Henryk Gruth: Tylko nie narzekać

Rozmowa z Henrykiem Gruthem, 4-krotnym olimpijczykiem, trenerem i komentatorem Polsatu Sport.


Rozmowę rozpocznę od gratulacji, bo sportowiec 50-lecia klubu GKS-u Tychy to brzmi dumnie. Spodziewałeś się takiego wyróżnienia?

Henryk GRUTH: – W historii tyskiego klubu było wielu wybitnych sportowców, w tym piłkarze, którzy cieszyli się zawsze największą popularnością. Nie przypuszczałem, że kibice tak dobrze pamiętają dokonania sprzed lat. To miłe zaskoczenie gdy poznałem wyniki i wcale nie ukrywam, że w momencie ogłoszenia miałem przyspieszone bicie serca.

Po ponad 20 latach pobytu w Szwajcarii trudno się przyzwyczaić do naszej hokejowej rzeczywistości?

Henryk GRUTH: – Na razie się uczę naszego hokeja, bo – oczywiście – na obczyźnie śledziłem dokonania drużyn w prasie lub internecie, ale nie miałem okazji obserwować bezpośrednio meczów. Byłem nawet psychicznie nastawiony, że mistrzowie kraju nie sprostają zadaniu jakie ich czeka w Lidze Mistrzów.

Henryk Gruth sportowiec 50-lecia GKS Tychy. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Byłem przekonany, że drużyna odstaje europejskich rywali. A spotkało miłe zaskoczenie, bo zespół grał na własnym lodzie jak równy z równym i przy odrobinie szczęścia mógł się pokusić o komplet punktów. Widzę dobrą pracę sztabu szkoleniowego. Trener Robert Kalaber stracił kilku wyborów strzelców (Phillips czy Hovorka – przyp.red.), ale skompletował znów ciekawą drużynę, będąca kolektywem. Jastrzębianie wcale nie odstawali od wyżej notowanych rywali.

Czy mistrzowi kraju brakuje wiele do europejskich średniaków?

Henryk GRUTH: – Zaobserwowałem ciekawe zjawisko, że polski hokej, a mówię to na podstawie turnieju w Bratysławie i ostatnich występów zespołów z Jastrzębia, łapie koniuszkami palców obowiązujące standardy w Europie. Ale reprezentacji, jak i Jastrzębiu brakuje kontaktów z silniejszymi zespołami. Tutaj trzeba grać z wyżej notowanymi przeciwnikami, zaś w lidze takich meczów na wysokim poziomie jest niewiele. Gdyby takich spotkań było więcej wówczas ekipa trenera Kalabera mogłaby się pokusić o wygrane. Jestem przekonany, że zebrane doświadczenie zaprocentuje w meczach ligowych z tymi najsilniejszymi rywalami.

Spotkania na własnym lodzie w wykonaniu zespołu z Jastrzębia były lepsze niż rewanże?

Henryk GRUTH: – Ale to wynikało z jednej prostej przyczyny. Ekipy z Bolzano oraz z Salzburga były zaskoczone postawą gospodarzy i już w ostatnich tercjach w Jastrzębiu grały niezwykle ostrożnie, by przypadkiem nie narazić się na stratę gola. Hokeiści z Jastrzębia, przed debiutem w Lidze Mistrzów, mocno odczuwali tremę, byli spięci, zwłaszcza na początku meczów. Hokeiści z Bolzano, jak i z Salzburga szybko się przekonali, że potyczki z Jastrzębiem nie były i nie będą zwykłymi spacerkami.

Jednak sesja wyjazdowa była mniej udana, nieprawdaż?

Henryk GRUTH: – To prawda, że w Bolzano jastrzębianie zaprezentowali się słabiej, ale i tak dzielnie walczyli do końca o korzystny wynik. Gdyby zagrali na takim poziomie jak u siebie wówczas wynik mógł być korzystniejszy. Przegrana 1:6 w Salzburgu zupełnie nie jest adekwatna do postawy drużyny trenera Kalabera. Po stracie 3. gola zespół się załamał. W mojej ocenie, jak na razie, nie może narzekać na grę i postawę zespołu JKH GKS. Przed zespolem jeszcze październikowy dwumecz z mistrzem Norwegii i fajnie byłoby powiększyć dorobek punktowy.

Czy występy w Lidze Mistrzów znajdą przełożenie na rywalizację ligową?

Henryk GRUTH: – Powinny. Trener Kalaber przygotował dobrze drużynę pod względem fizycznym oraz taktycznym i już niebawem przekonamy się jak to będzie wyglądało w meczach z naszą czołówką ligową.


Na zdjęciu: Patrik Nechvatal to silny punkt drużyny JKH GKS Jastrzębie, ale solidnie napracował się w dotychczasowych występach w Lidze Mistrzów.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus