GKS Tychy. Sporo cierpienia w grze obronnej

Trener tyszan Artur Derbin docenił rywala i podziękował swoim zawodnikom.


Pierwszy gol Wiktora Żytka w barwach GKS-u Tychy dał drużynie Artura Derbina cenne zwycięstwo z Arką Gdynia, która okazała się bardzo trudnym przeciwnikiem. Przełamanie, po trzech spotkaniach, w których tyszanie zdobyli 2 punkty, sprawiło, że kibice trójkolorowych mają radosne święta i ciesząc się z awansu na trzecią pozycję z nadzieją czekają na kolejne mecze, choć strata do wicelidera nadal wynosi 3 punkty.

– W życiu i w piłce nożnej szczęście jest bardzo ważne – stwierdził Artur Derbin. – To jest chyba najwłaściwsze określenie, które się nasuwa po naszym meczu z Arką. Mówię to w kontekście całego spotkania, ale szczególnie w odniesieniu do sytuacji związanej z rzutem karnym dla gdynian, bo piłka trafiła w poprzeczkę. Oczywiście, chylę też czoła przed naszą drużyną, przed zawodnikami, którzy na to szczęście mocno pracowali. Dziękuję za ich duże poświęcenie.

Mieliśmy sporo cierpienia w tym meczu, szczególnie w grze obronnej w drugiej połowie. Nie mogliśmy opanować środkowej strefy boiska. Przegrywaliśmy pojedynki główkowe o pierwszą i o drugą piłkę. Jednak nie nakręciło to na tyle przeciwnika, żeby mógł zdobyć bramkę wyrównującą po tych zagraniach, natomiast były to na pewno sytuacje, z którymi mieliśmy problemy.

Odskoczyli na 6 punktów

Dobrej gry Arki w Tychach można się było jednak spodziewać. Gdynianie, oglądani z trybun przez Waldemara Fornalika, który bacznie obserwował najbliższego pucharowego rywala, pokazali swoje mocne strony, ale to okazało się za mało i tyszanie odskoczyli im na 6 punktów.

– Skromne 1:0 po strzale Wiktora Żytka naprawdę smakuje niczym efektowna wygrana – dodał Artur Derbin. – Zapracowała na nią cała drużyna, której ustawienie na to spotkanie wiązało się z trudnymi wyborami.

W ważnym momencie

– Na przykład Łukasz Grzeszczyk, który wrócił do treningów po chorobie, był nieco osłabiony w ostatnim okresie, aczkolwiek mikrocykl, który mieliśmy przed spotkaniem z Arką nasz kapitan przepracował w pełni zaangażowany. Ten mikrocykl nie był jednak pełny, bo graliśmy już w czwartek i dlatego postanowiłem, że wejdzie do gry podczas meczu.


Czytaj jeszcze: Łatwo nie było, ale jest zwycięstwo

Wszedł w ważnym, trudnym momencie i razem z pozostałymi zawodnikami, których wpuszczaliśmy na boisko z ławki naprawdę, sporo wnieśli do gry naszego zespołu, który jako całość zdał egzamin i zasłużył na wesołe święta.

Niektórzy zawodnicy od razu po meczu pojechali na nie w rodzinne strony, a inni pojawili się jeszcze na piątkowym porannym treningu, po którym będą mieć trzy dni wolnego, bo najbliższe zajęcia zaplanowaliśmy na godzinę 17.00 w Lany Poniedziałek.


Fot. Tomasz Kudała/PressFocus