GKS Jastrzębie. Niepewność Jakuba Wróbla

Ze względu na okoliczności, niedzielna porażka z Chojniczanką była trudna do przetrawienia dla ludzi związanych z GKS-em Jastrzębie. Grający w dziesiątkę gospodarze ograli drużynę z Górnego Śląska 3:1, mimo że w momencie straty zawodnika było 1:1. Podopieczni Jarosława Skrobacza nie tylko nie wykorzystali liczebnej przewagi, ale dwukrotnie dali się zaskoczyć.

Dużo do przemyślenia

– Trudno po takim meczu cokolwiek komentować, bo wszystko, co nam się układało, czyli szybko zdobyta bramka, czerwona kartka dla gospodarzy, zadziałało na naszą niekorzyść – powiedział trener Skrobacz.

– Po strzelonym golu zaczęliśmy grać dziwnie nonszalancko, niedokładnie, potrzebowaliśmy trochę czasu, by wejść w swój rytm. Czerwona kartka dla przeciwnika negatywnie zadziałała w głowach naszych zawodników, którzy chyba uznali, że będzie łatwo i przyjemnie. Niestety, zostaliśmy ukarani, gospodarze nas skontrowali. Bramka na 2:1 była kluczowa i ustawiła mecz do końca, bo gospodarze bronili się w dziesiątkę.

Często mówi się, że w dziesiątkę łatwiej się bronić, ponieważ wszyscy są wtedy bardzo zaangażowani i zdeterminowani. Sytuacji, której w 80 minucie nie wykorzystał Rafał Adamek, który główkował z 3 metrów, podobno nie da się zmarnować. Okazało się jednak, że można. Przegraliśmy mecz i mamy dużo do przemyślenia. Wierzę jednak, że szybko dojdziemy do siebie. Martwi mnie tylko sytuacja z Kubą Wróblem. Nie mamy zbyt licznej kadry, więc gdyby miał poważny uraz, a wszystko na to wskazuje, to naprawdę mamy się czym martwić.

Cios w głowę

Jakub Wróbel miał w spotkaniu z Chojniczanką ogromnego pecha. Skoczył do górnej piłki i został uderzony w głowę przez Oskara Paprzyckiego. Zawodnik gospodarzy został ukarany żółtą kartką, a napastnika zespołu z Jastrzębia zniesiono na noszach. W momencie uderzenia Wróbel złapał się za głowę i nie kontrolował upadku. Spadł na wyprostowaną nogę i doszło do przeprostu.

Do tej pory piłkarzowi GKS-owi nie postawiono ostatecznej diagnozy. Pocieszające jest to, że nie doszło do zerwania więzadeł. Wstępne badania wskazywały na pęknięcie kości strzałkowej i naciągnięcie mięśnia. Wydawało się, że piłkarz będzie mógł wrócić na boisko za 3-4 tygodnie. Potem nawet pojawiła się informacja, że już po dwóch tygodniach będzie „po sprawie”. Okazało się jednak, że były to zbyt optymistyczne prognozy. Dziś Jakub Wróbla przejdzie badania w klinice doktora Krzysztofa Ficka w Bieruniu Starym. Dopiero po nim okaże się, co dolega napastnikowi, jakie leczenie trzeba zastosować, i jaka długa przerwa czeka go w treningach.

Zielone światło

Na mecz do Chojnic nie pojechał lewy obrońca jastrzębian, Dawid Gojny, który miał problemy z mięśniami brzucha.

– Przez kilka dni intensywnie ćwiczyłem i rehabilitowałem się – powiedział „Gojo”. – W poniedziałek ból był już minimalny, mniej więcej 5% tego, co odczuwałem na początku. Mój menedżer załatwił mi konsultację u doktora Ficka, do którego pojechałem we wtorek. Po badaniu pan doktor dał mi zielone światło, więc jeszcze po południu zrobiłem sobie indywidualny trening, bo koledzy trenowali rano. W środę będę trenował na pełnych obrotach i mam nadzieję, że trenerzy zabiorą mnie do Mielca na spotkanie ze Stalą.

Na razie trenerzy Jarosław Skrobacz i Jan Woś nie mogą uwzględniać dwójki stoperów, Kamila Szymury i Adama Wolniewicza, którzy zmagają się z kontuzjami. Wolniewicz wróci na boisko dopiero w przyszłym roku, „Szymi” być może zdąży na końcówkę rundy jesiennej. Nie wiadomo, czy w piątkowym (20.45) meczu w Mielcu do ich dyspozycji będzie Dominik Kulawiak. Prawy obrońca, z powodu bólu mięśni brzucha, zszedł z boiska w Chojnicach już w 35 minucie, ustępując miejsca Oskarowi Mazurkiewiczowi.

Na zdjęciu: To pechowy moment dla Jakuba Wróbla (z lewej) w meczu z Chojniczanką.