GKS Jastrzębie. Partia domina

Okazuje się, że pozory często mylą – w I połowie GKS Jastrzębie miał drużynę Stomilu „na widelcu”, po przerwie drżał o wynik.


Remisując ze Stomilem Olsztyn piłkarze GKS-u Jastrzębie zapewne mieli mieszane uczucia. Z jednej strony mogli już w I połowie „zamknąć” mecz, z drugiej – biorąc pod uwagę ich postawę po przerwie – powinni być szczęśliwi, że zainkasowali jedno „oczko”.

– Weszliśmy bardzo dobrze w I połowę – stwierdził po końcowym gwizdku arbitra skrzydłowy GKS-u, Dariusz Kamiński. – Mieliśmy już w tym sezonie kilka razy sytuację, że jedną połowę gramy dobrze, a w drugiej nie zawsze nasza gra wyglądała tak, jak chcieliśmy, jak choćby w poprzednim domowym meczu z Pogonią Siedlce. Prowadziliśmy do przerwy 1:0, Stomil zrobił w przerwie dwie zmiany i od razu ruszył na nas z atakami. Uważam, że po tym ciężkim początku II połowy powinniśmy zacząć grać swoją grę, ale nie wychodziło nam to. Przez to przeciwnik się cały czas napędzał, aż w końcu doprowadzili do wyrównania.

Na pewno jest ten mecz – a szczególnie II połowa – do analizy. Chociaż pierwsza też nie była taka, jak mogła być, bo mieliśmy swoje sytuacje na podwyższenie prowadzenia. Jeżeli w kolejnych meczach przełożymy naszą dobrą grę w jednej połowie na cały mecz, to będziemy punktować i będzie to dobrze wyglądało. Przede wszystkim musimy poprawić koncentrację. Z perspektywy I połowy to jest na pewno bardziej strata dwóch punktów niż zdobycie jednego, ale z perspektywy drugiej można powiedzieć, że ten remis jest szczęśliwy, bo Stomil miał na pewno kilka sytuacji, które mógł zamienić na gole.

Zastanawiam się, jak to było możliwe, że piłkarze GKS-u Jastrzębie w przerwie „zapomnieli” grać w piłkę nożną. W II połowie w ich grze dominował chaos i mnóstwo przypadku. – Tak, nie potrafiliśmy się utrzymać przy piłce na połowie przeciwnika – powiedział trener jastrzębian, Grzegorz Kurdziel.

– Było kilka takich zagrań – wiem, które to były zagrania, ale nie chcę ich teraz wyłuszczać – które powinny zakończyć się dograniem piłki do wolnego zawodnika. Futbolówka jednak nie trafiała tam gdzie trzeba i Stomil dzięki temu zaczął się rozpędzać i doprowadzał do groźnych sytuacji pod naszą bramką. Rywale mieli mnóstwo stałych fragmentów gry i po jednym z nich wepchnęli piłkę do bramki. Pierwsza połowa nie wskazywała, że możemy mieć kłopoty, dlatego nie dokonaliśmy żadnych korekt ani w ustawieniu, ani w składzie. Późniejszy przebieg meczu doprowadził do tego, że Stomil zaczął stwarzać te sytuacje, dopiął swego i wywiózł stąd punkt.

Bramka dla gości w piątkowym meczu padła po rzucie rożnym, ale akcja zaczęła się od niefrasobliwego podania Szymona Gołucha do… pomocnika Stomilu, Shuna Shibaty. – Na odprawach analizujemy nie te momenty, kiedy bramka pada, ale wtedy, gdy domino zaczyna się przewracać – powiedział Grzegorz Kurdziel. – Robi się fala i wszystkie klocki upadają. Chciałbym jednak zaznaczyć, że tacy zawodnicy jak Gołuch, Wysiński, czy Klimkiewicz to są jeszcze piłkarscy chłopcy. Absolutnie nie chcę ich usprawiedliwiać, bo podczas każdego meczu GKS-u Jastrzębie mają darmowe lekcje i muszą sobie wziąć do serca to, jak powinno wyglądać branie odpowiedzialności za cały zespół. Bo jedno zagranie powoduje szereg innych błędów w całym zespole.

Osobny rozdział to „rozrzutność” sędziego Szymona Łężnego, który chyba urwał się z choinki, bo szafował żółtymi kartkami z takim entuzjazmem, jak w czasach PRL-u rozdawano kartki na mięso. Moim zdaniem 27-letni Szymon Łężny dostał prowadzenie spotkań na poziomie eWinner 2. Ligi na wyrost.


Na zdjęciu: Skrzydłowy GKS-u Jastrzębie Dariusz Kamiński szczerze powiedział o mankamentach w grze swojej drużyny.

Fot. gksjastrzebie.com/Arkadiusz Kogut