Jeszcze Polska nie zginęła…

Po mundialu w Rosji, przegranym z kretesem, można było mieć uzasadnione obawy, że po kilku tłustych latach w polskim futbolu – w wydaniu reprezentacyjnym – zaczyna się poważny kryzys. Nasza drużyna okazała się w mistrzostwach świata jednym z największych słabeuszy, a dodatkowo ujawniły się napięcia wewnątrz zespołu. Trudno zatem było ukrywać obawy przed potyczką z Włochami, tymczasem okazało się, że trener Brzęczek bardzo szybko pozbierał rozbite mentalnie i naznaczone – podobno – podziałami towarzystwo. Do tego stopnia, że można mieć nawet nadzieję, iż mundialowa klęska była jedynie wypadkiem przy pracy. Być może wynikającym ze zbyt długiej już współpracy Adama Nawałki z zawodnikami, i utratą właściwych bodźców przez poprzedniego selekcjonera w relacjach z zawodnikami. Wygląda jednak na to, że poprzedni selekcjoner nie pozostawił po sobie zupełnie spalonej ziemi.

Niedosyt Brzęczka, błędy Manciniego

– Na pewno odczuwam niedosyt. Byliśmy bliżej tego zwycięstwa niż Włosi. O remisie zdecydowała jedna strata. Została wyprowadzona szybka kontra i niestety zrobił się z tego rzut karny. Szkoda tego błędu – słusznie ocenił selekcjoner. – Nie widziałem z naszej strony kunktatorstwa, bojaźni czy strachu. Mieliśmy właśnie taką taktykę, którą realizowaliśmy. Skupialiśmy się na wykonaniu swoich zadań, a nie na przeszkadzaniu gospodarzom. Byliśmy zespołem lepszym i o krok od zwycięstwa. Nie wszystko, co ćwiczyliśmy udało się już zaprezentować na boisku, ale zrobimy postępy. Przez kilka dni nie da się zresztą wszystkiego wypracować.

Nawet jeśli zawsze gra się tak, jak pozwala przeciwnik, to nie sposób przy ocenie gry biało-czerwonych w Bolonii uciec od klasy zaprezentowanej przez Włochów. To rywal renomowany, z którym polskim piłkarzom nigdy nie udało się odnieść zwycięstwa w Italii, ale fakt, że Squadra Azzura nie awansowała na mundial w Rosji nie był przypadkowy. Drużyna, w której na ławce zasiadł słynny Roberto Mancini znajduje się w największym od lat dołku, z którego trudno będzie wydobyć się w najbliższym czasie. – Włosi, zwłaszcza do przerwy byli słabi, a momentami nawet beznadziejni – ocenił trener Robert Podoliński, z którym miałem okazję wymienić poglądy nazajutrz po meczu, gdy emocje już opadły. – Grająca do przerwy bez Giacomo Bonaventury druga linia prawie nie istniała na tle naszych pomocników. A Mario Balotelli dziś nawet nie miałby prawa stanąć przy Robercie Lewandowskim; taka dzieli ich różnica klas. Dopiero po zmianie na Andreę Belottiego włoska pierwsza linia zaczęła funkcjonować poprawnie, trudno więc stwierdzić, że Mancini trafił z wyjściowym składem.

Słowa cytowanego eksperta TVP w pełni potwierdził włoski selekcjoner. – Spodziewałem się trudnego spotkania, a doczekałem się bardzo trudnego. Polska to zespół, który w tej chwili ma więcej pewnych punktów niż my. W drugiej połowie popełniliśmy mniej błędów i jestem zadowolony z tej części gry. Wcześniej było dużo błędów, o wiele za dużo – uczciwie spuentował Mancini.

W ataku liderów dwóch

Problemy Włochów nie są oczywiście sprawą Brzęczka. A naszemu selekcjonerowi trzeba sprawiedliwie oddać, że błyskawicznie znalazł wspólny język, a nawet wytworzył chemię w relacjach z Lewandowskim. Kapitan reprezentacji Polski był przez co najmniej godzinę najbardziej wartościowym zawodnikiem biało-czerwonych, uczestniczył we wszystkich czterech bramkowych akcjach, które udało się wypracować naszej drużynie. Nie grał przy tym egoistycznie, mocno pracował na wysoką notę Piotra Zielińskiego. A był bliski zaliczenia asysty także po ataku, który strzałem kończył Grzegorz Krychowiak. W ostatnich dwóch kwadransach, kiedy Italia zaczęła prezentować się wreszcie tak, jak na Italię przystało, Lewy był osamotniony w pierwszej linii i w konsekwencji przestał być obsługiwany przez pomocników. Nikt jednak nikt nie powinien mieć wątpliwości, iż ponownie był kluczowym zawodnikiem w naszej drużynie. Zieliński został ustawiony na pozycji numer dziesięć, i zwolniony z defensywnych obowiązków w drugiej linii. Przy zakładaniu pressingu wspierał – niczym drugi atakujący – Lewandowskiego, a dzięki temu po szybkich odbiorach lub po błyskawicznie wyprowadzonych kontratakach znajdował się w polu karnym na pozycji środkowego napastnika. Miał dwie stuprocentowe sytuacje, wykorzystał jedną, ale w powszechnej ocenie mediów – na Półwyspie Apenińskim i w Polsce – zasłużył na najwyższą ocenę.

– Na pewno Piotr nie pokazał jeszcze wszystkiego, jak u każdego z naszych reprezentantów pozostały rezerwy. Brakuje mu jeszcze automatyzmów, ale to normalne po trzech dniach wspólnej pracy – z dużą wyrozumiałością ocenił Brzęczek, zapytany przez reportera „Sportu”, czy jest zaprezentowany z pewności siebie zademonstrowanej przez Zielińskiego w Bolonii.

Dwa filary defensywne

Prawda jest zresztą taka, że to po zejściu rozgrywającego SSC Napoli – z powodu bólu w kostce – gra ofensywna polskiego zespołu zupełnie się rozsypała. Zmiany wprowadzone przez Brzęczka – w przeciwieństwie do tych na korzyść zastosowanych przez Manciniego – nie przyczyniły się nawet do utrzymania poziomu gry. Co z jednej strony oznacza, iż trener biało-czerwonych optymalnie zestawił wyjściowy skład, a z drugiej – że Zieliński na dziś, podobnie jak Lewandowski, jest w zasadzie nie do zastąpienia w naszym zespole. Nawet jeśli do tej pory tylko kilkukrotnie w reprezentacji zagrał miarę możliwości.

Nasza defensywa także oparta jest na dwóch filarach, których wyjęcie powoduje rozstrój całej formacji. Z bolońskiej perspektywy nikt bowiem nie powinien mieć już wątpliwości, że to brak Łukasz Fabiańskiego i Kamila Glika w meczach z Senegalem oraz Kolumbią był największym osłabieniem linii obronnej. Obaj dają dużo spokoju, ale też w umiejętny sposób kierują mniej doświadczonymi kolegami. We Włoszech do poziomu duetu liderów dostroił się Bartosz Bereszyński, który mając naprzeciw Lorenzo Insigne – a do pomocy Rafała Kurzawę, do którego atutów nie zalicza się dynamika – świetnie blokował dośrodkowania i inne ofensywne próby rywala. Na tle grającego po przeciwnej stronie debiutanta Arkadiusza Recy zaprezentował się niczym profesor. Choć trzeba oddać, że świeżo upieczony lewy obrońca Atalanty Bergamo umiejętnie wspierany przez doświadczonego Jakuba Błaszczykowskiego także zaprezentował się lepiej niż powszechnie oczekiwano. I podobnie jak w przypadku selekcjonera Brzęczka – który zaproponował bardzo dojrzały i różnorodny pomysł na grę naszej drużyny narodowej – jego debiut należy uznać za co najmniej obiecujący.

   Adam Godlewski z Bolonii