GKS Tychy. Maszyna dobrze funkcjonuje

Kibice GKS-u Tychy prawie 8 miesięcy czekali na zwycięstwo na swoim boisku.


Na początku dwie daty. 3 listopada 2019 roku po golu Macieja Mańki tyszanie 1:0 wygrali ze Stomilem Olsztyn. 1 lipca po trafieniu Wilsona Kamavuaki GKS Tychy 1:0 pokonał zespół Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Pomiędzy tymi spotkaniami, rozegranymi na Stadionie przy ulicy Edukacji, minęło prawie 8 miesięcy i w tym czasie podopieczni najpierw Ryszarda Tarasiewicza, a następnie Ryszarda Komornickiego nie potrafili zdobyć kompletu punktów. Ta sztuka udała się dopiero duetowi Tomasz Horwat – Jarosław Zadylak. Co prawda za pierwszym domowym podejściem szkoleniowcy, którzy nie mają wymaganej na tym szczeblu licencji trenerskiej UEFA PRO, ale otrzymali z PZPN zgodę na doprowadzenie zespołu do mety rozgrywek, „tylko” zremisowali z Podbeskidziem, ale szybko wyciągnęli wnioski z tej straty punktów. Przekonała się o tym drużyna Bruk-Betu, która przyjechała do Tychów, żeby utrzymać miejsce w szóstce, ale okazało się, że GKS ma zespół, gotowy do walki o najwyższe cele.

– Przede wszystkim duże brawa należą się chłopakom za zaangażowanie i konsekwencję – stwierdził Tomasz Horwat.

– Zwycięstwo przyszło w ważnym momencie. W tym meczu pokazaliśmy naprawdę dużą determinację. Ponad 90 minut dążyliśmy do celu i to przyniosło wymarzone zwycięstwo. Zagraliśmy także, co bardzo ważne, mecz na zero z tyłu. To nas również cieszy, bo dużo o tym mówiliśmy. Chociażby po spotkaniu z Olimpią w Grudziądzu, gdzie przy stanie 3:0 tej konsekwencji zabrakło. W meczu z Bruk-Betem zadania taktyczne były realizowane od początku do końca i to był klucz do zwycięstwa w ciężkim meczu. Wiedzieliśmy, że przyjeżdża bardzo mocny przeciwnik, przyjmowaliśmy go więc w średnim pressingu i wychodziliśmy do kontry, które przynajmniej w I połowie – bo rywale odrobili lekcje taktyki – nie były skuteczne. Przynosiły one jednak bardzo dużo stałych fragmentów gry i tak naprawdę po nich bardzo często dochodziliśmy do sytuacji strzeleckich. Powiedzieliśmy więc sobie w szatni w przerwie, że niczego nie zmieniamy i konsekwentnie gramy swoje, bo wiedzieliśmy, że w miarę upływu czasu te przestrzenie do gry będą coraz większe. Faktycznie, w II połowie tak było i choć kontry nie udało się sfinalizować golem, to po stałym fragmencie gry zdobyliśmy bramkę. To bardzo cieszy, bo ostatnio poświęciliśmy sporo czasu na ten element. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy kolejnych okazji, bo była możliwość podwyższenia wyniku, ale zmęczenie narastało i zabrakło ostatniego podania, albo strzału finalizującego akcję.

Plusy i minusy

Tomasz Horwat analizując zwycięski mecz nie skupił się tylko na plusach. Od razu wyłapał także minusy.

– W I połowie rywale doszli do sytuacji bramkowej, gdy łapaliśmy na spalonego, ale z głębi pola zabrali się zawodnicy, stwarzając zagrożenie z bocznego sektora i Konrad Jałocha musiał interweniować – dodał Tomasz Horwat.


Przeczytaj jeszcze: Atak na szóstkę


– Nie ustrzegliśmy się też błędu przy stałym fragmencie gry, choć byliśmy przygotowani na wybloki rywali. Mimo to doszli do sytuacji, ale zażegnaliśmy ją. Natomiast w II połowie poza jednym przerzutem z bocznego sektora i wejściem z bardzo ostrego kąta Termalica nie stworzyła sobie sytuacji i to bardzo cieszy.

Stać na dobrą grę

Na radość nie ma jednak zbyt dużo czasu, bo już jutro w Legnicy czeka tyszan kolejne spotkanie o miejsce w szóstce. Tym razem na drodze stanie Miedź, która ma jeden punkt więcej, a pod wodzą nowego trenera Ireneusza Kościelniaka w dwóch spotkaniach zdobyła 4 oczka. W przypadku tyszan, których kadra na finiszu sezonu została obcięta, napięty terminarz może być dodatkowym rywalem. Tym bardziej, że duet trenerski Horwat-Zadylak w środowym meczu nie dokonali żadnej zmiany.

– To wcale nie znaczy, że nie mieliśmy zawodników na ławce – wyjaśnił Jarosław Zadylak.

– Choć 30 czerwca z kilkoma zawodnikami kontrakty nie zostały przedłużone, w kadrze mamy 20 piłkarzy i dwóch bramkarzy gotowych do gry. Tym, którzy odeszli, możemy tylko podziękować, bo to fajni zawodnicy, a tych którzy zostali – wiemy, że stać na dobrą grę. Nie dokonywaliśmy zmian, bo drużyna bardzo dobrze funkcjonowała, a nikt nie sygnalizował, że nie daje już rady. Uznaliśmy, że skoro maszyna od Konrada Jałochy przez zdobywcę bramki Wilsona Kamavuakę po Szymona Lewickiego dobrze funkcjonuje, to nie warto niczego ruszać. To było dobre posunięcie, bo dopisaliśmy do naszego dorobku 3 punkty, a teraz już myślimy o następnych meczach.


Na zdjęciu: Tyszanom zwycięstwo w meczu z Bruk-Betem zapewnił Wilson Kamavuaka (z prawej).

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus