GKS Katowice. Proza życia

Niekiedy jesteśmy nieodpowiedzialni w taki sposób, że krew zalewa. Mogliśmy mieć o wiele więcej punktów – piekli się Rafał Górak, trener GKS-u Katowice, który mimo porażki z Chojniczanką udowodnił, że zmierza w odpowiednią stronę.

Kibice GieKSy mogą zastanawiać się, kiedy ostatnio widzieli tak dobry, a zarazem przegrany mecz swojego zespołu. Porażka z Chojniczanką (1:2) oznaczała koniec serii zwycięstw i spotkań bez przegranej przy Bukowej. Obie te passy zatrzymały się na cyfrze siedem… Odczucia mimo wszystko mogły być ambiwalentne. Drużyna udowodniła, że zmierza w dobrą stronę, ale jednocześnie w Katowicach mogą żałować, że tak solidnej dyspozycji nie przekuli w żadną zdobycz.

Kwartet się krystalizuje

– Proza życia. Po prostu straciliśmy więcej bramek niż przeciwnik – odpowiedział trener Rafał Górak, pytany o powody niedzielnego niepowodzenia.

– Na ostatnich konferencjach, po naszych zwycięstwach, słuchałem moich kolegów po fachu; słuchałem, jak oni utyskiwali na pewne rzeczy. Mówili, że ich drużyna była lepsza, lepiej zorganizowana, że GKS nie miał sytuacji. Ja mógłbym pójść w takie same tony, ale nie chcę być wyalienowany. Rozumiem porażkę swojej drużyny. Straciliśmy jedną bramkę więcej i dlatego okazaliśmy się słabsi – dodał szkoleniowiec GieKSy, która nie wykorzystała potknięcia Górnika Polkowice (1:1 z Motorem Lublin) i szansy na umocnienie się na fotelu lidera. Mało tego; przegrana z ekipą z województwa pomorskiego sprawiła, że tabela na szczycie nieco się spłaszczyła. GKS i Polkowice mają po 35 punktów, Wigry – 32, zaś Chojniczanka – 30. Siłą rzeczy nasuwają się porównania z poprzednim sezonem, gdy ton II-ligowym rozgrywkom długo nadawały zdecydowanie Widzew, Łęczna, GKS i Resovia. Teraz taki „mocarny kwartet”, który rozstrzygnie między sobą losy awansu na zaplecze ekstraklasy, również zaczyna się krystalizować.

Wziąć to na klaty

Rafał Górak był zadowolony z gry, ale nie sposobu, w jaki jego drużyna traciła bramki. Szczególnie ta pierwsza nieco obciąża wizerunek GieKSy, bo została poprzedzona dwukrotną stratą piłki na własnej połowie, a potem pasywnością we własnym polu karnym, do czego przyczynili się Marcin Urynowicz i Grzegorz Rogala.

– Graliśmy bardzo dobre spotkanie. Drużyna bardzo dobrze realizowała założenia, dobrze funkcjonowała. To była drużyna, na którą naprawdę można było spoglądać. Wprost nie do wiary jednak dla mnie, w jaki sposób tracimy bramki. Niekiedy jesteśmy nieodpowiedzialni w taki sposób, że krew zalewa. Mogliśmy mieć o wiele więcej punktów. Nasz zespół nie jest jednak doskonały – przyznał trener GieKSy, która poprzednią domową porażkę poniosła ze Stalą Rzeszów – w lipcu, w półfinale barażu o awans. Właśnie z tym rywalem, tyle że na wyjeździe, zakończy w niedzielę ligowy rok.

– Zdecydowanie inaczej wyobrażaliśmy sobie zakończenie tej rundy u nas w domu. Nie tak miał wyglądać ten koniec. Nie chcę oceniać meczu z Chojniczanką, analizować go. Wiem, że to banały i ludzie mogą powiedzieć, że cały czas je prawimy, ale spójrzmy wstecz. Wygraliśmy wcześniejsze 7 meczów, tę porażkę bierzemy na klaty i zaczynamy ciężko pracować, by w niedzielę zmazać to ostatnie spotkanie, pokazać, że to była dobra runda w naszym wykonaniu – mówi Arkadiusz Jędrych, kapitan GKS-u.


Czytaj jeszcze: Siedem i wystarczy

Kołodziejski nie zdąży

Dobra wiadomość jest taka, że na samym finiszu Rafałowi Górakowi zwiększyło się pole manewru. Do gry po urazie – co prawda na ostatnie pół godziny, ale od czegoś trzeba zacząć – wrócił w niedzielę Adrian Błąd. W niedzielę nikt nie będzie pauzował za kartki, ale wykurować nie zdąży się już podstawowy środkowy obrońca Michał Kołodziejski.

– Ostatni mecz ani nie poprawi, ani nie zepsuje mi humoru. W każdym walczymy o 3 punkty i to, by nasze błędy nie oznaczały straty bramkowej, a zysku dla naszych przeciwników. Życzę i radzę wszystkim bardzo mocną pracę w tym tygodniu. Bo wszystko przed nami – podkreślał trener GieKSy.


Na zdjęciu: Kapitan Arkadiusz Jędrych (z prawej) zapowiada, że w niedzielę w Rzeszowie drużyna GKS-u będzie chciała zmazać plamę z ostatniego w 2020 roku domowego występu.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus