Hokej. Ułańska szarża

Polscy hokeiści nie po raz pierwszy w historii tej dyscypliny zaprezentowali się jak dzielni ułani i dokonali rzeczy, teoretycznie, niemożliwych! Biało-czerwoni jechali na turniej prekwalifikacji olimpijskiej do Nur-Sułtanu chyba nie do końca wierząc w końcowy sukces. Owszem, tu i ówdzie ze strony zawodników słyszało się głosy o walce i nieustępliwości. Te słowa traktowaliśmy z dystansem, ale okazuje się, że znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Zwycięstwo nad Kazachstanem oraz awans do sierpniowego turnieju finałowego na Słowacji, z udziałem gospodarzy, Białorusi oraz Austrii, to jedno z największych wydarzeń hokejowych w tym stuleciu! Tę chwilę radości trzeba jak najlepiej wykorzystać, ale to już rola działaczy, bo zawodnicy zrobili swoje.

Luty najlepszym miesiącem

Nasi hokeiści w meczu z Kazachstanem ustrzegli się drzemki, choć zdarzały się drobne potknięcia. Niemniej wytrzymali do samego końca ataki gospodarzy i chwała im za to! Natomiast kontrę wyprowadzona z ułańską fantazją przez tercet Krystian Dziubiński – Filip Komorski – Maciej Urbanowicz oraz gola tego ostatniego na 3:2 należy pokazywać jako wzór dla młodzieży. Telewizja rodzima tego nie pokaże, bo szefowie redakcji sportowej wypieli się na tę dyscyplinę. Brak w TVP transmisji z naszego play offu, poza finałami, również uważamy za wybitne nieporozumienie!

– Czy spodziewał się pan takiego scenariusza podczas turnieju w Nur-Sułtanie? – z tym pytaniem zwróciliśmy się do byłego dyrektora sportowego związku, Tomasza Rutkowskiego.

– Gdybym powiedział, że tak, to skłamałbym – natychmiast odpowiedział. I po chwili przedstawił swój punkt widzenia:

– Gdy przygotowywałem się do transmisji internetowej, analizowałem poczynania obu reprezentacji w spotkaniach z Holandią oraz Ukrainą i statystyczne porównania wychodziły na naszą korzyść.

– Oczywiście zestawienia statystyczne nie grają, bo przecież wszystko zależy od głównych aktorów na lodzie. Luty to najlepszy miesiąc dla naszej reprezentacji i kadrowiczów. Przypomnę, że w Budapeszcie w lutym 2016 również awansowaliśmy do turnieju finałowego po wygraniu z Węgrami 1:0 (karny Krzysztofa Zapały – przyp. red.). Dlaczego tak się dzieje? Hokeiści są dobrze przygotowani i tuż przed play offem są w optymalnej formie. Znacznie gorzej prezentowali po lidze w kwietniowych mistrzostwach świata. Wystarczy spojrzeć na wyniki reprezentacji oraz postawę poszczególnych kadrowiczów. Niemniej do Kazachstanu lecieliśmy w uszczuplonym składzie i uważam ten fakt za nieporozumienie. Przy okazji trzeba do tej niechlubnej sprawy wrócić.

Umiejętności taktyczne

Taktykę ustaloną przez sztab szkoleniowy można realizować tylko w momencie odpowiedniego przygotowania fizycznego oraz mentalnego – to przy każdej okazji powtarzał niżej podpisanemu jeden z charyzmatycznych trenerów piłkarskich.

– I trudno się z tym nie zgodzić – wpada w słowo nasz ekspert.

– Gdyby nasi zawodnicy nie byli mocni pod każdym względem, wówczas w końcu by się poddali. A tymczasem zaangażowanie, niesłychana ambicja oraz wola walki były po naszej stronie. Śmiem twierdzić, choć może to niektórym się nie spodobać, że gdybyśmy utrzymali koncentrację i nie stracili kontaktowego gola na 1:2, wówczas wynik dla Polski byłby wyższy. „Kazachowie”, i tutaj cudzysłów jest niezbędny, nie umierają za swoją ojczyznę. Im wyraźnie brakowało pomysłu na grę i w miarę upływu czasu liczyli na niekonwencjonalne akcje swoich naturalizowanych Kanadyjczyków.

Nie byłoby sukcesu bez Johna Murraya, zwanego „Jaśkiem Murarzem”, który – przypomnijmy – obronił 51 strzałów.

John Murray oraz jego koledzy wykonali solidną pracę podczas meczu z Kazachstanem. Fot. Polskigokej.eu

– Jeżeli bramkarz broni na poziomie 95% skuteczności lub powyżej, zaś pozostali wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności, wówczas możemy liczyć na korzystny rezultat. Tak właśnie było podczas naszych największych zwycięstw ze Związkiem Radzieckim czy też z Czechosłowacją podczas mistrzostw świata – przypomina jeden ze znanych naszych trenerów, Jerzy Mruk.

Krok do przodu

Robert Walczak, wiceprezes PZHL, przy każdej okazji powtarza, że otwarcie ligi dla obcokrajowców sprawiło, że nie tylko podniósł się poziom spotkań, ale i wzrosły umiejętności kadrowiczów. Z tym stwierdzeniem mocno polemizowałbym, bo nasi kadrowicze w większości występują, poza nielicznymi, w III i IV formacjach. W kluczowych momentach obserwują rywalizację z boksu.

– Też nie jestem zwolennikiem otwarcia ligi i uważam, że to będzie za parę lat ze szkodą dla reprezentacji – dodaje Rutkowski.

– Miarą postępu kadrowiczów są występy w międzynarodowych turniejach. Tyszanie grali w Lidze Mistrzów i zdobyli cztery punkty, a jeśli przegrywali, to zaledwie golem lub dwoma. Hokeiści z Jastrzębia trzy razy wygrali z wicemistrzem Słowacji Nitrą i to nie może być przypadkowe. Z kolei Cracovia wystąpiła w finale Pucharu Kontynentalnego. To sprawiło, że zawodnicy potrafią w takich meczach jak z Kazachstanem stawić czoło wyżej notowanemu rywalowi.

Przed biało-czerwonymi pod koniec kwietnia mistrzostwa świata Dywizji IB w katowickim „Spodku”, które trzeba obowiązkowo wygrać. A potem dobrze się przygotować do sierpniowego finałowego turnieju na Słowacji.

Ręce na pokład

Zakasać rękawy i wszystkie ręce na pokład, by jak najlepiej przygotować się do tych występów.

– Tę szansę promocyjną trzeba wykorzystać i jestem przekonany, że hokej będzie nieco inaczej postrzegany niż do tej pory 0 mocno akcentuje nasz rozmówca.

– Ciągle będę się upierał, że nie powinniśmy opuścić Dywizji IA, ale teraz musimy do niej powrócić i dobrze się w niej zadomowić. To prawda, że w finałowym turnieju mamy silnych rywali, ale też nie mamy nic do stracenia. Jeżeli zestawimy optymalną reprezentację, dobrze przygotowaną do tego występu, to jesteśmy w stanie walczyć w każdym spotkaniu. Trener Tomek Valtonen w Kazachstanie udowodnił wszystkim, że ma pomysł na grę tej drużyny.

Awans do finałowego rozdania jest dla nas, sympatyków dyscypliny, niecodziennym wydarzeniem i świętem. Jednak świętować nie można za długo, bo nadchodzi proza codziennego, hokejowego życia.