Zaklinanie arytmetyki

Jedno pełne okrążenie już za Valdasem Ivanauskasem. Zmierzył się ze wszystkimi 15 zespołami, które w tym sezonie rywalizują z Zagłębiem Sosnowiec w ekstraklasie. Bilans tej konfrontacji nikogo przy Kresowej zadowalać nie może: trzy zwycięstwa, dwa remisy i aż 10 porażek.

Kaliber 24,4

Z prostych wyliczeń wynika, że pod komendą Litwina beniaminek wygrywa ledwie co piąte spotkanie. To zdecydowanie zbyt niska efektywność, by skutecznie powalczyć o zachowanie miejsca w krajowej elicie. Do zdobycia było w tym czasie 45 punktów. Sosnowiczanie sięgnęli tylko po 11, co stanowi ledwie 24,4 proc. pełnej puli.

Piłka wciąż jednak pozostaje w grze. W tym sezonie można się jeszcze wzbogacić aż o 33 „oczka”. Wystarczy – bagatela – wygrać wszystkie potyczki do mety zmagań. Jeśli jednak Zagłębie utrzyma obroty na dotychczasowym poziomie, będzie mogło dopisać sobie tylko osiem punktów. A to oznacza niechybną zagładę – bez względu na rozstrzygnięcia, jakie zapadać będą na innych boiskach.

W gorsecie strachu

Mimo niekorzystnych rezultatów sosnowiczanie długimi fragmentami demonstrują dojrzały futbol i w zgodnej opinii ekspertów nierzadko są zespołem lepszym niż rywal, który zgarnia komplet punktów. Nie potrafią jednak zdominować przeciwnika od pierwszych minut spotkania. Z czego to wynika?

– Ogromną rolę odgrywa w tym wszystkim strach – tłumaczy trener Ivanauskas. – Chodzi o lęk przed popełnieniem błędu w początkowej fazie meczu i ewentualne konsekwencje. Wynika to oczywiście z naszej sytuacji w tabeli, bo marginesu na potknięcia nie mamy już żadnego. Problem ma więc podłoże psychologiczne. W zasadzie tylko raz udało nam się tę barierę przeskoczyć. To było spotkanie z Koroną Kielce, wygrane na Stadionie Ludowym 4:1.

Zamiast ultimatum

Jak będzie w sobotnie popołudnie w Legnicy? Ivanauskas marzy, by powtórzyć rezultat z meczu, który był jego premierą na polskiej ziemi. Przy Kresowej, 20 października 2018 roku, sosnowiczanie pokonali Miedź 3:1. Nie podciął im skrzydeł gol stracony z rzutu karnego (egzekutorem Petteri Forsell) już po trzech minutach gry. Jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie za sprawą dwóch trafień Szymona Pawłowskiego, a po zmianie stron rywale dołożyli jeszcze bramkę samobójczą.

Przypomnijmy, że Legnica wyjątkowo źle kojarzy się Dariuszowi Banasikowi, który prowadził sosnowiczan wiosną i latem ubiegłego roku. Właśnie tam został zwolniony z posady – krótko po konferencji prasowej, gdy tylko wytłumaczył się z kolejnej porażki. Był zdumiony. Myślał, że dostanie najpierw ultimatum. Ivanauskasowi podobny scenariusz jednak nie grozi. Bez względu na osiągane wyniki poprowadzi zespół do końca bieżących rozgrywek…

 

Na zdjęciu: Valdas Ivanauskas (z prawej) egzamin z ekspresji zdaje bezbłędnie. Od zaraz muszą jednak iść za tym zdobycze punktowe…