GKS Tychy. O dwóch więcej

Mentalnie GKS Tychy zrobił kolejny krok do swojego celu.


Po 30 kolejkach GKS Tychy zajmuje drugie miejsce w tabeli Fortuna I liga i nie zamierza go oddać. Przekonała się o tym Miedź, która po powrocie z kwarantanny imponowała formą o czym świadczyło 10 punktów zdobytych w 4 meczach i bilans bramkowy 5:1. Drużyna Artura Derbina w Legnicy nie tylko przełamała defensywę gospodarzy, ale strzelając trzy gole, zapisała na swoje konto czwarte zwycięstwo z rzędu.

– W Legnicy wbiegli na boisko ci sami zawodnicy, którzy rozpoczęli także 8 dni wcześniej mecz z Górnikiem Łęczna – mówi trener tyszan. – Z jednej strony był to efekt ich dobrej gry w tamtym spotkaniu, ale także tego, że mogliśmy spokojnie złapać oddech i przepracować cały mikrocykl przed potyczką z Miedzią. Wiedząc jak zagra nasz przeciwnik mogliśmy też jednak wybrać nasz najlepszy wariant taktyczny, żeby wykorzystać swoje atuty. Uznałem, że nie ma co kombinować i plan A okazał się trafiony, bo gra od początku ułożyła się po naszej myśli.

Patrząc na boisko w pierwszej połowie miałem wrażenie, że na murawie jest o dwóch więcej. Nawet gdy przeciwnik próbował wysoko podejść albo wykonywał skoki pressingowe to potrafiliśmy spokojnie rozegrać piłkę, bo rywali w tych strefach było za mało. Mieliśmy dużo przestrzeni, a dobra płyta pozwalała budować wielopodaniowe akcje, które przyniosły nam błyskawicznie dwie bramki.

Dopieszczony strzał

Tak jak z Górnikiem Łęczna na liście strzelców GKS-u Tychy w pierwszej połowie dwukrotnie znalazło się nazwisko Piątek. Różnica polegała jednak na tym, że o ile 7 maja dwie bramki zdobył Jakub to w Legnicy jako pierwszy trafił dwa lata młodszy Kacper.

– Obaj bracia przebili się do pierwszego zespołu, bo prezentowali dobrą dyspozycję – dodaje szkoleniowiec GKS-u. – Kuba już z Górnikiem Łączna pokazał, że potrafi zdobywać efektowne bramki, a Kacper mu pozazdrościł. Cieszę się, że zaczął nasze strzelanie w Legnicy, bo choć był w naprawdę dobrej formie to brakowało mu liczb, które by to podkreśliły. Namawiałem go do pojedynków jeden na jeden i strzelania więc tym większą mam satysfakcję, że zdecydował się na uderzenie z 17 metra.

W ten sposób jeszcze bardziej się podbudował, ale mnie osobiście bardziej podobała się bramka Kuby, bo nie dość, że nasz rozgrywający pociągnął akcję długim rajdem to jeszcze po zagraniu do Bartka Biela poszedł do końca w pole karne i był tam gdzie znalazła się odbita przez rywali piłka. A sam strzał był przepiękny, dopieszczony, idealnie w okienko dalszego rogu. Bramkarz mógł tylko bezradnie patrzeć jak piłka przelatuje nad nim i wpada do siatki.

Ptyś na finał

Te dwa gole, strzelone w pierwszym kwadransie gry, nie zamknęły jednak meczu i na to w analizie spotkania z Miedzią Artur Derbin także zwróci uwagę.

– Nie zamknęliśmy meczu trzecim trafieniem, choć po kolejnej płynnej akcji i wrzutce Maćka Mańki Bartek Biel był bliski szczęścia – przypomina Artur Derbin. – Ale to co wydarzyło się w drugiej połowie nie miało się prawa wydarzyć. W przerwie byłem przekonany, że rywale zmienią ustawienie i byliśmy na to przygotowani, ale chwilą zagapienia przy stałym fragmencie gry podaliśmy im rękę, a gdy byli na fali, wspierani dopingiem, nie potrafiliśmy ich zatrzymać i doprowadzili do wyrównania. Wtedy jednak okazało się kolejny raz, że nasza szeroka kadra jest naszym „dwunastym” zawodnikiem.

Wprawdzie pierwsze roszady nie dały takiego efektu jaki mieliśmy tydzień wcześniej, ale za to ostatni zmiennik wypalił, bo Wiktor Żytek swoim wolejem sprzed pola karnego zapewnił nam zwycięstwo. Są tacy, którzy mówią, że zawodnik, który przy rzucie rożnym ustawia się na 25 metrze czeka na „padlinę”, a ja te wybite z pola karnego piłki nazywam „ptysiami”. Takie właśnie „ciasteczko” dostał nasz pomocnik i ustalił wynik spotkania, w którym pokazaliśmy, że mamy też piłkarski charakter i mentalnie na pewno zrobiliśmy kolejny krok w kierunku naszego celu.


Fot. Fot. miedzlegnica.eu/B. Hamanowicz