Grają… „najrówniej” w lidze

Już nie po raz pierwszy w tym sezonie zespół Podbeskidzia po dobrym występie, a takim było bez wątpienia zwycięstwo 2:1 nad Chojniczanką, w kolejnym spotkaniu zagrał zdecydowanie słabiej. Bo o grze zespołu trener Krzysztofa Bredego w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie gospodarze wygrali zasłużenie 2:1, niewiele ciepłych słów można powiedzieć.

– Szkoda tego meczu, bo poprzednio zagraliśmy fajne spotkanie i chcieliśmy podtrzymać dobrą passę, czyli serię meczów bez porażki. Była okazja, aby ten mecz zremisować, a nawet wygrać. Cóż, druga połowa rozpoczęła się dla nas źle, bo od czerwonej kartki – podsumował wyjazdowy występ Bartosz Jaroch, strzelec jedynej bramki dla „górali”.

Pomagają, kiedy nie wychodzi

W zasadzie jedynym zawodnikiem, który w meczu przeciwko GKS-owi spisywał się bez zarzutu, był Wojciech Fabisiak. Golkiper bielszczan nie zawinił przy straconych bramkach, a na dodatek jeszcze trzy razy ratował swoją drużynę przed utratą gola. Jego instynktowna interwencja po „główce” Adama Żaka była najwyższych lotów. – Wojtek rozegrał znakomite spotkanie. Zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie. Kilka razy wychodził obronną ręką z ciężkich sytuacji, ale właśnie po to mamy dwóch dobrych bramkarzy, żeby pomagali, kiedy nam nie wychodzi. Czujemy, że zawsze możemy na nich liczyć – to raz jeszcze Bartosz Jaroch.

Po takich słowach można wnioskować, że kolegom Fabisiaka z pola było żal, że stracili punkt, który w pełni zawdzięczaliby właśnie swojemu golkiperowi. Skończyło się jednak piątą porażką w sezonie. Patrząc na tabelę śmiało można stwierdzić, że Podbeskidzie jest… „najrówniej” grającą w tym sezonie drużyną. Żaden inny pierwszoligowiec nie ma bowiem bilansu, który składa się z pięciu zwycięstw i tyluż remisów oraz porażek. Takie osiągnięcie, to jednak skazywanie samych siebie na miejsce w środku klasyfikacji. Zachwianie tej równowagi, czyli zwycięstwo w ostatnim meczu dałoby bielszczanom pozycję w bezpośrednim sąsiedztwie czołówki.

Dobre wiadomości

Po środowym spotkaniu kibiców Podbeskidzie mógł zaniepokoić widok dość mocno utykającego Gugi Palawandiszwiliego. Gruziński pomocnik opuścił boisko dosyć wcześnie, bo już w 57 minucie spotkania. Następnie masażyści założyli mu opatrunek na staw skokowy i początkowo wydawało się, że zawodnika może czekać dłuższa przerwa. Wczoraj jednak ze sztabu medycznego Podbeskidzia napłynęły dobre wiadomości. Kostka Palawandiszwiliego została jedynie poobijana. Zawodnik trenował normalnie i będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na mecz przeciwko Odrze Opole.

Inna pozytywna informacja mówi z kolei o tym, że coraz lepiej czuje się Adrian Rakowski. Przypomnijmy, że zawodnik ten wypadł z gry przed meczem z Chojniczanką, bo miał zbitą okostną. Od kilku dni „Raku” trenuje jednak z zespołem i być może wróci do gry już w najbliższą sobotę. Na ostateczne decyzje w tej sprawie trzeba jednak trochę poczekać. Reasumując – nie jest źle, bo jeżeli zarówno Rakowski, jak i Palawandiszwili, nie byliby do dyspozycji trenera, to wówczas Krzysztof Brede miałby twardy orzech do zgryzienia. Obaj grają bowiem w środku pola.

Na zdjęciu: Guga Palawandiszwili, po meczu w Jastrzębiu-Zdroju, był tylko poobijany.