Hokej. Idą dobrą drogą

W turnieju o Puchar Trójmorza w Katowicach Janowie najbardziej ucieszyła postawa młodych zawodników.


Czy ktoś pamięta, by polscy hokeiści w trzech meczach strzelili 18 goli i stracili zaledwie 3, w tym jednego na własne życzenie? Czegoś takiego nie było aż do turnieju o Puchar Trójmorza. Nie dość, że zaliczyli obowiązkowe zwycięstwa nad Estonią 6:1 i Litwą 8:1, to jeszcze pokonali rezerwowy zespół silnej Łotwy 4:1. Oczywiście, trzeba na to patrzeć poprzez pryzmat klasy rywala, niemniej zwłaszcza w ostatniej potyczce biało-czerwoni pokazali pewność siebie oraz radość z gry. W najtrudniejszych sytuacjach potrafili zachować spokój. W sumie impreza pod względem sportowym się udała, a trenerowi Robertowi Kalaberowi odpowiedziała na kilka wątpliwości.

Dobrze się stało, że reprezentacja miała okazję zmierzyć się z rywalami z dywizji IB mistrzostw świata; wygrane z Estonią oraz Litwą utwierdziły nas w przekonaniu, że nie jest to miejsce dla naszych hokeistów. Ale z powodu pandemii na ewentualny awans trzeba poczekać do następnego sezonu.

Reprezentacja pod wodzą trenera Kalabera rozegrała 7 meczów, odnosząc 4 zwycięstwa. Przed nią jeszcze majowy turniej w Lublanie oraz najważniejszy: sierpniowy finał kwalifikacji olimpijskich w Bratysławie, gdzie przyjdzie się zmierzyć z gospodarzami, Białorusią i Austrią, a więc rywalami znacznie silniejszymi niż ci, których gościliśmy na „Jantorze”.

John Murray, bramkarz GKS-u Tychy, przez cały ligowy sezon stanowił sporą zagadkę, bowiem dobre występy przeplatał przeciętnymi. Jednak w meczu z rezerwami Łotwy udowodnił, że w trudnych sytuacjach można na nie go liczyć. „Murarz” ma konkurencję, bo przecież zarówno Ondrej Raszka, jak i robiący stałe postępy Michal Kieler też nie zrezygnowali z pozycji nr 1.

Trener Kalaber od chwili objęcia stanowiska selekcjonera twierdzi, że największy problem jest z defensorami. Stąd też aktywna gra wszystkich formacji na całej tafli. Napastnicy już w tercji rywala próbowali zmusić go do błędu. A i w strefie neutralnej często dochodziło do przechwytu krążka, po czym szybko konstruowano akcje ofensywne. Po długiej przerwie z niezłej strony pokazał się Jakub Wanacki. Niewątpliwie odkryciem okazał się debiutujący w reprezentacji Olaf Bizacki. Tyszanin nie tylko zdobył efektowną bramkę, ale również grał bez bojaźni i gdy tylko nadarzała się okazja, uderzał na bramkę rywala. Szkoda, że pech dopadł Oskara Jaśkiewicza – na kilka tygodni wyeliminowała go kontuzja barku.

Paweł Zygmunt, napastnik Vervy Litwinów, po raz pierwszy miał okazję spotkać z trenerem Kalaberem i chyba sprawił mu niespodziankę. Zygmunt został ustawiony w ataku z Grzegorzem Pasiutem oraz Patrykiem Wronką. I to był strzał w „10”, bo ten pierwszy imponował spokojem oraz rozwagą, zaś dwaj skrzydłowi solidnie pracowali na całej tafli. Z meczu na mecz coraz lepiej w reprezentacji poczyna sobie Dominik Paś i zdaje się, że już ma pewne w niej miejsce.

– Trudno nie być zadowolonym po takiej grze, jak ta z Łotyszami – mówi słowacki selekcjoner.

– Byliśmy aktywni we wszystkich strefach lodowiska, sporo strzelaliśmy i co najważniejsze – mieliśmy kontrolę nad krążkiem. Oczywiście niebawem skala trudności wzrośnie, bo przecież będziemy się potykali z silniejszymi rywalami. Ale mam nadzieję, że dojdzie jeszcze kilku zawodników, którzy na co dzień występują w zagranicznych klubach. To bardzo ważne w perspektywie występu w Bratysławie.

Przed kadrowiczami kilka dni wypoczynku, a zaraz na początku maja spotkają się na zgrupowaniu w Jastrzębiu. Potem znów krótka przerwa, a po niej kolejna konsultacja szkoleniowa oraz wyjazd na turniej „Pobij Covid-19” do Lublany.


Na zdęciu: Dominik Paś to już pewny punkt reprezentacji trenera Roberta Kalabera.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus