GKS Katowice. Nic nie może boleć
GKS Katowice miał rekordowo krótki czas na przygotowanie się do konfrontacji z Podbeskidziem.
Krótszej przerwy między meczami chyba mieć się na poziomie pierwszej ligi nie da. W środę późnym wieczorem GieKSa zremisowała z Resovią 2:2, a już dziś o 12.40 zmierzy się z Podbeskidziem. Niewiele ponad dwie doby odstępu, oba spotkania wyjazdowe, do tego fakt, iż spotkanie w Rzeszowie w pierwotnym terminie zostało przełożone bez żadnej winy katowiczan, bo to rywale borykali się z wirusem i kwarantannami… Piłkarski los nie był zbyt łaskawy, układając dla beniaminka z Bukowej ostatnią prostą 2021 roku.
Niestandardowa sytuacja
– Trochę nas telewizja zaskoczyła terminami. Nie jest to zbyt fortunne, ale cóż zrobić? Daty są sztywne i nienegocjowalne. To niestandardowa sytuacja, ale wiele zależy od zawodników. Jeśli podejdziemy do tego tradycyjnie, czyli odpowiedzialnie, to mam nadzieję, że regeneracja po prostu nastąpi. To już ostatni mecz w tym roku, każdy powinien być podwójnie zmobilizowany – mówi trener Rafał Górak, którego pytamy, czy zespół po wyprawie do Rzeszowa był poturbowany.
– Ale to też przecież pokłosie niemałej liczby meczów w tej rundzie. Przed nami 20. kolejka, za nami też dwa spotkania w Pucharze Polski, czy sparing z Banikiem. Działo się w tej rundzie, natężenie bywało spore, zmęczenie jest odczuwalne. Jeśli jednak kończysz jesień takim meczem, u jednego z faworytów rozgrywek i pretendenta do awansu, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i nic nie może boleć – podkreśla Górak.
Coraz mniej boli Adriana Błąda. Jeszcze na początku tego tygodnia wydawało się, że jednego z liderów katowickiej ofensywy zabraknie na dwóch ostatnich tegorocznych wyjazdach z powodu urazu mięśnia dwugłowego. Do Rzeszowa pojechał jednak z zespołem i na ostatnich kilkanaście minut pojawił się na boisku.
– Nawet to było takim elementem sprawdzenia go. Wiadomo, że każda godzina pracuje na korzyść Adriana i regenerację jego mięśnia. Wydaje mi się, że teraz mamy go już na więcej niż jedną połowę. – zdradza szkoleniowiec GieKSy.
Mogli wyciągnąć więcej
Bardziej dyspozycyjny będzie Błąd, bardziej dyspozycyjny również… Rafał Górak, który wraca na ławkę po odbyciu kary jednomeczowej dyskwalifikacji za dwie żółte kartki, jakie ujrzał w spotkaniu z Miedzią Legnica. Dlatego do środowego remisu w stolicy Podkarpacia jeszcze oficjalnie się nie odnosił.
– W dwóch ostatnich spotkaniach, z Miedzią i Resovią, czterokrotnie wychodziliśmy na prowadzenie – zwraca uwagę nasz rozmówca.
– To plus, a minus jest taki, że ani razu tego prowadzenia nie utrzymaliśmy i z tych dwóch meczów mamy tylko punkt. Można było wyciągnąć dużo więcej, ale graliśmy z rywalami naprawdę dobrymi. Miedź jest bardzo mocna, w Rzeszowie również nikomu nie gra się łatwo. Patrząc na samą grę, widzę naprawdę coraz więcej plusów. Z punktu uzyskanego w środę nie ma co się cieszyć, on po prostu jest, wywalczony na wyjeździe. Po następne ruszamy do Bielska – mówi Górak, którego zespół tej jesieni wygrał poza Katowicami tylko raz: w Pucharze Polski z IV-ligową Olimpią Zambrów.
O przerwanie tej serii dziś będzie bardzo trudno, o czym świadczy klasa rywala.
– W Podbeskidziu zostało część zawodników z ekstraklasowej kadry, czuje się mocną chęć awansu. To bardzo mocny zespół, ale nie jest nie do ukłucia – przekonuje trener GKS-u.
Rozgrywki strasznie wyrównane
Beniaminek z Bukowej musi szukać punktów z każdym, bo jego przewaga nad otwierającym strefę spadkową Stomilem Olsztyn wynosi tylko 4 „oczka”, jednocześnie przy jednym meczu rozegranym więcej. Bez względu na dzisiejszy rezultat, katowiczanie spędzą zimę nad kreską, ale ze świadomością, że wiosną czeka ich walka o utrzymanie.
– 19 kolejek, które za nami, pokazały, jak strasznie wyrównana jest pierwsza liga, a nie spada z niej już tylko jeden zespół, tylko trzy. Cztery mają szansę być w barażach. Patrząc w górę i w dół, wszędzie będzie się działo. To równe, bardzo mocne rozgrywki. Mogę tylko się cieszyć, że w nich uczestniczymy i zrobimy wszystko, by jak najdłużej być co najmniej na tym poziomie – podkreśla Rafał Górak.
Był tam gospodarzem
Dla szkoleniowca GieKSy będzie to dziś mecz o pewnym zabarwieniu sentymentalnym. Choć nigdy nie był trenerem Podbeskidzia, to wraca do miejsca, gdzie nie tak dawno pełnił honory gospodarza, prowadząc przez ponad 3 lata trzecioligowy BKS Stal. Odkąd w 2017 roku odszedł do Elany Toruń, pod Klimczokiem o punkty nie walczył.
– Jeszcze na starym stadionie w Bielsku zaliczyłem swój ostatni mecz w Ruchu Radzionków. To był kawał 4,5-letniej roboty, na koniec ulegliśmy nieznacznie Podbeskidziu, które wtedy szło na awans z trenerem Kasperczykiem. W grudniu 2013 trafiłem zaś do BKS-u i byłem świadkiem, jak rósł stadion przy Rychlińskiego. Budowa trwała, ale my mogliśmy na nim grać czy obserwować, jak powstaje z małej, starej hali BKS-u. To miłe wspomnienia. Fajnie będzie teraz przyjechać do Bielska, by zmierzyć się w pierwszej lidze z silnym przeciwnikiem – mówi Górak.
Na zdjęciu: Adrian Błąd uporał się z urazem mięśnia dwugłowego na tyle, by pomóc GieKSie w dzisiejszym meczu w Bielsku-Białej.
Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus