Graliśmy za wolno i zbyt schematycznie

Rozmowa z trenerem Januszem Białkiem, byłym selekcjonerem reprezentacji Polski U-19 i U-20.


Znajomy trener przyznał się, że oglądając mecz Czechy – Polska po 5 minutach wyłączył telewizor, a wynik poznał dopiero następnego dnia. Argumentował, że „otwarcie” w wykonaniu naszej reprezentacji było żenujące i ponad jego nerwy. Pan też miał podobną „chwilę słabości”?

Janusz BIAŁEK: – Obejrzałem to spotkanie od deski do deski. To bowiem nie polega na tym, żeby się na kogoś gniewać i obrażać. Niestety, na tle Czechów było widać wszystkie nasze niedostatki i niedoskonałości jak na dłoni.

Długo leczył pan „kaca” po meczu z Czechami?

Janusz BIAŁEK: – Nie rozpatrywałem tego meczu w tych kategoriach. Bardziej zastanawiałem się nad tym, co można było zrobić inaczej, co poprawić itp. Po mistrzostwach świata w Katarze chyba wszyscy mówiliśmy, że gorzej być już nie może. Teraz okazało się, że jesteśmy bardzo zdolnym narodem, bo zagraliśmy jeszcze gorzej niż przed kilkoma miesiącami. Następny mecz Czechów z Mołdawią pokazał, że nie jest to drużyna, która przerasta nas o dwie klasy, czy choćby o klasę, a wynik i przebieg meczu na to wskazywały.

Jesteśmy w próżni meczowej, zdarzają nam się błędy, ale najgorsze jest to, że nie potrafimy tych błędów korygować, wyciągać z nich wniosków. Pytanie zasadnicze, dlaczego to wszystko nie funkcjonuje? Mamy w składzie przecież takich klasowych piłkarzy jak Wojtek Szczęsny, Piotr Zieliński, Robert Lewandowski, którzy grają w czołowych klubach europejskich. Na 3-4 klasowych zawodnikach można oprzeć drużynę, a u nas to nie działa.

Ma pan pomysł, dlaczego biało-czerwoni w Pradze nie wyszli na boisko przed pierwszym gwizdkiem sędziego?

Janusz BIAŁEK: – To jest bardzo dobre pytanie. Z perspektywy trybun, czy telewizora, nie jesteśmy w stanie dać na nie jednoznacznej odpowiedzi. Brak koncentracji to zbyt naiwne tłumaczenie. Piłka nożna cały czas uczy nas pokory, w trakcie meczu często zdarzają się rzeczy nieprzewidywalne. Ale okoliczności straty bramek to były rzeczy przewidywalne, mimo to nie potrafiliśmy zażegnać niebezpieczeństwa. Trudno je wytłumaczyć, bo były pokłosiem błędów indywidualnych.

Dwa pierwsze gole mają na sumieniu Jan Bednarek do spółki z Jakubem Kiwiorem, ostatniego – obrońca Arsenalu Londyn…

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Janusz BIAŁEK: – Wyznaję zasadę, że leżącego się nie kopie. Wiemy, że było fatalnie i każdy z nich z osobna wie, że popełnił rażące błędy. Na kanwie Jakuba Kiwiora zastanawiam się, na jakiej podstawie jest powoływany do kadry. Wierzę, że jest utalentowany, ale na razie tej jakości nie pokazuje na boisku. Tak było na mistrzostwach świata w Katarze, tak było w ostatnich meczach. Ten chłopak nie jest jednak winien tego, że został powołany. To sztab powinien zastanowić się, czy jest już gotowy do gry na poziomie reprezentacyjnym. Arsenal Londyn to bardzo dobry klub, ale nasz obrońca do tej pory zagrał w nim tylko jeden mecz ligowy i do tego w wymiarze czterech minut! Nie jest zatem w rytmie meczowym, a trening to nie mecz. Takie subtelności trenerzy powinni dostrzegać.

Postawą których zawodników był pan najbardziej rozczarowany w tym spotkaniu?

Janusz BIAŁEK: – Począwszy od mistrzostw świata w Katarze widzę, że Robert Lewandowski jest teraz zupełnie innym zawodnikiem niż był wcześniej.I kolejne występy napastnika Barcelony utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Zmiana sposobu gry jest ze szkodą dla niego samego, ale również dla reprezentacji. Bardzo często brakuje go tam, gdzie być powinien. To przecież jeden z najlepszych napastników na świecie i każda minuta spędzona przez Roberta poza polem karnym przeciwnika jest czasem straconym z punktu widzenia reprezentacji. Nie będę wnikał, czy dostaje takie dyrektywy, by bronić lub schodzić do boku, ale w tym momencie traci wszystkie swoje walory, a przynajmniej większość z nich.

Czesi „załatwili” nas wysokim pressingiem. Polacy nie znaleźli na to skutecznego antidotum, a przecież taki sposób gry nie jest im obcy, bo w ten sposób gra wiele klubów europejskich, nie tylko tych z górnej półki.

Janusz BIAŁEK: – Bacznie przyglądam się grze reprezentacji Polski od kilkudziesięciu lat. Błąd tkwi w samym podejściu do meczu – my dostosowujemy się do przeciwnika zamiast narzucić mu swój styl gry, swoje warunki. Gdy się traci dwa gole w ciągu niespełna trzech minut, to rywal odbiera naszym piłkarzom chęć do gry. Trzeba uczciwie przyznać, że Czesi mieli na ten mecz znacznie lepszy plan niż „biało-czerwoni”.

Jakie rażące błędy popełnił nowy selekcjoner reprezentacji Polski Fernando Santos w pierwszym meczu? Wybrał złą taktykę? Źle dobrał wykonawców?

Janusz BIAŁEK: – Błędy na pewno były, ale jakie najbardziej rzuciły się w oczy? Reprezentacja powinna być mieszanką gwiazd, czyli piłkarzy bardzo kreatywnych oraz żołnierzy. Nie znamy założeń z szatni, dlatego nie wiemy, czy nakreślona taktyka była do zrealizowania. W mojej ocenie na boisku było chyba za dużo żołnierzy, ktoś zapomniał, że sytuacje do zdobycia gola musi ktoś wykreować.

Nastroju – mimo zwycięstwa – nie poprawił mi mecz Polska – Albania. Nieporadność naszych reprezentantów przyprawiła mnie o ból zębów. Pan jest bardziej wyrozumiały dla „biało-czerwonych”?

Janusz BIAŁEK: – Tak naprawdę zgadza się tylko wynik. Mieliśmy ogromny problem z budowaniem akcji, mnóstwo podań wymienialiśmy na własnej połowie boiska. Skrzydła dalej nie działały, a jeżeli dochodziło do dośrodkowania z bocznego sektora boiska, piłka najczęściej padała łupem pierwszego albańskiego obrońcy. Podania górą też były wodą na młyn rywali, bo nie potrafiliśmy wygrać pojedynku główkowego i za wiele pożytku z tego sposobu gry nie było. Nie potrafiliśmy zaskoczyć przeciwnika, bo graliśmy za wolno i zbyt schematycznie. Albańczycy sporo faulowali, ale to także jest taktyka i sposób gry. Niektórzy nasi reprezentanci sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli, że piłka jest szybsza od zawodnika. Generalnie w poniedziałkowym spotkaniu zauważyłem więcej minusów niż plusów.

Moim zdaniem postawa drużyny w obu spotkaniach była gwałtem ze szczególnym okrucieństwem popełnionym na polskich kibicach. Ma pan podobne odczucia, czy zgoła odmienne?

Janusz BIAŁEK: – Aż tak drastycznie bym tego nie ujął. Mnie gra naszej drużyny przypominała biblijną wieżę Babel, której nie udało się zbudować. W naszej reprezentacji też zauważyłem brak zrozumienia sposobu gry, nie stworzyliśmy żadnej struktury gry. I to jest najbardziej zastanawiające.

Znalazł pan jakiekolwiek pozytywy w grze polskiej drużyny narodowej?

Janusz BIAŁEK: – Wynik meczu z Albanią. Na pewno nie jest to jeszcze forma z mistrzostw świata, ale nie można mieć zastrzeżeń do Wojtka Szczęsnego. Budująca była postawa Karola Świderskiego, pomijając fakt, że jego gol zapewnił nam zwycięstwo z Albanią. Pozostali piłkarze – bez wyjątku – nie rozpieszczali nas. Po prostu zespół zagrał grubo poniżej swoich możliwości i oczekiwań kibiców.

Mankamentów było co niemiara. Jakie pana najbardziej irytowały?

Janusz BIAŁEK: – Przede wszystkim mamy mało piłkarzy kreatywnych, za mało stwarzamy sytuacji do zdobycia gola. A przecież indywidualne akcje mogą wpłynąć na losy meczu. Aż boję się myśleć, co będzie, gdy trafimy na zespoły znacznie lepsze niż Albania i Czechy. Patrząc na obecną dyspozycję „biało-czerwonych” nie mam żadnych wątpliwości, że nie jesteśmy równorzędnym przeciwnikiem dla najlepszych drużyn Starego Kontynentu.

Jakie są pańskie prognozy przed kolejnymi potyczkami reprezentacji Polski?

Janusz BIAŁEK: – Gdzieś przeczytałem, o zgrozo, że układ naszej grupy jest taki, że nawet jeżeli jeszcze z kimś przegramy, nie tylko z Czechami, to i tak awansujemy. Z naszymi zawodnikami nie możemy, a raczej nie powinniśmy, prowadzić takich rozważań. Najważniejszy jest tylko najbliższy mecz i tego się trzymajmy. Co będzie potem, w danym momencie jest nieistotne. Nie zajmujmy się odległą przyszłością, albo co gorsza, wypłatą jakiś niebotycznych premii za awans itp. Jak wychodzisz na boisko i podobno robisz to, co kochasz i co bardzo cię cieszy, to udowodnij na boisku, że ci bardzo zależy. Tymczasem widzimy, że jak piłkarze skończą śpiewać hymn, to ogarnia ich – drażniący mnie i chyba nie tylko mnie – minimalizm. Żeby broń Boże nic mi się nie stało, żebym się nie zmęczył itp. W meczu z Albanią czekałem na sportową pianę na ustach naszych piłkarzy po porażce z Czechami, lecz niczego takiego nie dostrzegłem. Przeciwnie, cechował ich olimpijski spokój, wręcz usypiający spokój…


Na zdjęciu: Dla Janusza Białka największym rozczarowaniem w meczach z Czechami i Albanią była postawa kapitana biało-czerwonych, Roberta Lewandowskiego.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus