Hokej. Przystanek w „Satelicie”!

Dopiero od niedawana hokeiści GKS-u Katowice mogą się cieszyć ze stabilnej sytuacji i trenować na własnym lodzie.


Efektowna wygrana w ubiegły piątek w Krakowie 5:1 wyraźnie poprawiła nastroje wśród kibiców GKS-u Katowice, a i drużyna poczuła się nieco pewniej. Wszyscy liczyli na kolejny dobry występ w „Satelicie”, ale potyczka z Energą Toruń została przełożona na inny termin, bo koronawirus daje się wszystkim we znaki.

Zarówno działacze, trenerzy oraz zawodnicy nie mają złudzeń, że co rusz będzie dochodziło do zmian w terminarzu. Wszyscy jednak są zdania, że należy rozgrywki kontynuować. Hokeistów z Katowic w najbliższym czasie czeka seria meczów u siebie i liczą na poprawę dorobku punktowego oraz lokaty.

Wskazana cierpliwość

W okresie letnim kadra GKS-u Katowice została w połowie zmieniona i dołączyli do niej zawodnicy młodzi, którzy dopiero poznają filozofię gry oferowaną im przez trenerski duet Piotr Sarnik – Ireneusz Jarosz. By zespół odpowiednio funkcjonował potrzeba czasu oraz cierpliwości, a efekty przyjdą nieco później. O perturbacjach związanych z tułaczką oraz kłopotami z własnym obiektem informowaliśmy na bieżąco i chyba już nie ma co do tego wracać.

Inauguracja dla hokeistów była zimnym prysznicem i sporym rozczarowaniem. Porażkę w Toruniu 2:3 uznaną za sensację, choć potem zmieniono nieco punkt wiedzenia, patrząc na kolejne zwycięstwa Energi.

– Na ten pierwszy mecz jechaliśmy trochę w „ciemno” i na dodatek nie mieliśmy meczów kontrolnych – tłumaczy utalentowany napastnik GKS-u, Patryk Krężołek. – Rywale nas zaskoczyli agresywną grą i nie potrafiliśmy odrobić strat. – Gdy stabilizowała nasza sytuacja zaczęliśmy grać lepiej i wszystko idzie w dobrym kierunku. Ostatnia wygrana w Krakowie zdaje się to tylko potwierdzać. I tylko szkoda, że nie może być zachowany rytm meczowy, bo czekaliśmy na rewanż z Energą Toruń, ale został przełożony.

My mamy cel wyznaczony na ten sezon, ale po drodze chcemy zrealizować dodatkowy, bo zależy nam na grze w finale Pucharu Polski. By jednak w nim wystąpić trzeba po II rundach znaleźć się w czołowej „4” i więc teraz musimy odrabiać straty.

Skuteczność i osłabienia

Hokeiści GKS-u Katowice cieszą się, że powrócili do swojej szatni w „Satelicie” i mogą usiąść porozmawiać oraz analizować dotychczasowe osiągnięcia.

– Naszą największą bolączka jest brak skuteczności oraz gra w osłabieniach i stąd też nasze porażki w Jastrzębiu oraz w Tychach – mocno podkreśla trener GKS-u, Piotr Sarnik. Uważam, że w obu meczach wcale nie ustępowaliśmy rywalom, potrafiliśmy stworzyć kilka sytuacji, ale krążek mijał bramkę rywala. Z Tychami (2:5) straciliśmy 3. gole w osłabieniu, a kolejnego do pustej i w tej sytuacji trudno marzyć o korzystnym wyniku.

W Jastrzębiu (1:3) były podobne okoliczności. Spotkanie w Krakowie stanowi osobny rozdział, bo to gra z podtekstami. Wielu naszych zawodników (trener również – przyp.red.) grało w „Pasach” i podwójnie wszyscy się mobilizujemy. A ponadto hokeiści mieli wręcz nakazane, by strzelać z każdej dogodnej pozycji.

Zdobyliśmy szybko 2. gole, a potem kolejne i przy prowadzeniu 4:0 mieliśmy komfort oraz możliwość kontroli wydarzeń na parkiecie. W Krakowie wszyscy od początku byli zdyscyplinowani oraz odpowiedzialni. A wygrana nad zespołem trenerskiego mistrza Rudolfa Rohaczka to podwójna satysfakcja.

Marsz w górę

GKS Katowice wśród fachowców jest wymieniany w gronie faworytów do podium. Straty do czołówki nie są duże i do odrobienia, ale trzeba zacząć gromadzić punkty.

– Byłoby dobrze, jak już wspomniałem, awansować do pucharowego turnieju finałowego – przypomina Krężołek, który ma zaledwie 22. lata to i tak jest jednym z najdłuższym stażem w GKS-ie, bo zaczła 4. sezon gry. – Uważam, że wygrana potyczka z Cracovią to przełomowy moment i jednocześnie odskocznia dla drużyny.

Utalentowany napastnik już drugi sezon występuje w ataku z kapitanem drużyny Grzegorzem Pasiutem, który niewątpliwie kreatorem gry oraz mentorem tej drużyny. Przynosi to efekty, bo napastnicy rodem z Krynicy należą najskuteczniejszych w drużynie Obaj mają po 6 pkt., ale Krężołek trafił 5. razy, zaś Pasiut 4. razy podawał.


Czytaj jeszcze: Kapitańskie tango

– Tych goli powinienem mieć więcej, ale czasami tak bywa, że krążek jak zaczarowany mija bramkę rywali – dodaje młodszy z kryniczan. – Grzesiek ma doświadczenie oraz znakomity przegląd sytuacji i dobrze nam się układa współpraca. A będzie jeszcze lepiej. Najważniejsze byśmy grali i zwyciężali. W końcu osiągnęliśmy stabilizację i oby wszystko się właściwe układało.

To będzie niezwykle ważna druga połowa października dla GKS-u Katowice. Mają 6. meczów, oczywiście jeżeli nie zajdą żadne poważne zakłócenia, w tym 5. na własnym lodzie. One zadecyduje czy zespół z Katowic będzie mógł liczyć na zrealizowanie pierwszego celu w sezonie.


Na zdjęciu: Patryk Krężołek (na pierwszym planie) już na dobre czuje się „GieKSiarzem”, bo to już jego czwarty sezon w drużynie.

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus