GKS Tychy. To był rajd życia

Kamil Kargulewicz zrobił wrażenie na fachowcach oraz wzbudził podziw kibiców.


W meczu z Widzewem Kamil Kargulewicz pojawił się na boisku w 86 minucie i został ojcem zwycięstwa tyszan, błyskawicznie strzelając gola na 1:0. W Opolu trener Artur Derbin wprowadził 20-letniego skrzydłowego do gry od razu po przerwie, a rozgrywający swój 10 mecz z I lidze wychowanek Pogoni 1945 Staszów poprowadził GKS Tychy do zwycięstwa, asystując przy bramce Bartosza Biela na 3:1 i trafiając po brawurowej solowej akcji na 4:1.

– Po meczu z Widzewem byłem zadowolony ze zdobytej bramki i szczęśliwy, że wygraliśmy w Łodzi bardzo ważny mecz, ale zdawałem sobie też sprawę, z tego, że to 5-minutowe wejście to nie był wystarczający argument, żeby wywalczyć miejsce w wyjściowym składzie – mówi Kamil Kargulewicz.

– Tym bardziej, że skrzydłowi z wyjściowej jedenastki zagrali dobry mecz. W ciągu tygodnia jednak, tak jak od samego początku pobytu w Tychach, na każdym treningu starałem się pokazywać, że jestem gotowy do wejścia na boisko. Kiedy więc w Opolu w przerwie trener Derbin powiedział mi, że rozpocznę drugą połowę i mam się starać zrobić przewagę, wygrywając pojedynki jeden na jeden, wiedziałem doskonale czego ode mnie oczekuje.

Więcej argumentów

Na stadionie Widzewa Kamil Kargulewicz wchodził na boisko przy bezbramkowym wyniku, a w Opolu pojawił się na murawie przy stanie 1:1. W obydwu meczach GKS Tychy z jego udziałem efektownie sięgnął po komplet punktów.

– Strzelony przez Kubę Piątka gol na 2:1 dał nam prowadzenie, ale Odra nadal była groźna – dodaje „Kargul”. – My jednak mieliśmy więcej argumentów w naszym zespole i udowodniliśmy to kolejnym trafieniami. Gdy wygrałem walkę o piłkę na prawym skrzydle i zobaczyłem, że Bartek Biel jest przed bramką bez krycia dośrodkowałem do niego, a on już wiedział co trzeba zrobić. Prowadząc dwoma bramkami nie myśleliśmy o tym, żeby przez ostatnie 20 minut gry bronić wyniku. Mieliśmy siły żeby atakować dalej i w końcówce dwoma golami przypieczętowaliśmy nasze zwycięstwo.

Sam na sam

Gol Kamila Kargulewicza szybko stał się tematem dnia. Odważne wejście w pole karne między rywali, wyjście na pozycję sam na sam i spokojny strzał w dalszy róg bramki zrobił wrażenie na fachowcach oraz wzbudził podziw kibiców.

– Przyjąłem piłkę zagraną przez Dawida Kasprzyka i ruszyłem – opowiada tyski skrzydłowy. – Jeszcze Bartek Szeliga poszedł na obieg, ściągając uwagę rywali i przez to zrobiło się trochę miejsca więc wbiegłem w szesnastkę. Tam obrońca zawsze ma problem, bo musi uważać, żeby nie sprokurować rzutu karnego.

Wiedziałem też, że jak już wyjdą na pozycję sam na sam to będę strzelał w kierunku dalszego słupka, bo bramkarz odsłonił tam większą część bramki. Cieszę się, że wszystko wyszło tak jak sobie pomyślałem. Co prawda po solowej akcji strzeliłem też gola jesienią dla Siarki Tarnobrzeg Wiśle Puławy w III lidze, ale ta bramka z Opola, w mojej klasyfikacji „rajdów życia”, zdecydowanie plasuje się na pierwszym miejscu.

Dla babci Lucyny

Było to także widać po reakcji samego strzelca jak i kolegów z drużyny, którzy gratulowali młodzieżowcowi fantazji i skuteczności.

– Tego gola zadedykowałem babci Lucynie, która zmarła w 2016 roku, ale byłem z nią bardo zżyty i właśnie o niej pomyślałem żegnając się i patrząc w niebo – wyjaśnia autor trzech goli dla tyszan.

– Już nawet nie pamiętam co powiedział mi Sebastian Steblecki, ale jego gratulacje były szczególnie miłe. Patrzę na niego na treningach oraz w meczach i podziwiam technikę piłkarską, która jest na dużo wyższym niż pierwszoligowym poziomie. Jako zespół także staramy się pokazać, że nasze miejsce jest wyżej niż w I lidze. Z taką myślą wracaliśmy z Opola oraz przygotowujemy się do meczu z ŁKS-em. Szczerze powiedziawszy nie zastanawiam się czy te opolskie 45 minut mojej gry z asystą i golem otworzyły mi drogę do wyjściowej jedenastki na mecz z łodzianami.

To jest decyzja trenera, który ma dyspozycji całą kadrę ludzi pracujących na wspólny sukces i na pewno każdy kto wyjdzie na boisko, czy to od pierwszej minuty, czy na ostatnie sekundy, zagra najlepiej jak potrafi, bo cel mamy jasny.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus