Jakub Bartkowski o Wiśle: Czasami było jak na stypie

Jakub Bartkowski nie jest już piłkarzem Wisły Kraków. Rozwiązał kontrakt i podpisał umowę z Pogonią Szczecin. W rozmowie ze Sportem mówi o dwóch latach spędzonych w Krakowie.

Mateusz Miga: Kiedy pojawił się temat Pogoni?
Jakub BARTKOWSKI: – To całkiem niedawna i dynamicznie rozwijająca się sprawa. Miałem inne możliwości, ale jak pojawiło się zainteresowanie Pogoni to szybko wysunęło się na pierwsze miejsce.

Mogłeś wypowiedzieć kontrakt z powodu zaległości, ale jednak rozstajecie się za porozumienie stron. Co to oznacza dokładniej?
Jakub BARTKOWSKI: – Po pierwsze – umówiliśmy się, że jeśli nie znalazłbym teraz klubu to Wisła nie musiałaby mi płacić pensji pozostałych do końca kontraktu, czyli do czerwca 2019, a tak byłoby gdybym rozwiązał kontrakt z winy klubu. Nowy klub znalazłem szybko, więc ta opcja zaraz stała się nieaktualna. Dodatkowo rozłożyłem Wiśle płatności w czasie, by klubowi było łatwiej dostać licencję. W wypadku rozwiązania z winy klubu to całość zaległości wobec mnie Wisła musiałaby opłacić do 31 marca.

Czym się kierowałeś podejmując tę decyzję?
Jakub BARTKOWSKI: – Można powiedzieć, że nic na tym nie zyskuje, ale klub jest w takiej sytuacji, że na pewno podobne rozmowy odbywa z każdym odchodzącym zawodnikiem. Ja podchodzą do tego tak, że Wisła przede wszystkim musi teraz odzyskać licencję na grę w ekstraklasie, co przez problemy finansowe pewnie nie będzie takie łatwe. Liczę jednak na to, że wszystko zakończy się pomyślnie. Mam nadzieję, że moja decyzja choć trochę pomoże klubowi.

Kiedy nabrałeś przekonania, że musisz odejść z Wisły?
Jakub BARTKOWSKI: – Pismo z wezwaniem do zapłaty złożyłem w dniu ostatniego meczu. Już po tym fakcie, a jeszcze przed meczem z Lechem mieliśmy spotkanie z legendarnym Vanną Ly podczas którego były kreowane wizje wielkiej Wisły. Miałem wówczas nadzieje, że ten Vanna Ly okaże się „prawdziwy” i pieniądze zostaną wypłacone. Bardzo bym się ucieszył, bo wreszcie wiedziałbym na czym stoję. Wezwanie do zapłaty było dla mnie wentylem bezpieczeństwa na wypadek, gdy pan Ly nie okaże się wiarygodny. Chciałem mieć większy wpływ na mój los.

Teraz możesz powiedzieć już wprost jakie miałeś wrażenia po tamtym spotkaniu.
Jakub BARTKOWSKI: – Szczerze mówiąc to wszystko od początku było troszkę niejasne. Sygnały dochodzące do nas z mediów sprawiły, że mieliśmy wątpliwości, ale nadzieja matką głupich i każdy z nas jakąś nadzieje miał. Mimo tego, że wyglądało to dziwnie i podejrzanie. Myślę, że kibice też wierzyli. Skoro zarząd zgodził się na sprzedaż klubu tym ludziom to można było uznać, że inwestor był sprawdzony. Atmosfera ciągle jednak była nerwowa i powtarzaliśmy, że to co powie klub, lub to co przeczytamy w mediach bierzemy z przymrużeniem oka. Wyznacznikiem miały być przelane pieniądze.

Ile razy logowałeś się na swoje konto w banku, by zobaczyć, że nic tam nie drgnęło? Ta sytuacja trwała bardzo długo.
Jakub BARTKOWSKI: Było parę ciężkich momentów, przede wszystkim wtedy, gdy upadały tematy inwestorów albo, gdy terminy płatności nie były dotrzymywane.

Upadek rozmów z Wojciechem Kwietniem, Wiesławem Włodarskim i firmami Dasta oraz Anrans to był taki moment?
Jakub BARTKOWSKI: Na przykład. Dowiedzieliśmy się o tym w drodze na mecz z Wisłą Płock. Godzinę czy dwie spędziliśmy w atmosferze stypy. Ale jeszcze przed meczem otrzymaliśmy informację, że klub decyduje się na tą inną ofertę, o której wtedy mówiło się, że to propozycja angielska. Odzyskaliśmy nadzieję, ale to wszystko było bardzo dziwne. Jak się okazało, ta propozycja niewiele wspólnego miała chyba z Anglią.

Jak radziłeś sobie finansowo przez te pół roku bez wypłat?
Jakub BARTKOWSKI: – Nie było łatwo, bo życie piłkarza jest krótkie. Ja wychodzę z założenia, że zarobione pieniądze staram się inwestować i przed tym sezonem kupiłem mieszkanie. Musiałem opłacić wkład własny, a potem spłacać kredyt. Gdybym przypuszczał, że sytuacja w Wiśle będzie na tyle ciężka to na pewno bym tego nie zrobił. Dodatkowo, pod koniec stycznia rodzi mi się druga córka. Przez te pół roku miałem świadomość tego, że rodzina się powiększy, pojawiają się kolejne koszty, a wypłat ciągle brakowało. Mogłem na szczęście liczyć na pomoc rodziców, za co jestem im bardzo wdzięczny. Nie wiem, jak bym sobie bez nich poradził, ale i tak jestem ciągle pod kreską.

Z bankiem udało się porozumieć czy musiałeś spłacać raty?
Jakub BARTKOWSKI: – Nie. Raty to pół biedy, gorzej było z płatnościami początkowymi, szczególnie z wkładem własnym. Dodatkowo, my jako piłkarze mamy pozakładane firmy, podatki trzeba opłacać czy pieniądze się dostanie czy nie.

Spędziłeś w Wiśle dwa lata. Ile wypłat był na czas?
Jakub BARTKOWSKI: – Zaległości były w zasadzie zawsze, ale wcześniej problemy nie były aż tak duże.

Ile razy jako drużyna zostaliście wprowadzeni w błąd w kwestii tego, kiedy otrzymacie wypłaty?
Jakub BARTKOWSKI: – Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, bo podczas tych spotkań rzadko padały konkrety. Słyszeliśmy raczej, że teraz nie ma pieniędzy, a klub robi wszystko, by jakoś je zorganizować.

Z perspektywy dwóch lat nie żałujesz transferu do Wisły?
Jakub BARTKOWSKI: – Nie. Dzięki temu transferowi wróciłem do ekstraklasy. Wiedziałem, że w Wiśle są pewne zaległości, ale długo się nie zastanawiałem. To była dla mnie szansa, którą udało mi się wykorzystać.

No i długo będziecie wspominać atmosferę stworzoną w waszej szatni mimo że przez pół roku graliście za darmo.
Jakub BARTKOWSKI: – Duża w tym zasługa trenera Stolarczyka i sztabu szkoleniowego. Nie każdy trener zdołałby się w takiej sytuacji odnaleźć. Czasami jednym zdaniem, jedną odprawą można obniżyć morale drużyny, a trenerowi udawało się zawsze trzymać te morale możliwie jak najwyższe. Nawet w trudnych sytuacjach potrafił do nas dotrzeć. Stworzyliśmy bardzo zgraną drużyną i było to widać na boisku, a jakbyście mogli zajrzeć do szatni to tam też byście to zobaczyli.

Jakub Bartkowski cieszy się z kolegami w Wiśle Kraków
Credit Adam Starszynski / PressFocus

 

 

Paweł Brożek: W szatni słuchamy piosenek o Vannie Ly