Podbeskidzie. Solidny Polaczek

Zły występ Michala Peskovicia w Katowicach sprawił, że do bramki „górali” wszedł młodszy od niego rodak. I stoi w niej do dziś.


Podbeskidzie Bielsko-Biała nie wygrało w sierpniu meczu w Katowicach, choć prowadziło 2:0. Spora w tym „zasługa” Michala Peskovicia, który niedługo po tym, jak „górale” strzelili drugą bramkę popełnił fatalny błąd i gospodarze złapali kontakt. By wyrównać na wagę punktu w końcówce spotkania. Po tym meczu sztab szkoleniowy „górali” zdecydował się na wymianę między słupkami. „Pesko” był bowiem od pierwszej kolejki podstawowym bramkarzem bielszczan, ale od kolejnego meczu zajął miejsce na ławce rezerwowych. Zastąpił go Martin Polaczek, który rozgrywa… najlepszy sezon odkąd trafił pod Klimczok.

To, że Polaczek pojawił się w pierwszoligowym Podbeskidziu, latem 2019 roku, było małym zaskoczeniem. Władzom bielskiego klubu udało się bowiem skusić golkipera, który niedługo wcześniej grał w europejskich pucharach. Pierwszy sezon Słowaka w Bielsku-Białej – generalnie – należy uznać za udany, bo przecież zespół awansował do ekstraklasy. Polaczek, z powodu kontuzji., opuścił 8 spotkań. Zagrał 26 razy, wpuścił tyle samo bramek i 7-krotnie zachował czyste konto. Ale czy był zaporą nie do przejścia dla rywali? Niekoniecznie. Przytrafiały mu się błędy, jak ten w pamiętnym meczu ze Stalą Mielec – wygranym przez zespół Krzysztofa Bredego 4:1 – kiedy to podał piłkę rywalowi.

Kolejny sezon, już w ekstraklasie, Polaczek zaczął jako podstawowy bramkarz. Podbeskidzie przedłużyło z nim kontrakt jeszcze w trakcie trwania wcześniejszych rozgrywek. Te na najwyższym poziomie okazały się dla zespołu i dla samego zawodnika twardym zderzeniem z rzeczywistością. W 5 meczach przepuścił 16 goli i usiadł na ławce, a kilka dni później – na treningu – doznał bardzo poważnego urazu barku. Musiał poddać się operacji, a w związku z tym Podbeskidzie skorzystało z przepisów związkowych i pozyskało, poza okienkiem transferowym, Michala Peskovicia z Cracovii.

„Pesko”, mimo mizernej gry „górali”, był do końca sezonu wyróżniającą się postacią i nie wpuścił młodszego od siebie rodaka, który do pełni sprawności doszedł dopiero na wiosnę, między słupki. Ekstraklasy jednak dla Podbeskidzia nie uratował. W przerwie letniej wiele się pod Klimczokiem, jeśli chodzi o personalia, zmieniło. Ale akurat nie w gronie bramkarzy, bo obaj Słowacy w Bielsku-Białej zostali. Po wspomnianym fatalnym błędzie Peskovicia, Polaczek odzyskał status „Jedynki”, z którą mu w tym sezonie dobrze. 16 meczów, 16 wpuszczonych bramek i 7 czystych kont. Słowak zagrał na zero tyle razy, ile na przestrzeni całego sezonu 2019/20, a więc nie ma raczej wątpliwości, że w bieżących rozgrywkach będzie lepiej. Jeżeli dziś, przeciwko GKS-owi Katowice, Polaczek nie wpuści gola, to już będzie miał więcej czystych kont, aniżeli przed dwoma sezonami.

Paradoksalnie najlepszy mecz w tej rundzie Martin Polaczek rozegrał w Gdyni, ale Podbeskidzie to spotkanie przegrało. Generalnie nie zdarzyła się bielskiemu bramkarzowi w tym sezonie poważniejsza wpadka, co jest najlepszym dowodem na to, że bieżące rozgrywki są dla niego najlepszymi odkąd trafił do Podbeskidzia.


Fot. Krzysztof Dzierzawa / Pressfocus