GKS Tychy bardziej konkretne od Resovii

Tyszanie pewnie zdobyli punkty po grze, która nie mogła zachwycić.


W szeregach tyszan, w porównaniu z wyjściową jedenastką ze zremisowanego meczu z GKS-ów Bełchatów Artur Derbin dokonał dwóch zmian. Teoretycznie miały one wzmocnić siłę ofensywną zespołu, który w spotkaniu z rzeszowskim beniaminkiem przed pierwszym gwizdkiem uchodził za zdecydowanego faworyta.

Na murawie jednak od początku śmielej poczynali sobie goście napędzani drobnymi błędami gospodarzy. A to Krzysztof Wołkowicz na swojej połowie zagrał piłkę wszerz boiska do rywala, a to Konrad Jałocha niepewnie łapał dośrodkowaną futbolówkę i sprokurował rzut rożny. Co prawda z tej przewagi optycznej nic nie wynikało, ale kibice czekający na ciekawe momenty pod bramką Resovii, do 40 minuty musieli się zadowolić jedną akcją i jednym groźnym strzałem z dystansu.

W 7 minucie po wrzutce Wołkowicza i zgraniu Damiana Nowaka Bartosz Biel na 10 metrze znalazł się oko w oko z bramkarzem, ale Marceli Zapytkowski wygrał ten pojedynek. Natomiast w 25 minucie na uderzenie z 20 metra zdecydował się Sebastian Steblecki i minimalnie chybił.

Wreszcie w 41 minucie spotkania miejscowi przeprowadzili składną i co najważniejsze skuteczną akcję. Rozpoczął ją i zakończył Steblecki. To on podaniem na środku boiska do Łukasza Grzeszczyka zainicjował ofensywę. Kapitan uruchomił na prawej stronie boiska Biela, który dograł futbolówkę wzdłuż bramki i samo zamknięcie na długim słupku, uderzeniem z 3 metra do pustej bramki, było już tylko formalnością.

Zadowoleni z wyniku tyszanie drogą połowę rozpoczęli w takim samym stylu jak pierwszą i znowu goście – tym razem już zmuszeni do prowadzenia gry – dłużej utrzymywali się przy piłce. Nic jednak konkretnego z tego nie wynikało.

Tyszanie natomiast atakowali rzadko, ale za to konkretnie o czym przekonaliśmy się w 81 minucie, kiedy wypuszczony przez Wołkowicza wprowadzony do gry Łukasz Moneta ruszył lewym skrzydłem i wrzucił piłkę w pole bramkowe, gdzie na długim słupku Grzeszczyk szczupakiem postawił kropkę nad „i”. Piłka odbiła się jeszcze od Rafała Mikulca, ale nadużyciem byłoby wpisanie obrońcy rzeszowian gola samobójczego.

Ambitnie walczący goście odpowiedzieli wprawdzie honorowym golem, bo Kamil Radulj uderzeniem zza narożnika pola karnego zaskoczył Jałochę uderzeniem w okienko krótkiego rogu, ale to nie znaczy, że ostatnie minuty był emocjonujące. Resovia nie była już w stanie zagrozić tyszanom, którzy mimo nie najlepszej gry pewnie sięgnęli po komplet punktów. Odpowiedź na odwieczne pytanie czy lepiej ładnie grać i przegrać czy wygrać po słabym widowisku pozostawiamy kibicom?


GKS Tychy – Resovia 2:1 (1:0)

1:0 – Steblecki, 41 min, 2:0 – Grzeszczyk, 81 min (głową), 2:1 – Radulj, 86 min (wolny).

GKS: Jałocha – Szeliga, Nedić, Sołowiej, Wołkowicz – Biel (64. Moneta), Paprzycki, J. Biegański (90. Szymura), Grzeszczyk (90. Piątek), Steblecki – Nowak (64. Kasprzyk). Trener Artur DERBIN.

RESOVIA: Zapytowski – Geniec, Kubowicz, Zalepa, Mikulec – Adamski (84. Brychlik), Kuczałek, Dziubiński (84. Twardowski), Płatek (46. Wasiluk), Demianiuk (73. Czernysz) – Rogalski (61. Radulj). Trener Szymon GRABOWSKI.

Sędziował Jacek Małyszek (Lublin). Widzów 2300. Żółte kartki: Grzeszczyk, Kasprzyk, Szeliga.

Piłkarz meczu – Oskar PAPRZYCKI.