Giel: Ruchem zarazili mnie w liceum

Maciej GRYGIERCZYK: Po meczu z Siarką Tarnobrzeg pochwalił się pan zdobyciem 50. bramki w II lidze. Liczy pan na bieżąco?

Piotr GIEL: – Jakoś tak niedawno – ze 2-3 miesiące temu – natchnęło mnie, żeby policzyć… Czasami, gdy coś nie układa się po mojej myśli, lubię spojrzeć, jak to wszystko wyglądało, kiedy mi szło.

Starzeje się pan!

Piotr GIEL: – W przyszłym roku skończę 30 lat. Najmłodszy już nie jestem.

Ale pamięć dopisuje!

Piotr GIEL: – Pierwszego gola na II-ligowych boiskach strzeliłem oczywiście w Ruchu Radzionków. Graliśmy wtedy grupie zachodniej, wygraliśmy 6:1 z Unią Janikowo, w której bronił mój kolega z… „Cidrów”, Rafał Jarzombek. Asystował mi Piotr Gierczak, czyli człowiek, który potrafił dogrywać piłkę z dużą klasą. Bardzo dobry piłkarz. Najładniejsze bramki z tej pięćdziesiątki padły z kolei w ubiegłym sezonie, gdy grałem dla Bełchatowa. Przewrotka ze Stalą Stalowa Wola i lob z 40 metrów z Siarką. Cała reszta – chyba z pola karnego. Takie gole są najlepsze!

Jak zapamięta pan tego nr 50?

Piotr GIEL: – Jestem przekonany, że będę go wspominał z sentymentem, bo to zarazem mój pierwszy gol w barwach Ruchu. Sentyment do tego klubu miałem zawsze. Wielu moich znajomych to kibice „Niebieskich”, bo razem z bratem uczyliśmy się w Chorzowie. Gdy graliśmy w Zantce, wylądowaliśmy w jej klasie sportowej w liceum w Chorzowie Starym. Swoją drogą – kolega, z którym wtedy chodziliśmy, czyli Patryk Roszak, dziś jest tam nauczycielem. Nie ukrywam, że początki były ciężkie. Wszyscy zaszufladkowali nas jako synków z Bytomia, ale z czasem się do nas przekonali i nie mieliśmy żadnych problemów. Nie będę ukrywał, że… kumple ze szkoły trochę nas zarazili Ruchem. Pierwsze mecze z dużą frekwencją, na jakich byliśmy, miały miejsce właśnie na Cichej. Z tamtych czasów najbardziej zapamiętałem dobrą grę Grażvydasa Mikulenasa.

Dziś to pan – dzięki dobrym zmianom – daje chorzowskiej publice powody do radości.

Piotr GIEL: – Cieszę się, że moje wejścia na boisko przyczyniają się do zdobywania punktów. Z Pogonią Siedlce – asysta, z Siarką – bramka… Nie zawsze wchodząc z ławki zanotuje się hat trick, ale chodzi o to, żeby zmiennicy byli w stanie tchnąć w zespół coś dobrego. To się ostatnio dzieje, bo gole strzelali też przecież „Bali” (Artur Balicki – dop. red.) czy „Kowal” (Jakub Kowalski – dop. red.). Z Arturem i Wojtkiem Kędziorą mamy zresztą ciekawą rywalizację o miejsce w ataku. Fajnie to wygląda i to klucz do dobrej postawy. Gdy jest rywalizacja, to każdy staje się lepszy; nieważne, czy ma 18 lat, czy jest po trzydziestce.

Tej jesieni miał pan perypetie zdrowotne. Jest pan gotowy na 90 minut?

Piotr GIEL: – Myślę, że tak. Nigdy z tym nie było u mnie problemu, mimo że uchodzę za szybkościowca, czyli kondycja jest na trochę innym poziomie niż u wytrzymałościowca. Przez dwa lata jednak grałem praktycznie „od deski do deski”. Nie miałem kłopotów czy to tuż po okresie przygotowawczym, czy jakimś mikrourazie. Decyzje personalne zostawiam oczywiście trenerowi.

Niezależnie od tego, czy wyjdę w pierwszym składzie, czy dostanę szansę w ostatnich 20 minutach, chcę dawać drużynie jak najwięcej. Na razie było tego niewiele. Gol i trzy asysty… Nie jest to bilans zadowalający. Było jednak trochę urazów, no i zmiana klubu, po której trzeba było wkomponować się w nowy zespół. Gdy wskoczyłem do pierwszego składu – szybko doznałem kontuzji i wypadłem na trzy mecze. To dziwne półrocze, dlatego wierzę, że będzie tylko lepiej.

Znalazł już pan odpowiedź na pytanie, dlaczego GKS Tychy zrezygnował z pana latem po ledwie dwóch miesiącach?

Piotr GIEL: – Taką decyzję podjął i przekazał mi trener Tarasiewicz. Widocznie uznał, że nie jestem zawodnikiem, który mu się przyda w meczu. Takie prawo szkoleniowca, bo to on wybiera skład. Ja się do tego dostosowałem, bo nie jestem i nigdy nie byłem konfliktowy. Mogłem albo z tym żyć i się gryźć, albo się pogodzić. Nie ma sensu rozpamiętywać, trzeba patrzeć w przyszłość. Życzę GKS-owi jak najlepiej. Mam tam wielu kolegów, ostatnio oglądałem w telewizji ich wygrany mecz z Odrą. Piłkarsko i fizycznie wyglądają fajnie. Trzymam za nich kciuki, ale przede wszystkim żyję tym, co jest w Ruchu.

Na pewno słyszał pan, że w Tychach były w ostatnich tygodniach problemy z napastnikiem, że ze środka pomocy przesuwano nawet Łukasza Grzeszczyka. Biorąc pod uwagę to, jak lekką ręką wypożyczono pana do Chorzowa, ta sytuacja urażała męską dumę?

Piotr GIEL: – Wkurzenie zawsze jest. To mało przyjemne, gdy dowiadujesz się, że nie jesteś potrzebny. Niech ta złość sportowa i chęć udowodnienia, że może ktoś się pomylił, że może dostałeś za mało szans, tylko napędza do lepszej gry. Zdradzę, że… do dziś mieszkam w Tychach. Moja narzeczona dostała tam pracę, więc nie było sensu się przenosić i robić problemów osobie, od której wynająłem mieszkanie. Wskakuję na trasę – i za pół godzinki jestem pod stadionem Ruchu.

To prawda, że GKS myśli o tym, by zimą skrócić okres pańskiego wypożyczenia do Chorzowa?

Piotr GIEL: – Nic o tym nie słyszałem. W Tychach kontrakt mam do czerwca, wypożyczenie do Chorzowa też kończy się w czerwcu. Myślę o Ruchu, a nie powrocie. Nie wszystko zależy ode mnie. Nie ukrywam jednak, że chciałbym dograć ten sezon w Chorzowie, a dopiero potem myśleć, co dalej.

Czyli II liga to taka pańska „Liga Mistrzów”?

Piotr GIEL: – (śmiech). Niekoniecznie. Dojrzałem piłkarsko, ale i jako człowiek. Mam inną psychikę, podchodzę do pewnych kwestii inaczej niż kiedyś. Dawniej na meczach „paliłem się”, teraz presja schodzi szybciej. Kto wie, jak wyglądałoby to, gdybym teraz, w tym wieku, dostał szansę w I lidze… Widzę, jak radzą sobie napastnicy, którzy jeszcze wiosną grali na II-ligowych boiskach. Jewhen Radionow z ŁKS-u dobrze zaczął, kilka goli dla Jastrzębia strzelił Adaś Żak. Wyróżniali się w naszej lidze, a szczebel wyżej też bez problemów dają radę.

Czy Ruch jest dziś miejscem, z którym można wiązać nadzieje na lata?

Piotr GIEL: – Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, jakbym chciał teraz coś ugrać, a zatem bez wazeliny: Ruch zawsze będzie bił się o najwyższe cele. Obojętnie, w jakiej lidze. Wielu z nas w szatni ma świadomość, że gramy dla klubu, w którym za chwilę może zrodzić się coś lepszego. Nie będę wróżył z fusów i obiecywał, że w czerwcu będziemy świętować awans, ale celujemy w jak najlepszy wynik. W Chorzowie jest mi dobrze. Podczas meczu czuję się jak prawdziwy piłkarz. 4000 kibiców, głośny doping, no i wielka historia. Trenujemy po to, żeby znaleźć się w takim klubie, a nie w miejscu, gdzie gra się jak przy grillu.

 

Na zdjęciu: Piotr Giel nie ukrywa, że celuje przy Cichej w jak najlepszy wynik.