Horror w Zawierciu

Ładunek emocji w zawierciańskiej hali, jak zresztą zawsze, był na najwyższym poziomie. Od pierwszych piłek łatwo dało się wyczuć, że jedynym celem gospodarzy jest doprowadzenie do wyrównania w serii do trzech zwycięstw. Warta nie uznawała półśrodków i mecz rozpoczęła bardzo podobnie jak premierową odsłonę batalii o brązowy medal. Znów świetnie czuł się w pierwszych akcjach Mateusz Malinowski, który punktował z estymą, a goście nie potrafili poradzić sobie z jego atakiem. Gospodarze prowadzili już 10:7 i… po prostu stanęli. Najpierw stratę zniwelował Dawid Konarski, dzięki dwóm skutecznym atakom, a następnie na zagrywce pojawił się Julien Lyneel.

Znakomity Popiwczak

Francuski przyjmujący niemiłosiernie pokąsał miejscowych serwisem, a po jeszcze jednym asie, tym razem w wykonaniu Piotra Haina, i dzięki czujności na siatce Michała Szalachy, zrobiło się 14:11 dla gości. Chwilę później Konarski postanowił, że nie będzie gorszy od kolegów i też zapunktował zagrywką. Generalnie element ten był w pierwszej odsłonie sporym autem obu drużyn, ale zawiercianie popełnili zbyt wiele błędów na innych obszarach. Dwie z rzędu pomyłki w ataku oznaczały wynik 21:16 dla jastrzębian, z którego miejscowi już się nie wykaraskali.
Newralgiczny moment drugiej partii nastąpił stosunkowo szybko, bo wówczas, kiedy oba zespoły zbliżały się do osiągnięcia bariery 10 punktów. Dwie bardzo ważne akcje stały się udziałem Marcina Walińskiego. Doświadczony przyjmujący Aluronu Virtu Warty najpierw popisał się skutecznym blokiem, a następnie skończył kontratak. Gospodarze złapali cztery punkty przewagi, a następnie dołożyli do tego – znów dzięki Walińskiemu i Michalowi Masnemu – kolejne dwa „oczka”. Zrobiło się więc 14:9, ale jastrzębianie nie zrezygnowali z walki o korzystne dla siebie rozstrzygnięcie w tej partii. Niesamowicie w obronie grał Jakub Popiwczak, który podbił kilka ważnych piłek.

Zabawa Masnego

Po skutecznym i efektownym ataku Lyneela zawiercianie prowadzili już tylko 20:19, ale następnie zdołali ostatecznie złamać przeciwnika, bo wygrali dwie akcje z rzędu. Piłkę setową przyniósł gospodarzom autowy serwis Piotra Haina. Za pierwszym razem partii skończyć się nie udało, ale za drugim już tak, kiedy to ładnym atakiem ze skrzydła popisał się Kamil Semeniuk.

Niekwestionowanym bohaterem trzeciej odsłony, po stronie zawierciańskiej był Michal Masny. Słowacki rozgrywający, podobnie, jak w meczu w Jastrzębiu-Zdroju, zaczął bawić się z blokiem rywala. Podejmował sporo niekonwencjonalnych decyzji i zapewnił swojej drużynie przeszło 60-procentową skuteczność w ataku. Było już 21:17 dla gospodarzy i wydawało się, że nic złego zawiercianom w tym secie się nie stanie. Znów jednak kapitalnie popracował serwisem Lyneel i jastrzębianie byli o krok od remisu. Wtedy Mark Lebedew wziął czas, a po chwili miejscowi „zdjęli” z zagrywki Francuza, co okazało się kluczem do sukcesu.

Mogli pójść za ciosem

Zawiercianie po raz drugi w rywalizacji o brązowy medal PlusLigi objęli prowadzenie w setach. Przypomnijmy, że w sobotę, w Jastrzębiu-Zdroju, wygrali pierwszą partię. Różnica polegała jednak na tym, że tym razem jedna wygrana odsłona dzieliła ich od wyrównania stanu rywalizacji. Taka wizja na pewno zespołu Marka Lebedewa nie sparaliżowała, ale Warta czwartego seta zaczęła nerwowo.

Lukas Kampa ustrzelił zagrywką Walińskiego i zrobiło się 7:4 dla przyjezdnych. Doświadczony przyjmujący szybko się jednak zrehabilitował i zaserwował asa. Rozpoczęła się wówczas wymiana ciosów i zawiercianie zdobyli dwa punkty przewagi. Jednak następnie na zagrywce pojawił się zadaniowo Jakub Bucki, który dwa razy nie pozwolił przyjąć piłki przeciwnikom. Przez dłuższy czas „Pomarańczowi” utrzymywali dwupunktową przewagę, niemniej Masny nie dał o sobie zapomnieć. Było 19:17 dla JW, ale to gospodarze zdobyli trzy kolejne punkty. Wszystko zaczęło się właśnie od zagrania Słowaka, który idealnie wypatrzył lukę po jastrzębskiej stronie i zmieścił piłkę w samym narożniku boiska. Później obie drużyny zagrały bardzo długą akcję, którą skończył Malinowski, i wydawało się, że zawiercianie pójdą za ciosem.

Za szóstym razem

Tymczasem goście odrodzili się w najbardziej odpowiednim momencie. Końcówkę rozegrali wręcz filmowo. Pozwolili pomylić się Walińskiemu w ataku, a po chwili kapitalnym pojedynczym blokiem popisał się Konarski. To dało piłkę setową przyjezdnym, którą wykorzystał Lukas Kampa. Niemiecki rozgrywający zagrał lekko i zupełnie zaskoczył przyjmujących Warty.

Drugi tie-break w tej rywalizacji stał się faktem, a przy stanie 3:3 doszło do sporej kontrowersji. Zawiercianie weryfikowali przełożenie rąk Kampy i, co zdarza się rzadko, wywalczyli punkt, choć jastrzębianie nie zgadzali się z taką interpretacją challenge’u. Był to jednak dopiero początek emocji w piątej odsłonie. Przy stanie 7:7 na zagrywce znów pojawił się Jakub Bucki i… drużyny zmieniały strony przy prowadzeniu jastrzębian, bo rezerwowy atakujący gości posłał asa. Tym samym odpowiedział jednak po chwili Alexandre Ferreira, a jego zespół miał następnie szansę na dwa punkty przewagi, ale Kampa zablokował Walińskiego.

Chwilę później, po kolejnej bardzo długiej akcji, atak ze skrzydła skończył Wojciech Ferens i zrobiło się 12:11 dla jastrzębian. Dwie akcje później prowadzili jednak zawiercianie, bo bardzo dobrze zaserwował Waliński, i niedługo potem gospodarze mieli piłki meczowe. Trzech z nich nie wykorzystali, a przy serwisie rywala doszło do nieporozumienia między Masnym a Krzysztofem Rejną i to goście mieli kolejne meczbole. Konkretnie było ich aż… sześć i właśnie za tym razem Lyneel skończył kontrę ze skrzydła. Jastrzębianie wygrali tie breaka 23:21 i do brązowego medalu potrzebują już tylko jednego zwycięstwa.

Aluron Virtu Warta Zawiercie – Jastrzębski Węgiel 2:3 (19:25, 25:21, 25:21, 22:25, 21:23)

Sędziowali Piotr Skowroński (Gdańsk) i Agnieszka Michlic (Bydgoszcz). Widzów 1000.

WARTA: Masny (3), Waliński (19), Rejno (9), Malinowski (21), Ferreira (19), Gawryszewski (13), Koga (libero) oraz Dosanjh, Andrzejewski (libero), Bociek, Semeniuk (1). Trener Mark LEBEDEW.

JW: Kampa (4), Lyneel (17), Szalacha (8), Konarski (24), Fromm (12), Hain (6), Popiwczak (libero) oraz Bucki (3), Gunia (5), Wolański, Rusek, Ferens (3). Trener Roberto SANTILLI.

Przebieg meczu
I set: 10:7, 12:15, 16:20, 19:25.
II set: 10:6, 15:10, 20:17, 25:21.
III set: 9:10, 15:14, 20:17, 25:21.
IV set: 10:9, 14:15, 20:19, 22:25.
V set: 10:9, 15:14, 19:20, 21:23.

Bohater – Lukas KAMPA.

 

Na zdjęcia: Michal Masny (z prawej) robił co mógł, ale to zespół Lukasa Kampy (z lewej) okazał się lepszy.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ