GKS 1962 Jastrzębie. Oko demona

Piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie przegrali już cztery mecze w rundzie wiosennej.


Jeżeli można mówić o porażce na własne życzenie, to właśnie takiej sztuki dokonał w niedzielę zespół GKS-u 1962 Jastrzębie w meczu z Widzewem Łódź. Do przerwy podopieczni trenera Pawła Ściebury nie wykorzystali dwóch stuprocentowych okazji do zdobycia gola, ale „plamę” dali dopiero po przerwie, tracąc dwa gole w momencie, gdy przeciwnik musiał sobie radzić na boisku w dziesiątkę.

To już czwarta porażka drużyny z Jastrzębia Zdroju w piątym meczu rundy wiosennej i sytuacja ekipy z Harcerskiej w ligowej tabeli znowu jest „podbramkowa”. Wokół zespołu znowu zaczęły krążyć demony z rundy jesiennej, gdy jastrzębianie zeszli z boiska pokonani w sześciu kolejnych potyczkach ligowych! Wówczas nie pomogły tłumaczenia w stylu „nie byliśmy gorsi od przeciwnika”, „zasłużyliśmy co najmniej na remis” itp. Teraz takie „alibi” też nie chwyci, bo fakty są bezlitosne. Owszem, porażka porażce nie jest równa, ale efekt końcowy zawsze jest taki sam – zero punktów na koncie.

Zdruzgotany trener

Po zakończeniu spotkania trener jastrzębian Paweł Ściebura ledwo powstrzymywał się przed wybuchem wściekłości. – To niebywałe, że przegraliśmy mecz, który mieliśmy pod pełną kontrolą – powiedział na wstępie. – Pierwsza połowa była bardzo dobra w naszym wykonaniu, nie pozwoliliśmy Widzewowi rozpędzić się, graliśmy wysokim pressingiem, szybko odbieraliśmy piłkę rywalom. Mieliśmy dwie doskonałe okazje, by otworzyć wynik, ale znowu powtórzył się scenariusz, że ich nie wykorzystaliśmy.

Nawet przy stanie 2:0 dla Widzewa mieliśmy szansę na zdobycie kontaktowego gola, a nawet na zremisowanie meczu, lecz nasza nieskuteczność w sytuacjach bramkowych jest porażająca i tak się to, niestety, kończy. Liga jest zdominowana przez zespoły, które jako pierwsze strzelają bramkę i dowożą korzystny wynik do końca. W niedzielnym meczu powtórzył się ten scenariusz. Nie można powiedzieć, że nie walczyliśmy, że nie było zaangażowania, bo wszystko to było, natomiast zabrakło nam skuteczności przy stanie 0:0.

Bezradność pod bramką

Piłkarze GKS-u pretensje o niekorzystny wynik mogą mieć tylko do siebie. – Pierwszą połowę zagraliśmy dobrze, ale w drugiej być może uśpiła nas czerwona kartka nas dla zawodnika Widzewa i trochę za bardzo się otworzyliśmy – powiedział najlepszy snajper jastrzębian, napastnik Daniel Rumin. – Popełniliśmy błąd i straciliśmy bramkę. Przy wyniku 1:0 dla Widzewa mieliśmy sytuacje i mogliśmy złapać wynik, strzelając bramkę na 1:1. Nie wpadło nic i nie wiem, dlaczego? Musimy poprawić naszą grę ofensywną i zacząć znowu punktować.


Czytaj jeszcze: Mur nie do przebicia

Jeszcze bardziej rozgoryczony od kolegi z ataku był pomocnik Łukasz Zejdler. – Nie ma dla nas żadnego wytłumaczenia na to, jak zagraliśmy – przyznał samokrytycznie. – Wszedłem na boisko przy wyniku 2:0 dla gospodarzy i ciężko było coś odrobić. Graliśmy z przewagą jednego zawodnika całą II połowę i powinniśmy wykorzystać te sytuacje, które w niej stworzyliśmy. Może wówczas mecz ułożyłby się inaczej. W I połowie mieliśmy jeszcze lepsze okazje do zdobycia bramki, ale ich nie wykorzystaliśmy, a Widzew się nam odgryzał. Strzelił dwie bramki i mógł jeszcze strzelić trzecią.

Stare grzechy

W 22. kolejach jastrzębianie strzelili tylko 18 goli (mniej mają tylko Bełchatów, Resovia i Korona), natomiast stracili ich aż 36, czyli najwięcej z całej pierwszoligowej stawki. W tej materii nic się nie zmieniło od kilku miesięcy – anemia strzelecka jes zatrważająca (0,81 gola na mecz), natomiast w defensywie „radosna twórczość” trzyma się mocno. Jak zatem widać na załączonym obrazku, stare grzechy rzucają długie cienie…


Na zdjęciu: W niedzielę Daniel Szczepan już do przerwy mógł załatwić Widzewa na amen…

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus