Historia lubi się powtarzać

Nic dwa razy się nie zdarza? A gdzie tam! Dwie wizyty tyszan w Bytowie – 25 kwietnia i 8 września – dzieliło raptem 136 dni. Nie przeszkodziło to w tym, by kibice GKS-u przeżyli małe deja vu. Też była porażka (wtedy – 0:1, tym razem – 1:4), dwie żółte i czerwona kartka dla Keona Daniela (wtedy – w 43 minucie, tym razem – w 80), a także pretensje, które Ryszard Tarasiewicz miał do sędziego (wtedy – Konrada Kiełczewskiego z Białegostoku, teraz – Łukasza Bednarka z Koszalina).

Grzybek mówił szczerze

Szkoleniowiec GKS-u po kwietniowej porażce na Kaszubach, nawiązując do pracy rozjemców, powiedział wprost, że sędziowanie było do d… i woli, aby ludzie uważali go za chama niż za idiotę. W sobotę najwyraźniej wyszedł z dokładnie takiego samego założenia, bo nie przebierał w słowach. – Ktoś może pomyśleć, że przy takim wyniku nie powinienem się wypowiadać na temat sędziego, ale akurat się wypowiem. Nawet jakby było 1:5 czy 1:6, nie powiedziałbym, że jest mi wstyd za zawodników. Nie jesteśmy zespoły o dwie albo trzy klasy lepszym od innych. Jeśli spotykają się dwie drużyny o zbliżonym potencjale, to bywa, że decydującą rolę w takich meczach ma sędzia. Uważam, że tym razem odegrał ją znacząco. Brawo, panie sędzio – grzmiał Ryszard Tarasiewicz.

Największe pretensje miał o sytuację z 22 minuty.  Wtedy to – jeszcze przy stanie 0:0 – Mateusz Grzybek starł się w polu karnym z Łukaszem Wróblem, który już wcześniej ujrzał żółtą kartkę za faul na Sebastianie Stebleckim. Goście domagali się dla niego drugiego „żółtka” i jedenastki, ale arbiter uznał, że skrzydłowy GKS-u próbował ją wymusić i to on został napomniany kartonikiem.

– Ewidentny karny i druga żółta dla Wróbla. W przerwie zapytałem Grzybka: „Słuchaj, powiedz szczerze, bo to już niczego nie zmieni: dotknął cię? Zahaczył?”. Usłyszałem w odpowiedzi, że tak – opowiadał trener tyszan, Ryszard Tarasiewicz.

Wyliczanki

Tarasiewicz szedł dalej: – Proszę zobaczyć, jak wygląda oko Dawida Abramowicza. A sędzia gwizdnął jego faul i dał mu kartkę, dlatego nie będzie mógł grać w następnym meczu! Przy stanie 1:1 była ewidentna ręka Wróbla, powinniśmy mieć karnego. Do tego jeszcze – sytuacja ze zderzeniem Wróbla i Vojtusza. Sami zawodnicy Bytovii mówili już, żeby przygotowywać zmianę, a sędzia zdążył poinformować nas, że będzie druga żółta kartka, a jednak się z tego wycofał – wyliczał doświadczony trener, tym razem w nawiązaniu do sytuacji z 77 minuty. Wskazywał jeszcze, że jego drużynie należały się dwa rzuty wolne w okolicach 20. metra od bramki Bytovii.

– Każdy widzi daną sytuację inaczej. Wróbel za zderzenie z Vojtuszem nie miał prawa dostać drugiej żółtej kartki. Gdyby tak się stało, to pewnie ja miałbym wielkie pretensje, siedział tu wściekły i rozmawiał na temat sędziów. Karnego też nie widziałem. Łukasz cofnął nogę, tak to przynajmniej widziałem z daleka, ale nie będę się zapierał – odpowiadał szkoleniowiec gospodarzy, Adrian Stawski, wbijając jeszcze Tarasiewiczowi małą szpilkę.

– Różnie mogło się to potoczyć, gdyby sędzia gwizdnął karnego. Nie chcę jednak do tego wracać. My też nieraz byliśmy krzywdzeni przez sędziów. Całkiem niedawno w Legnicy podyktowano trzy karne przeciw nam. I trener Tarasiewicz chyba prowadził wtedy Miedź, prawda? Na koniec sezonu te wszystkie sytuacje się wyrównają. Sędziowie się mylą, to część gry. Nie chcę jednak oceniać, czy akurat ten arbiter był słaby. Ja też mógłbym mieć pretensje. Zawodnik z Tychów uderzył jednego z naszych łokciem. Stałem dwa metry obok i widziałem, że interesowało go tylko uderzenie w twarz, a nawet nie dostał żółtej kartki – zwracał uwagę Stawski.

Cztery kontry

Patrząc na przebieg meczu, wynik jest zaskakująco wysoki. Tyszanie długimi momentami kontrolowali grę, po przerwie szybko doprowadzili do wyrównania. Wszystko zupełnie posypało się dopiero po czerwonej kartce Keona Daniela. Trzeba też przyznać, że kolegom z pola przy straconych bramkach nie pomógł Konrad Jałocha.

Zaryzykujemy stwierdzenie, że wiosną, gdy imponował dyspozycją, co najmniej trzech z czterech strzałów nie przepuściłby. Teraz jednak błyszczy tylko fragmentarycznie. Żeby była jasność – golkipera trudno obwiniać za te bramki, bo uderzenia były oddawane z bliska, z czystych pozycji; wszystkie – po szybkich kontrach, ale za każdym razem Jałocha miał futbolówkę w swoim zasięgu.

– Popełnialiśmy błędy w obronie. Traciliśmy bramki po stratach w środku pola, albo w sytuacjach, kiedy nie wiem, na co czekaliśmy. Zamiast wyekspediować piłkę, próbowaliśmy ją ładnie rozgrywać od tyłu, czego generalnie nie robimy – denerwował się Ryszard Tarasiewicz.

W Bytowie świętowano z kolei pierwsze w sezonie domowe zwycięstwo. – Cieszę się, że po środowym remisie z Wartą zregenerowaliśmy się, mieliśmy siły. Chłopaki walczyli do samego końca, do kontr wychodziliśmy pięcioma zawodnikami. Fizycznie wyglądaliśmy świetnie – oceniał trener Bytovii.