Gaz zamiast fajerwerków.

Piętrowy autobus z odkrytym dachem, którym piłkarze Widzewa mieli być wiezieni ulicą Piotrkowską na fetę na placu Wolności, nie wyjechał nawet z zajezdni, a zamiast fajerwerków dla uczczenia awansu do I ligi na stadionie puszczono gaz łzawiący.


Nie było radosnego podrzucania w górę piłkarzy i trenera, za to kilku zawodników zostało poturbowanych przez zdenerwowanych kibiców, a rundę honorową zastąpiła gonitwa policji z kibicami na płycie boiska. Tak wyglądało „świętowanie” awansu na stadionie w Łodzi.

Widzew doczołgał się do mety na premiowanej pozycji w żałosnym stylu. W dwunastu meczach rozgrywanych w czerwcu i w lipcu zdobył 12 punktów przy aż sześciu porażkach, w tym trzech na własnym boisku (dla porównania – Stal Stalowa Wola zdobyła w tym kresie 22 punkty i…spadła!). W sobotę łodzianie nie byli w stanie pokonać Znicza, a w zasadzie bramkarza z Pruszkowa Roberta Misztala, bo o ile w pierwszej połowie goście przeprowadzili trzy groźne kontrataki, to po w drugiej już tylko bezładnie wybijali piłkę spod własnej bramki. Goście grali prymitywnie i można było ich podejrzewać, że nie chcą miejscowym przeszkadzać, ale przecież i oni grali o dużą stawkę, jaką było utrzymanie się w II lidze. Gospodarze nie zdołali opanować tego chaosu, mieli wprawdzie kilka sytuacji strzeleckich, ale na polu karnym panował niepodzielnie pruszkowski bramkarz. Nawet cud w Katowicach, gdzie grano jeszcze dobre pięć minut po zakończeniu meczu w Łodzi, nie uspokoił zirytowanych kibiców. Nikt nie potrafił się cieszyć z takiego awansu. Poza samymi zawodnikami, którzy po ostatnim gwizdku zaczęli tańczyć na boisku i śpiewać. Ten brak wyczucia nastroju jeszcze bardziej rozsierdził kibiców, którzy skwitowali to jednoznacznie, skandując „Wyp……ać”! Radość trwała jeszcze w szatni, już po samej awanturze, a niektórzy bezrefleksyjnie pokazali to na Instagramie. „Wykonaliśmy zadanie, które przed nami postawiono, dominowaliśmy przez całe rozgrywki, ale męczyliśmy się do ostatniego spotkania i nie się ukryć, że to inni pomogli nam w awansie” – przyznał szczerze kapitan drużyny Marcin Robak, który podczas awantury usiłować uspokajać kibiców, ale mimo swojego autorytetu był bezradny.

Budowana dużym nakładem środków drużyna z Łodzi osiągnęła cel, awansując do I ligi. Pod tym względem szefowie klubu, trenerzy i zawodnicy są rozliczeni. Ale od Widzewa wymaga się więcej – takie są oczekiwania i tradycja, nie ma w tym klubie miejsca na cierpliwość i konsekwencję. Piłkarsko zespół nie zdał egzaminu, budżet znacznie powyżej poziomu II-ligowego „nie grał”, a dobór zawodników pod względem nazwisk, a nie aktualnego poziomu był w wielu przypadkach błędny. Doświadczony trener, mający na koncie sześć awansów z innymi drużynami, zaliczył teraz siódmy, ale i on nie potrafił poukładać i opanować tego kadrowego bałaganu. Awans jest, ale z kubłem zimnej wody na głowie. Otrzeźwienie przyda się wszystkim, którzy nadal wierzą w błyskawiczne odrodzenie wielkiego Widzewa.


Siedmiu zatrzymanych

Łódzka policja poinformowała, że po zajściach po zakończeniu sobotniego meczu Widzewa ze Zniczem zatrzymano siedem osób. Postawiono im zarzuty wtargnięcia na płytę boiska, naruszenia nietykalności fizycznej funkcjonariuszy i ich znieważenia. Trwają także czynności zmierzające do ustalenia sprawców pobicia dwóch piłkarzy Widzewa. Zanim policja podjęła interwencję i opanowała sytuację, grupa kiboli przedostała się na boisko, zabrała zawodnikom koszulki, znieważała ich, a Adam Radwański i Robert Prochownik zostali uderzeni w twarz.


Fot. Mateusz Porzucek / PressFocus