Krok po kroku

Igor Smal, napastnik GieKSy, otrzymał powołanie do reprezentacji i zacznie pisać nowy rozdział swojej sportowej przygody.


Już po pierwszym zetknięciu się z lodową taflą zrodziła się w nim pasja, która była skrzętnie pielęgnowana i rozwijana, a potem powstał szczegółowy plan na dalszą hokejową przygodę. Efekt finalny jest wyśmienity, bo w kolekcji ma już dwa tytuły mistrzowskie z GKS-em Katowice, a niedawno otrzymał nominację do kadry na listopadowy turniej O Puchar Niepodległości w Sosnowcu – tak w telegraficznym skrócie przedstawiają się losy jednego z przyszłych debiutantów w reprezentacji, Igora Smala.

Ma zaledwie 23 lata. Choć w jego sportowym CV co rusz przybywa ciekawych wątków, to pozostaje wierny zasadzie małych kroków. Ustala cele i stara się je skrzętnie realizować, a teraz otwiera się przed nim kolejny – miejmy nadzieję – ciekawy rozdział.

Przerywnik i medale

Igor z Gdańskiem związany był od zawsze. Wszystko kręciło się wokół hali Olivii, choć mieszkał w Gdyni. Rodzice Bożena i Jarosław zarazili go hokejową pasją. Na każdym szczeblu wtajemniczenia mocno go wspierają, a teraz są dumni z jego nominacji. Zaczynał w SP nr 35 pod kierunkiem Janusza Bochińskiego, a następnie przeszedł do grupy prowadzonej przez Krzysztofa Lehmanna. Potem zrodził się rodzinny plan z możliwością wyjazdu i trenowania w zagranicznym klubie.

– Było kilka opcji, ale pod koniec gimnazjum – wraz z rodzicami – podjęliśmy decyzję o wyjeździe do Sztokholmu – wspomina Igor. – Pojechałem do polskiej rodziny, którą mieliśmy okazji poznać. Oczywiście, musiałem przejść testy, by dostać do klubu. Trenowałem w nim prawie 2,5 roku, ale ze względów rodzinnych wróciłem do Gdańska i znalazłem się w juniorskiej drużynie PKH Gdańsk, która w 2017 roku zdobyła mistrzostwo Polski, a dwa lata później wicemistrzostwo kraju w Sanoku, przegrywając z gospodarzami.

Po tym pierwszym sukcesie Andrej Kowaliow, trener seniorskiej Automatyki (pod taką nazwą występował wówczas zespół), dał Igorowi szansę debiutu w ekstralidze.

– Chyba na przełomie roku, a może to było w styczniu 2018 roku zagrałem po raz pierwszy. To był mecz przeciwko Comarch Cracovii – dodaje hokeista. Niestety, wyniku nie pamiętam, ale pamiętam atmosferę na trybunach, jaka towarzyszyła temu meczowi. Zawsze to będę wspominał z sentymentem. To był kolejny krok, by znaleźć się na stałe wśród profesjonalistów.

Nieoczekiwane przenosiny

Młodzi działacze PKH Automatyki, a potem Lotosu Gdańsk natrafili na wiele trudności ze strony operatora hali Olivia. Zespół z sezonu na sezon się rozwijał, robił postępy, a działacze w kuluarach toczyli boje z zarządzającymi obiektem.

– Byłem tak skupiony na treningach i grze, że nie zwracałem uwagi na to, co się dzieje wokół zespołu – wyjawia Igor. – W 2019 roku graliśmy w ćwierćfinale play offu z GKS-em Tychy i byliśmy bliscy sprawienia sensacji, bowiem na tafli rywali wygraliśmy i objęliśmy prowadzenie w rywalizacji 3-2. Niestety, kolejne dwa mecze przegraliśmy i odpadliśmy, a hokeiści z Tychów sięgnęli po mistrzostwo Polski. W 2020 roku dość późno się dowiedziałem, że klub zostaje rozwiązany i zostałem zmuszony do poszukiwania nowego miejsca, by nadal realizować swoją pasję.


Czytaj także:


– Przeprowadziłem kilka rozmów, ale ostatecznie – wspólnie z Michałem Narogiem – wybraliśmy Zagłębie Sosnowiec. I patrząc z mojej perspektywy, był to trafny wybór. Otrzymywałem sporo minut na tafli i mogłem stale podnosić kwalifikacje. Ponadto odnalazłem się w tym regionie, choć miałem trochę obaw czy zdołam się przyzwyczaić. Wcześniej przebywałem w większych aglomeracjach, ale przecież tutaj miasta również ze sobą sąsiadują. Poznawałem coraz więcej nowych ludzi i nie miałem prawa narzekać.

Młody hokeista został dostrzeżony przez możniejszych tej ligi i Roch Bogłowski, dyrektor sportowy GKS-u Katowice, złożył mu ofertę przejścia do drużyny.

– Trudno z takiej propozycji było nie skorzystać, bo przecież zespół był silniejszy, jawiły się przed nim ciekawe perspektywy i to była trafna decyzja – wyjaśnia nowy kadrowicz.

Rozdzielone role

Smal, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, pełni rolę środkowego w czwartym ataku, ale to wcale nie oznacza, że sporadycznie pojawia się na tafli. Podczas zmiany stara się być aktywny na całym lodowisku i nie stroni od starć pod bandami.

– Trener Jacek Płachta precyzyjnie rozpisuje role w zespole i każdy ma do wykonania określoną pracę – mocno podkreśla Igor. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem od „czarnej” roboty i staram się wykonywać zadania najlepiej jak potrafię. Nie liczą się indywidualne dokonania, lecz drużyny, a najważniejsze są zwycięstwa. W takim duchu byłem wychowywany przez rodziców oraz szkoleniowców i takie zasady obowiązują u trenera Płachty.

– Będę pewnie długo wspominał sytuację z ostatniego półfinałowego meczu play offu z Tychami w 2022 roku. Kuba Wanacki w dogrywce zdobywa gola, a potem sięgnęliśmy po mistrzostwo. Dwa razy z rzędu wygraliśmy finał 4:0, chwile, gdy podnosiliśmy puchar, był radosne. Tymczasem ja w tych momentach mam przed oczami tego gola Kuby i tak pozostanie na zawsze. O nominacji do kadry wiedziałem nieco wcześniej, bo kontaktował się ze mną trener. To kolejne spełnienie dziecięcych marzeń, ale jednocześnie pragnę podkreślić, że twardo stąpam po ziemi i wiem, w jakim miejscu się znajduję.

Od pierwszego dnia zgrupowania napastnik GieKSy będzie pisał nowy rozdział sportowej przygody. Najważniejsze, że wie czego chce i jest mocno zdeterminowany. Jak to wszystko się potoczy w dużej mierze będzie zależało od niego samego.


Na zdjęciu: Igor Smal o dwóch lat występuje w katowickim zespole i dobrze się w nim czuje.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus