowaniu śląskiego dziedzictwa, bo czy się to komuś podoba, czy nie (chociaż nie wiem, dlaczego miałoby to komuś przeszkadzać?), język śląski jest obecny w przestrzeni publicznej.

Z jednej strony zdaje się, że jest go jakby mniej, ale z drugiej liczba śląskich inicjatyw – także za sprawą internetu – poszła wyraźnie w górę. Wiedzą to także marketingowcy, którzy dostrzegli, że – jak to ktoś kiedyś ujął – śląski jest seksi. Świat śląskiej piłki nożnej także jest przesiąknięty mową śląską i nie zawsze nawet zdajemy sobie z tego sprawę.

530 TYSIĘCY osób w ostatnim spisie powszechnym (2011 r.) zadeklarowało, że posługuje się językiem śląskim. Była to najliczniejsza grupa językowa zadeklarowana po języku polskim. Biorąc pod uwagę, że spisano wtedy 38,5 miliona obywateli, osoby śląskojęzyczne stanowiły 1,38 procenta ogółu obywateli. Narodowość śląską zadeklarowało wtedy prawie 850 tysięcy osób. Mimo tego jedynym formalnym językiem regionalnym w Polsce nadal pozostaje język kaszubski, którym posługuje się znacznie mniej osób niż śląskim – 108 tys. w 2011 roku.

Przecież najbardziej zagorzali kibice GKS-u Katowice nie oglądają meczów z „Blaszaka”, lecz z „Blaszoka”. Na radzionkowski Ruch – zresztą jak na wszystko związane z Radzionkowem – mówi się „Cidry”, natomiast jadąc na mecz do rywala zza rzeki Brynicy, Zagłębia Sosnowiec, Ślązak pojedzie do Altrajchu, czyli Zagłębia Dąbrowskiego. Chociaż lekkim paradoksem jest to, że sosnowiecki Stadion Ludowy znajduje się geograficznie… na Górnym Śląsku, bo Brynica płynie dopiero kawałek dalej – ale to temat na inną historię.

Zresztą sosnowiczanie za niedługo przeniosą się na nowy obiekt wybudowany w środku miasta, na Środuli. Maskotki śląskich klubów również miewają śląskie imiona – w Polonii Bytom jest lew Olimpiok (nie Olimpiak), w Zabrzu mają Jorgusia (co jest zdrobnieniem od imienia Jorg, czyli Jerzy), a w Chorzowie na meczach można zobaczyć śląskiego, żółto-niebieskiego orła o imieniu Adler – co znaczy właśnie orzeł.

Co ty fanzolisz?!

Klubowi marketingowcy również wiedzą, że kibice ich zespołów mocniej będą identyfikować się z klubem, jeśli chociaż część przekazów będzie przetłumaczona na śląski. Górnik promuje się hasłem „Jadymy durś”, nawiązując przy okazji do utworu znanego zespołu metalowego Oberschlesien.

Okrzyk ten można usłyszeć na zabrzańskiej Torcidzie (chociaż raczej wymawiany jako „durch”, co też jest poprawną formą), a swego czasu Górnik we współpracy z zabrzańskim Muzeum Górnictwa Węglowego pod taką nazwą wypuścił kilka śląskich spotów zapowiadających poszczególne spotkania zespołu.

„My som Ruch” to stałe hasło, które można spotkać na meczach prawdopodobnie najbardziej identyfikującego się z Górnym Śląskiem chorzowskiego Ruchu – podobnie jak „ino Ruch”. Zresztą wielokrotnie można było usłyszeć coś o „pszajaniu Ruchowi”, czyli kochaniu go. Normą są śląskie elementy przyśpiewek, miejskich graffiti czy opraw. Takie wtrącenie zaprezentowali chociażby fani GKS-u Tychy w starciu z Ruchem właśnie, kiedy rozwiesili transparent z napisem: „W życiu piękne są tylko szpile”.

Tyszanie zresztą nie omieszkali przygotować śląskiej zapowiedzi meczu z Zagłębiem Sosnowiec, kiedy w 2017 roku klub zamieścił na swoim YouTube filmik z piłkarzami Piotrem Ćwielongiem i Danielem Tanżyną. Ten pierwszy zapytał drugiego, czy starcie z sosnowiczanami to… derby Górnego Śląska, na co „Dixon” mógł zareagować tylko w jeden sposób: – Synek, co ty fanzolisz?!


Na zdjęciu: Kamraty – znaczy przyjaciele.

Fot. Rafał Rusek/Press Focus


Górnik składał się z samych Ślązaków

Rozmowa ze Stanisławem Oślizło, legendą Górnika Zabrze, urodzoną w Wodzisławiu Śląskim.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Jak to z tym śląskim według pana jest?

Stanisław OŚLIZŁO: – Niewiele mogę wnieść do tego tematu, bo gdzie obecnie można usłyszeć mowę śląską? W telewizji czy radiu, w jakichś śląskich programach, ale w życiu codziennym posługuję się raczej polszczyzną. Kiedy byłem kapitanem reprezentantem Polski, to czasem trzeba było coś prominentom powiedzieć. Nie wypadało za bardzo po śląsku, więc trzeba było posługiwać się polszczyzną. Miałbym dzisiaj pewne problemy, gdybyśmy mieli rozmawiać typowo po śląsku. Pewnie, że wszystko rozumiem, ale w posługiwaniu się byłby wielki problem.

Gdy grał pan w Górniku, czyli głównie w latach 60., to ten śląski był bardziej obecny w piłkarskiej szatni?

Stanisław OŚLIZŁO: – Oczywiście rozmawiało się po śląsku, bo Górnik w tamtym okresie składał się z samych Ślązaków. Czystej polszczyzny raczej tam nie było, więcej było mowy śląskiej niż polskiej.

Górnik obecnie promuje się hasłem „jadymy durś”. Czy obecnie w klubie można z kimś porozmawiać po śląsku?

Stanisław OŚLIZŁO: – Teraz jest taka mieszanka międzynarodowa, że trudno się w tym połapać (śmiech).

Z czego według pana może wynikać to, że tego śląskiego jest obecnie mniej niż w przeszłości?

Stanisław OŚLIZŁO: – Trudne pytanie. Nastąpiła taka emigracja i imigracja, że to wszystko zaczęło się mieszać. Mamy teraz w zespole Greków, Gambijczyka, ostatnio przyszedł Ghańczyk, Hiszpanów, Słowaków i Polaków. Nie jestem w stanie powiedzieć, ilu rodowitych Ślązaków jest w tej chwili w pierwszej drużynie Górnika Zabrze, nawet nie wiem.

Zrobił się taki misz masz i trzeba z tym żyć. Szkoda, że w dawniejszych latach w szkole można było się nauczyć tylko języka rosyjskiego. Angielski, francuski czy niemiecki pojawiają dopiero w tej chwili. Podziwiam dzisiaj tych młodych sportowców, którzy udzielają wywiadów w języku obcym, bo jest to bardzo potrzebne.

To było przykre i naprawdę żenujące, gdy w latach 60. człowiek wylatywał za granicę, siadał w samolocie obok obcokrajowca, a on pytał: „Do you speak english?” albo „Sprechen Sie deutsch?”, a tutaj noga. To nie była co prawda nasza wina, bo gdzie można było się tego nauczyć? Teraz to się poprawiło i to jest fajna rzecz.