GKS 1962 Jastrzębie. Poważne obrażenia

Mimo serii porażek, sytuacja w tabeli nie przeraża (jeszcze) trenerów i piłkarzy GKS 1962 Jastrzębie.


Nim ruszyły rozgrywki na zapleczu ekstraklasy, o GKS-ie 1962 Jastrzębie napisałem m.in. (można sprawdzić w specjalnym dodatku w gazecie): „Latem w kadrze drużyny z Jastrzębia Zdroju doszło do trzęsienia ziemi, więc wielu jej sympatyków zadaje sobie pytanie, jak ciężkie są obrażenia. Pierwszą odpowiedź otrzymają już w piątek, po meczu z Arką Gdynia”.

Okazało się, że obrażenia są poważne, a odniesione rany bynajmniej nie goją się błyskawicznie.

Wspomniany mecz z Arką zakończył się klęską podopiecznych Pawła Ściebury. Oczywiście w ramach rozgrzeszenia można skontrować, że w identycznych rozmiarach przegrała z gdynianami o wiele wyżej notowana od GKS-u 1962 Miedź Legnica, ale marna to pociecha dla „czerwonej latarni” pierwszoligowej tabeli.

Na „dzień dobry” było 0:4 z ekipą z Trójmiasta, a potem już tylko lepiej, przynajmniej pod względem uzyskanych wyników. Najpierw porażka 2:3 z Koroną Kielce, potem minimalne przegrane w identycznych rozmiarach (0:1) z Radomiakiem i Chrobrym Głogów. Na pozór zatem jest postęp w grze… obronnej. Ale to tylko jedna strona medalu, o drugiej wspomniałem we wtorkowym wydaniu „Sportu”. Zauważyłem mianowicie, że przeciwnicy znacznie dłużej utrzymują się przy piłce, co siłą rzeczy ogranicza zagrożenie ich bramki ze strony jastrzębian.

Bardzo przejrzyste i bezwzględne są statystyki przygotowane w tym względzie przez firmę InStat, zajmującą się między innymi analizą wyników sportowych i zapewniającą profesjonalne narzędzia do oceny wyników indywidualnych i zespołowych. Tymi raportami się posiłkujemy i wychodzi z nich jednoznacznie, czarno na białym, że z meczu na mecz to zagrożenie bramki rywala maleje!

We wspomnianym spotkaniu z Radomiakiem ogólny czas posiadania piłki to 63:37 procent na korzyść radomian. W I połowie 60:40, w drugiej – 66:34. Nie inaczej było w ostatniej potyczce ligowej w Głogowie. W przekroju całego pojedynku Chrobry był w posiadaniu piłki przez 66 procent czasu gry, a GKS 1962 Jastrzębie tylko przez 34. W I połowie układ był identyczny jak we wcześniejszym spotkaniu z Radomiakiem (60:40), lecz po przerwie podopieczni trenera Pawła Ściebury wręcz zostali zmasakrowani (71:29!). Wniosek? Im dalej w las, tym gorzej, a przekładając to na język piłkarski, im dłużej trwa mecz, tym jastrzębianie są mniej groźni, bo trudno straszyć przeciwnika, gdy nie ma się piłki!

Jeżeli komuś jeszcze mało, to dodajmy, że Chrobry miał więcej podań (690-298) i wyższy procent ich celności (597-228), czyli 87% do 77%. Najwięcej podań w zespole z Jastrzębia wykonał… bramkarz Grzegorz Drazik – 36.

Nie traci nadziei (i głowy) trener Paweł Ściebura, który jeszcze przed wyprawą do Głogowa udzielił wywiadu oficjalnej stronie klubowej. Szkoleniowiec powiedział w nim między innymi: – Nie przeraża mnie obraz tabeli Fortuna 1. Ligi. Wszyscy oczywiście mamy świadomość tego, ile mamy punktów, czyli… całe zero. My natomiast po prostu musimy robić swoje i pracować. Wtedy przyjdą również wyniki.


Czytaj jeszcze: Barwy ochronne

Mamy trudny początek, ale musieliśmy się z tym liczyć. Wszak nasz zespół jest w przebudowie i potrzebuje czasu, aby zacząć dobrze funkcjonować. Nigdy nie należy szukać usprawiedliwienia w szczęściu lub jego braku. Dobra robota sama się obroni, a o ostatecznym rezultacie decydują umiejętności i detale taktyczno-techniczne. Dlatego nie czyniłbym z kwestii braku szczęścia jakiegoś poważnego wyznacznika takich, czy innych wyników.

Po weekendzie z perspektywy GKS-u 1962 Jastrzębie tabela wygląda jeszcze gorzej, bo bez zdobyczy punktowej pozostaje tylko Sandecja Nowy Sącz. Odbił się od dna Widzew Łódź, z którym jastrzębianie zagrają w najbliższy piątek. Jako gospodarze, ale w Łodzi. To „sprawka” stacji telewizyjnej Polsat, ale do tego tematu jeszcze wrócimy w tym tygodniu.


Na zdjęciu: Pomocnicy GKS-u 1962 Jastrzębie Daniel Feruga (z lewej) i Kamil Jadach jeszcze nie wywiesili białej flagi. Ale sytuacja w tabeli ich drużyny nie napawa optymizmem.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus