Nie idźcie tą drogą!

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest czwartym polskim klubem, który wygrał rozgrywki europejskich pucharów. Trzech poprzedników na próżno szukać na siatkarskiej mapie Polski.


43 lata kibice czekali na sukces polskiej drużyny klubowej w najważniejszych rozgrywkach na Starym Kontynencie. Po sensacyjnym zwycięstwie Płomienia Milowice w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych – ówczesnym odpowiedniku dzisiejszej Ligi Mistrzów – żaden zespół znad Wisły nie był w stanie powtórzyć tego sukcesu. Bardzo blisko były PGE Skra Bełchatów czy Asseco Resovia, ale dopiero niedawny triumf ZAKSY w Weronie zakończył wieloletnie oczekiwania.

Rzecz jasna na kędzierzyńską ekipę spadła prawdziwa fala w pełni zasłużonych gratulacji, ale jednocześnie zaczęły się pojawiać informacje o „rozbiórce” zespołu. Wiadomo było, że część kluczowych zawodników po tym sezonie opuści Opolszczyznę, teraz podobnie ma być z trenerem Nikolą Grbiciem. Czy ZAKSA zapłaci za sukces wysoką cenę? To niewykluczone. Oby tylko nie podzieliła losów innych triumfatorów europejskich pucharów z naszego kraju, których dzisiaj albo już nie ma, albo próbują się odrodzić.

Płomień przygasł

Przywołany już wcześniej Płomień Milowice pod koniec lat 70-tych i na początku 80-tych XX wieku był czymś, co moglibyśmy porównać z dzisiejszą ZAKSĄ. Dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, Puchar Polski, zawsze był w czubie tabeli. Nikt jednak nie spodziewał się, że jest w stanie osiągnąć taki sukces na europejskich parkietach. Podczas rozgrywek PEMK w sezonie 1977/78 nie miał sobie równych, a podczas turnieju finałowego w Bazylei osiągnął komplet zwycięstw i w pełni zasłużył na miano najlepszego zespołu Europy.

Niewiele osób pamięta, że Płomień był bliski powtórzenia sukcesu rok później. Ostatecznie zakończył rozgrywki na trzecim miejscu, ale gdyby nie minimalna porażka w półfinale z zespołem z Bratysławy, być może „ustrzeliłby” dublet.

Jak to często bywa, po tłustych latach przyszły zdecydowanie chudsze. O ile sekcja żeńska Płomienia nadal była czołowym zespołem kraju, o tyle siatkarze coraz częściej musieli uznawać wyższość innych zespołów, jak Gwardia Wrocław, AZS Olsztyn czy Legia Warszawa.

W 1988 roku Płomień zaliczył roczny spadek z I ligi, ale po powrocie nadal nie był wiodącą siłą. W 1992 roku klub został rozwiązany, podobnie jak patronująca mu kopalnia „Czerwona Gwardia”. Spadkobiercą tradycji siatkarskich został Górnik Kazimierz, który po połączeniu z upadającym Płomieniem przekształcił się w GKS Kazimierz Płomień Sosnowiec. Swoista fuzja dwóch klubów zaprocentowała sukcesami w postaci mistrzostwa Polski w sezonie 1995/96 po wygranym finale z Legią.

W kolejnych latach po różnych przygodach właścicielskich były jeszcze triumfy w Pucharze Polski w 2003 i 2004 roku, ale później było już tylko gorzej. W 2008 roku z powodów problemów finansowych Płomień wycofał się z rozgrywek ekstraklasy i nigdy do nich nie powrócił. Dzisiaj najlepszą reklamą sosnowieckiej siatkówki jest kobieca drużyna Asotra Płomień Sosnowiec, która coraz odważniej radzi sobie w rozgrywkach I ligi i ma ambitne plany na przyszłość.

Upadek potęgi

Jeszcze boleśniejszy upadek z piedestału spotkał AZS Częstochowa. Jeden z najbardziej utytułowanych klubów w historii polskiej siatkówki był drugą ekipą po Płomieniu, której udało się triumfować w europejskich rozgrywkach, choć tych nieco mniej prestiżowych, w Pucharze Challenge.

Historia klubu spod Jasnej Góry jest przebogata. Na przełomie XX i XXI wieku AZS praktycznie każdy ligowy sezon kończył ze złotym lub srebrnym medalem i był regularnym finalistą Pucharu Polski, ale te rozgrywki wygrał tylko dwukrotnie. Gwiazdami częstochowskiego kluby byli tacy siatkarze jak Piotr Gruszka, Marcin Nowak, Dawid Murek, Grzegorz Szymański, Krzysztof Ignaczak czy ś.p. Arkadiusz Gołaś.

Ostatni wielki triumf AZS święcił w sezonie 2007/08, gdy zdobył wicemistrzostwo Polski i Puchar Polski. Największy sukces na arenie międzynarodowej przyszedł jednak cztery lata później. To czego częstochowskiemu gigantowi nie udało się osiągnąć w Lidze Mistrzów czy Pucharze CEV, udało się w Pucharze Challenge. Podczas rozgrywek w sezonie 2011/12 AZS kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, by w finale spotkać się z… AZS Politechniką Warszawską. Finał padł łupem drużyny z województwa śląskiego, która zapisała się w historii.

Niestety, kolejna jej część była dużo smutniejsza. W sezonie 2016/17 AZS pożegnał się z rozgrywkami PlusLigi i mimo iż dwa sezony rywalizował na zapleczu ekstraklasy, to skutek był marny. Ostatecznie zespół nie otrzymał licencji na grę w 1. lidze w sezonie 2019/20 i przestał istnieć. Dzisiaj tradycje siatkarskie pod Jasną Górą kontynuuje przede wszystkim Exact Systems Norwid Częstochowa, który zakończył sezon Tauron 1. ligi na piątym miejscu oraz drugoligowy Eco-Team AZS Stoelzle Częstochowa, który otarł się niedawno o awans do I ligi.

Muszyna stolicą Europy

Aby pochylić się nad losem trzeciego triumfatora europejskich rozgrywek w siatkówce trzeba skierować swój wzrok na żeńską odmianę dyscypliny i cofnąć się o osiem lat. Wtedy w Pucharze CEV – drugich co do prestiżu rozgrywkach na Starym Kontynencie – najlepsza okazała się ekipa Banku BPS Muszynianki Fakro Muszyna. To największy polski sukces kobiecej siatkówki w historii występów w europejskich pucharach. Niestety, podobnie jak w przypadku przywołanych dwóch męskich klubów sukces stał się początkiem końca.

Założony w 1982 roku Małopolski Klub Siatkówki Muszyna latami tułał się w niższych ligach, ale z początkiem XXI wieku trafił w końcu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Kilka lat później dzięki wsparciu potężnych sponsorów jak Muszynianki, Banku BPS czy firmy Fakro klub z tej małej miejscowości zaczął odnosić największe sukcesy. Czterokrotnie sięgał po mistrzostwo Polski, a kolejne cztery razy stawał na niższych stopniach podium. Raz wygrał Puchar Polski, a dwa razy Superpuchar. Rywalizacje Muszynianki z BKS-em Bielsko-Biała urosły do miana „świętych wojen”, którymi żyła cała Polska.

Swoich sił klub z Małopolski próbował również w europejskich pucharach, ale początkowo bez sukcesów. W sezonie 2012/13 odpadła z rozgrywek Ligi Mistrzyń i trafiła do rundy challenge Pucharu CEV, gdzie czterech „spadkowiczów” z LM rywalizowało z czterema najlepszymi zespołami poprzednich rund. W tej rundzie doszło do kolejnej lokalnej wojenki, z której górą wyszła Muszynianka dwukrotnie pokonując BKS. W półfinale rozgrywek ekipa prowadzona przez Bogdana Serwińskiego dwukrotnie ograła Omiczkę Omsk, a w finale dwukrotnie wygrała po tie-breaku ze słynnym Fenerbahce Stambuł i została trzecim polskim zespołem który triumfował na europejskich parkietach.

Podobnie jak w przypadku AZS-u triumf w europejskich pucharach był ostatnim sukcesem Muszynianki. Z roku na rok problemy organizacyjne i finansowe pogrążyły zespół znad Popradu, który w 2018 roku oficjalnie zakończył swoją działalność.

Chudsze lata nieuniknione?

Patrząc na obecną koniunkturę polskiej siatkówki trudno uwierzyć, że podobna sytuacja może dopaść klub z Kędzierzyna-Koźla. ZAKSA od przeszło 20. lat jest w czołówce polskich klubów i nikt zapewne nie pozwoli na zniknięcie tak utytułowanej ekipy z mapy Polski. Patrząc jednak na to, że klub po tym sezonie mają opuścić Benjamin Toniutti, Paweł Zatorski czy Jakub Kochanowski, a coraz głośniej mówi się o tym, że Nikola Grbić również może odejść. Prezesowi Sebastianowi Świderskiemu trudno będzie uzupełnić lukę po takich zawodnikach, dlatego niewykluczone, że ZAKSĘ czekają zdecydowanie chudsze lata.

– ZAKSĘ czeka teraz ogromna przemiana. Drużyna będzie budowana na nowo. Nie od zera, jednak duża część zawodników odejdzie. To bardzo duże wyzwanie dla całego klubu. Trzeba niezwykłej mądrości, by zespół dobrze obudować i sprzedać. Niestety, nasza mentalność jest taka, że wszyscy oczywiście będą pamiętać o tym, że zespół jest w przebudowie, ale do pierwszego gwizdka. Po zwycięzcy Ligi Mistrzów każdy w kolejnym sezonie będzie oczekiwał fajerwerków. To jest ogromne wyzwanie, a przed ZAKSĄ mogą być dwa, trzy suche lata. Nie da się ciągle być na topie – powiedział jednym z wywiadów Oskar Kaczmarczyk, były członek sztabu szkoleniowego ZAKSY i reprezentacji Polski.

Nam pozostaje życzyć ekipie z Kędzierzyna-Koźla, aby jak najmniej odczuła negatywne skutki triumfu w Lidze Mistrzów. Najlepiej potwierdzając, że mimo personalnych zmian nadal jest najlepsza.

Michał Kalinowski


Na zdjęciu: Kędzierzynianie okazali się najlepsi w Europie. Czy podzielą los innych naszych zwycięzców europejskich pucharów?

Fot. CEV