GTK Gliwice. Powrót nadziei na play off

 

W ostatniej kolejce gliwiczanie wykonali plan i pokonali Polpharmę Starogard Gdański. Nieoczekiwanie goście sprawili im mnóstwo problemów. Przez większość meczu prowadzili i przegrali dopiero po dogrywce. Dla graczy GTK była to trzecia dogrywka w sezonie i pierwsza wygrana.

– W końcu wygraliśmy. Cieszymy się z tego zwycięstwa, ale mamy też powody do zmartwienia – przyznaje Kacper Radwański, rzucający zespołu z Górnego Śląska. – Polpharma przyjechała zdziesiątkowana (odszedł ostatnio podstawowy środkowy Brett Prahl – przyp. red.), a mimo to cały czas prowadziła. Nic nie zapowiadało, że możemy wygrać. W końcówce pokazaliśmy charakter, serce i zwyciężyliśmy – dodaje.

Skąd takie problemy? Gliwiczanie wydawali się 100-procentowymi faworytami. – Chcieliśmy uniknąć zlekceważenia rywali, ale chyba wdarło się takie rozproszenie. W poprzedniej kolejce boleśnie przekonał się o tym Trefl Sopot, który przegrał z Polpharmą. Starogardzianie pokazali, że mimo problemów walczą do końca – nie kryje uznania z postawy rywali Radwański, który rozegrał najlepsze spotkanie po kontuzji. Zdobył 12 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst. Wreszcie też trafił zza linii 6,75 m.

– Faktycznie, w poprzednich meczach piłka nie chciała wpaść. Rzutowo mi nie szło. Próbowałem więc dać zespołowi pozytywną energię, walczyłem o zbiórki. A skuteczność naturalnie przyszła. Mam nadzieję, że ta lepsza dyspozycja pozostanie ze mną na dłużej – mówi koszykarz.

Dzięki zwycięstwu gliwiczanie oderwali się od zespołów zagrożonych degradacją i zachowali szansę na awans do play offu. Do ósmego Kinga Szczecin tracą zaledwie dwa punkty. Na ich korzyść przemawia terminarz. W najbliższej kolejce czeka ich wyjazd do Ostrowa Wlkp. na mecz ze Stalą, ale potem mają cztery spotkania u siebie. To będą kluczowe starcia.

– O udział w play offie będzie bardzo, bardzo trudno, bo na własne życzenie przegraliśmy kilka spotkań. Gdybyśmy je wygrali, wówczas w tabeli bylibyśmy w okolicach ósmej pozycji – uważa Radwański.

 

Na zdjęciu: Kacper Radwański (w środku) nie stroni od twardej gry.